Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

91571263_3130846596947309_8499921036777619456_n.jpg

Nasza “praca domowa” i dlaczego Europa nie potrafi jej skopiować

W mediach znajdziecie pełno komentarzy z Zachodu – Europy i Stanów Zjednoczonych – na temat chińskiego podejścia do epidemii koronawirusa. Dziś odwracamy perspektywę.

W ciągu ostatnich dwóch dni epidemia koronawirusa w Chinach zaczęła rozwijać się w bardziej pomyślnym kierunku. Z odizolowanego Wuhan nieprzerwanie spływają dobre wiadomości, a we wszystkich regionach prowincji systematycznie wznawiana jest praca. Jednak w tym samym czasie epidemia wybuchła poza Chinami. Wielu ludziom wydaje się czymś niezrozumiałym to, że w Europie i w Stanach Zjednoczonych powtarza się cały szereg błędów w polityce społecznej, które doprowadziły do spóźnionej reakcji w początkowej fazie epidemii w Wuhan. Obecnie, 6 marca, w amerykańskim „Wall Street Journal” nadal można znaleźć teksty krytykujące Wuhan i twierdzące, że za rozprzestrzenianie się wirusa na „masową" skalę odpowiada bezpośrednio wiele czynników, takich jak brak społecznego nadzoru sprawowanego przez opinię publiczną, stawianie przez rząd spokoju społecznego na pierwszym miejscu, niejasność i brak płynności w przepływie informacji, czy ustawienie zbyt wysokich progów wykrywalności, po tym jak w początkowej fazie wirus rozprzestrzeniał się na poziomie lokalnym. Ma z tego wynikać, że to system społeczny Chin doprowadził do tej epidemii.

A jednak, jeśli przyjrzymy się obecnemu centrum epidemii, docierającej do Stanów Zjednoczonych, Włoch, Francji, Niemiec czy Wielkiej Brytanii, to zobaczymy, że wielu zwykłych ludzi w tych państwach, może odczuć, że wszystkie pomyłki popełnione w Wuhanie, wytykane przez ich elity, są teraz popełniane przez ich własne państwa w ramach działań zapobiegawczych. Dla samych Chińczyków sytuacja, w której ktoś nie jest w stanie nawet "skopiować pracy domowej" jest szczególnie konfundująca. 8 marca Włochy, w które epidemia uderzyła najmocniej w Europie, ogłosiły objęcie izolacją 16 milionów ludzi zamieszkujących Lombardię oraz czternaście innych prowincji. Decyzję tę dzieli ponad miesiąc od 13 stycznia, kiedy stwierdzono dwa pierwsze przypadki zarażenia. Jest to reakcja wolniejsza o ponad tydzień od czasu, jaki dzielił ogłoszenie zamknięcia Wuhan od podejrzenia pierwszego przypadku. Nawet w sytuacji drastycznego wzrostu przypadków Włochy nie podjęły żadnych środków zaradczych, takich jak zakaz imprez masowych i dużych zgromadzeń. Aż do dzisiaj Włochy nie zaleciły masowego stosowania masek ochronnych. Co więcej, każde państwo europejskie oraz Stany Zjednoczone, traktują politykę prewencyjną oraz przekaz informacji w podobny sposób: zachęcają do mycia rąk, ale nie do noszenia masek, nie ograniczają również imprez masowych. W krajach tych, jeśli śledzić komunikaty rządowe i mediów, można odnieść wrażenie, że koronawirus właściwie nie różni się od grypy.

Dokładnie tego rodzaju podejście do sytuacji epidemicznej wywołuje niepokój również wśród chińskiej diaspory, stanowiąc równocześnie ogromną trudność dla działań prewencyjnych w samych Chinach. Na obecnym etapie, działania te skupiają się przede wszystkim na przypadkach zakażeń wśród osób wjeżdżających do Chin. Masowe rozprzestrzenianie się wirusa zwiększa znacznie również prawdopodobieństwo jego mutacji. Przykładu dostarcza epidemia „Hiszpanki”, która wybuchła w Stanach Zjednoczonych w 1918 roku. Chociaż pierwsza fala zachorowań miała stosunkowo lekki przebieg, to po tym, jak epidemia dotarła do Europy, jej druga i trzecia fala okazały się skrajnie zabójcze.

W tym kluczowym momencie wielu ludzi może zastanawiać się, dlaczego właściwie obcokrajowcy nie odrobią naszej „pracy domowej"? Dlaczego nie zakazują jak najwcześniej masowych zgromadzeń? Dlaczego nie kładą nacisku na noszenie masek? Dlaczego nie budują punktów opieki? Dlaczego cały kraj nie rusza na pomoc? Doprawdy, tego typu katastrofy, niczym zaczarowane zwierciadło, które pokazuje nam nasze własne złe duchy i demony, odzwierciedlają również różnice w podejściu poszczególnych kultur do tego typu kryzysowych momentów. Historycznie rzecz biorąc, chińska metanarracja, pojawiająca się w takich sytuacjach jak wojna, katastrofa naturalna, czy epidemia, odsyła do figur takich jak Yu Wspaniały, opanowujący powodzie albo Yugong, przesuwający góry. Jądro tej metanarracji zasadza się na zbiorowym wysiłku i pomocy wzajemnej oraz na zachowaniu kolektywnej siły całego ciała społecznego, poprzez poświęcenie niewielkiej części spośród tworzących je ludzi. Taka forma wzajemnej pomocy istnieje nie tylko ponad podziałami regionalnymi i klanowymi, lecz również ponad czasem, stanowiąc swoistą misję historyczną przekazywaną z pokolenia na pokolenie. To z tego powodu w codziennych wypowiedziach znajdujemy liczne zwroty wypełnione historyczną mądrością mas, takie jak: „przodkowie sadzą drzewa, aby potomkowie mogli pod nimi odpoczywać", „na zielonych wzgórzach, z pewnością znajdzie się jakieś ognisko", „trzydzieści lat w Hedong, trzydzieści lat w Hexi" itd. Takie zwroty składają się na naszą metanarrację odnoszącą się do naszej wiedzy o świecie oraz organizacji społecznej. Możemy ją znaleźć między innymi w takich współczesnych dziełach literackich, jak „Wędrująca ziemia" Liu Cixina.

W porównaniu do tego, zachodnia metanarracja obraca się wokół naturalnej selekcji i walki o przetrwanie. W ramach zasady będącej w istocie prawem dżungli, kluczowe miejsce zajmuje własne przetrwanie i pomoc samemu sobie. W kontekście tych kluczowych zasad, działania podejmowane w ramach systemu społecznego przez konfrontujący się z epidemią Zachód skupiają się przede wszystkim na zabezpieczeniu takich rzeczy jak leki, łóżka szpitalne, maski, personel medyczny oraz na zapewnieniu produktów pierwszej potrzeby. I to z powodu tych właśnie zasad tak ludzie, jak i działania prowadzące do marnowania środków niezbędnych do przetrwania mogą zostać bez różnicy porzucone. Dlatego też, bez względu na to, czy chodzi o Niemcy, Francję, Wielką Brytanię, czy Stany Zjednoczone, w informacjach na temat przeciwdziałania epidemii podkreśla się, że wirus atakuje przede wszystkim tę część populacji, którą tworzą osoby starsze i posiadające wcześniejsze problemy zdrowotne (innymi słowy, osoby słabe) i z tego też powodu większość ludzi nie ma powodu do nadmiernych zmartwień. W brytyjskich i amerykańskich mediach pojawili się komentatorzy, a nawet rządowi oficjele, głoszący publicznie, że rozprzestrzenianie się wirusa może mieć też dobre strony, takie jak odciążenie systemu opieki zdrowotnej.
Brytyjski premier Boris Johnson stwierdził nawet, że nie ma potrzeby podejmować drastycznych kroków zmierzających do ograniczenia rozprzestrzeniania się wirusa. Może on przynieść społeczeństwu korzyści, a polityka zapobiegawcza powinna stawiać na pierwszym miejscu rozwój gospodarczy. W gruncie rzeczy tego typu polityka zapobiegawcza dobrze uwypukla metanarrację zawartą w zachodnich podaniach i religii: „Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają". Historia „Arki Noego" szczególnie dobrze uchwytuje ducha tej narracji. Najpierw mamy do czynienia z katastrofą, zgotowaną przez samego "boga" w celu oczyszczenia świata z grzeszników i jego odnowy. Aby osiągnąć ten cel, wystarczy zatroszczyć się wyłącznie o jedną samicę i jednego samca z każdego gatunku.

Ale epidemia jest nie tylko magicznym zwierciadłem, lecz również aktem usunięcia zasłony skrywającej cały świat. Pozwala nam ona dowiedzieć się jak kruche w sytuacji kryzysowej są gwarancje „globalizacji" wystawiane w czasie spokoju. Używając tej narracji, aby przyjrzeć się podejściu Zachodu do epidemii, możemy zauważyć, że ten rodzaj organizacji ludu wokół ducha zjednoczonego dążenia do przezwyciężania ludzkiego losu, przy wsparciu przemysłu i ogólnonarodowym wysiłku, oraz orientacja na ratowanie ludzkiego życia, bez względu na koszty nie może być odtworzona na Zachodzie. W czasie epidemii każdy kraj w Europie zaczyna dbać o siebie. Zakazano obrotu maskami ochronnymi, płynem odkażającym i innymi materiałami w obrębie Unii Europejskiej. Niemcy posunęły się nawet do zarekwirowania 240 tysięcy maseczek, które miały trafić do Szwajcarii, aby użyć ich u siebie. Sen, który śni Wspólnota Europejska od czasów powojennego dobrobytu, szybko pryska, gdy zderza się z sytuacją kryzysową. Nie jest to jednak pierwszy taki przypadek w historii Europy.

Europa nie jest w stanie odtworzyć chińskiego podejścia do epidemii nie tylko ze względu na braki w przemyśle i systemie politycznym, ale również ze względu na podejście do samego życia. W ramach narracji o dżungli, w której przetrwają tylko najsilniejsi, ludzkie życie, zwłaszcza zaś życie osób starszych i słabych jest dającym się zbyć balastem. W warunkach pokoju i spokoju ten rodzaj indywidualistycznej samopomocy i wolności w odniesieniu do gospodarki i społecznych możliwości jednostki może z pewnością wydawać się rajem na ziemi. Jednak w konfrontacji z sytuacją zagrożenia życia, zwłaszcza zaś z dzisiejszym rodzajem katastrof naturalnych i związanych z nimi kwestii życia i śmierci, wartość jednostkowego życia wydaje się nieistotna. Wybór istnieje pomiędzy tym, czy należy, tak jak w Stanach Zjednoczonych, gromadzić broń w celu samoobrony, czy też raczej tak jak w Europie, cieszyć się swobodnie ostatnimi chwilami normalnego życia. Ludzie podążający za zasadą zgodnie z którą „po nas choćby i potop" nie zrozumieją z pewnością, że „po nas pozostaną nasze dzieci" – poglądu, tych, którzy idą w ślady Yu Gonga, podejmując decyzje w obliczu katastrofy. Innym bardzo ważnym czynnikiem decydującym o niemożliwości odtworzenia chińskich rozwiązań, jest gotowość ogromnych rzesz ludzkich, do dobrowolnego poddania się izolacji.

Dziś, kiedy epidemia wkracza w nową fazę, zaczynamy kolejną rozgrywkę. Na początku epidemii w Chinach pojawiła się cała seria problemów, takich jak spóźnione prognozy i mylne doniesienia, przypadki przerzucania odpowiedzialności i dyskusje o tym, na ile dana społeczność przyczyniła się do rozprzestrzeniania epidemii i kto komu przekazał wirusa. W tych warunkach potrzeba społecznej stabilności okazuje się większa nawet od powstrzymania rozprzestrzeniania się epidemii. Kiedy epidemia zaczynała rozprzestrzeniać się na ogromną skalę, już po zamknięciu Wuhan, żadne społeczne narzędzie zmierzające do zatrzymania rozwoju epidemii nie mogło dotrzymać jej kroku. Braki w zaopatrzeniu medycznym i produktach pierwszej potrzeby, niezdolność czerwonego krzyża do alokacji dodatkowych środków oraz ciągłe przerzucanie odpowiedzialności pomiędzy najróżniejszymi komitetami zdrowia, lokalnym rządem oraz narodowym centrum zapobiegania chorobom stworzyły ostatecznie zawieruchę, w której wirus mógł się doskonale rozwijać. Była to burza, za którą mieszkańcy Wuhan zapłacili słoną cenę. Znane z tekstów Fang Fang opisy indywidualnych tragedii dobrze odzwierciedlają doświadczenia pewnej części ludzi, którzy znaleźli się w tej sytuacji.

Nie mniej, po tym jak 23 stycznia ogłoszono zamknięcie Wuhan, jego mieszkańcy, a nawet całe Chiny wraz z resztą świata, mogły doświadczyć na własne oczy niebywałego heroizmu. Z całego kraju zaczęły napływać materiały oraz ludzie, a zwłaszcza zwykli lekarze i pielęgniarki, robotnicy frontowi, działacze społeczni oddolnie podtrzymujący normalne funkcjonowanie społeczeństwa. Wszyscy oni rzucili się do akcji ratunkowej nie zważając na niebezpieczeństwo. To właśnie takie zbiorowe działania sprawiają, że ponad tysiąc ofiar nowego koronawirusa ma znaczenie historyczne.

W czasie pogrzebu towarzysza Zhang Side, Mao Ze Dong wspomniał o dwóch rodzajach śmierci i znaczeniu, jakie ucieleśniają. Pierwszym z nich jest śmierć oprawców, „lekka niczym gęsie pierze”. Drugim zaś śmierć złożona w interesie całego ludu, „ciężka jak góra Tai Shan". W obliczu obecnej epidemii, widać jak na dłoni życiowo-moralne znaczenie ciężaru góry Tai Shan. Gdyby nie wysiłek całego kraju i gdyby nie bohaterska ofiarność ludzi wykonujących pracę na pierwszej linii frontu, każde jedno słowo z opisów Fang Fang byłoby pozbawione znaczenia. Jednak dzisiaj, niezliczona liczba zwykłych Chinczyków, swoimi własnymi czynami opowiada nam naszą własną historię o Wielkim Yu opanowującym powódź i o głupcu, co przenosił góry. Jest to opowieść o niekończącym się historycznym łańcuchu pokoleń. Na tym świecie, nie ma nikogo, kto byłby w stanie skopiować to zadanie domowe, rozpisane przez miliony przodków i potomków.

Przełożył: Mateusz Janik