Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Łukasz Moll - Niewolnicze korzenie kapitalizmu

Greg Grandin. 2016. Imperium konieczności. Niewolnictwo, wolność i oszustwo w Nowym Świecie. Tłum. Paweł Lipszyc. Warszawa: Wydawnictwo W.A.B.

Oglądaliście Kapitana Phillipsa? Najmocniejszym punktem tego amerykańskiego dramatu z 2013 roku z Tomem Hanksem w tytułowej roli jest chyba debiutujący aktor somalijskiego pochodzenia, Barkhad Abdi, który wcielił się w pirata ze swoich rodzinnych stron. Czarnoskóry anonimowy aktor pojawił się w Hollywood ni stąd, ni zowąd i z miejsca zapewnił sobie nominacje do najważniejszych filmowych nagród roku. Przebył drogę od zera do bohatera, zupełnie jak odgrywana przez niego postać – pirat, który u wybrzeży Somalii przejmuje wraz z grupką towarzyszy kontrolę nad wielkim amerykańskim kontenerowcem i podporządkowuje sobie kapitana Richarda Phillipsa. Z pozycji anonimowego podporządkowanego, który pozbawiony jest głosu, wybija się na podmiotowość. Ta relacja, w której z perspektywy marksistowskiej nie ma nic tajemniczego, zawsze fascynowała myślicieli. Dialektyka pana i niewolnika u Hegla, Prospero i Kalibana w Burzy Szekspira, postać Spartakusa, rewolucja na Haiti, to pierwsze tropy, które w tym kontekście same się narzucają.

Historia z bardzo podobnie rozpisanymi rolami jest punktem wyjścia przetłumaczonej właśnie na język polski i opublikowanej przez Wydawnictwo W.A.B. pracy Imperium konieczności. Niewolnictwo, wolność i oszustwo w Nowym Świecie autorstwa Grega Grandina. Miłośnicy prozy Hermana Melville’a, szczególnie jego noweli Benito Cereno z 1855 roku, mogą się czuć w trakcie lektury tej książki znajomo. Nowela bowiem opowiada o wizycie amerykańskiego kapitana, poławiacza fok, Amasy Delano na pokładzie podejrzanego, zrujnowanego statku, któremu Delano postanawia udzielić pomocy, licząc na zapłatę za swoje usługi. Na statku „San Dominick” poznaje hiszpańskiego kapitana, tytułowego Benito Cereno, z którym ustala szczegóły akcji pomocowej. Hiszpan okazuje się transportować u wybrzeży Chile afrykańskich niewolników, ale jest to rejs osobliwy. Doświadczony w morskich wyprawach Delano zwraca uwagę na nadzwyczajną swobodę, jaką cieszą się niewolnicy – zwykle stłoczeni pod pokładem, skuci kajdanami, pozbawieni wszelkiej nadziei. Zwłaszcza jeden z nich, Babo, nie odstępuje Cereno na krok, przysłuchując się z uwagą rozmowie kapitanów. Postać czarnoskórego sługi, którego Cereno obdarza wątpliwym tytułem „przywódcy niewolników”, wprawia Delano w niepokój.

Zupełnie jak w Kapitanie Phillipsie, prawowity kapitan statku okazuje się więźniem, który musi na zewnątrz udawać, że w pełni kontroluje sytuację. W końcu Delano dochodzi do prawdy: na pokładzie „San Dominicka” kilka tygodni wcześniej pod przywództwem Babo wybuchł bunt niewolników, którzy zgładzili część marynarzy i podporządkowali sobie kapitana Cereno, żądając powrotu do wybrzeży Afryki. Gdy Cereno ucieka łodzią Delano, przykuwająca uwagę amerykańskiego kapitana płachta z napisem „Podążaj za swoim przywódcą” obsuwa się, odsłaniając szkielet Alexandro Arany – handlarza niewolników, który wynajął statek Cereno.

Opowiadanie Melville’a przykuło uwagę Grandina, ponieważ jest doskonałą metaforą niepokojów społecznych, zasianych w wyniku nowoczesnych rewolucji politycznych. Oto Delano, republikanin wierny ideałom rewolucji amerykańskiej, zwolennik koncepcji suwerenności ludu i wolności indywidualnej jednostki, trafia na statek niewolniczy, na którym zniewoleni dokonali rewolucji, „królobójstwa” – a mimo to przybysz nie okazuje się ich sojusznikiem. Dlaczego? Sakiewka przysłoniła mu ideały? A może wolność czarnoskórych wcale nie mieści się w ich ramach?

Odpowiedzi próżno szukać u Melville’a, ale Grandin zaskakuje czytelnika: ta historia jest oparta na faktach. Amasa Delano istniał naprawdę i skrupulatnie spisywał swoje wspomnienia z wypraw. Doszło do jego wizyty na statku dowodzonym przez Benito Cereno, tyle że nazywał się on „Tryal”, a nie „San Dominick”. Na statku faktycznie kilka tygodni wcześniej władzę przejęli niewolnicy, zabili swojego pana, Alejandro de Aranę i zażądali powrotu do domu. Przywódców buntu było jednak dwóch, a w roli natarczywego sługi, przysłuchującego się rozmowom kapitanów, wystąpił w rzeczywistości Mori. Melville złączył Moriego i jego ojca, Babu, w jedną literacką postać.

Przeczesawszy archiwa na czterech kontynentach, Grandin jest w stanie z tej krótkiej, jakże filmowej historii, wyprowadzić wielką narrację o stosunkach społecznych, jakie u progu XIX wieku ukształtowały się wokół euro-amerykańskiego przemysłu niewolniczego. Grandin próbuje wypełnić luki, które generuje historia „Tryala”: skąd u wybrzeży Chile wziął się Amasa Delano? Kim był Benito Cereno? Jakimi drogami sprowadził niewolników Alejandro de Arana? Kim mogli oni być? Jak dotarli z Afryki do Ameryki Południowej? Ilu po drodze zmarło? Przez jakich pośredników przeszli? Jak dostali się do niewoli? Odpowiadając na nie, zbiera jednak materiał, by postawić ogólniejsze kwestie: skąd zapotrzebowanie na niewolników? W jaki sposób wiek rewolucji politycznych i wolnościowych myślicieli mógł zaakceptować najbardziej masowy, bezwzględny, widoczny gołym okiem stan niewoli, jaki znały dzieje (12 milionów afrykańskich niewolników!)? Dlaczego republika ustanowiona przez czarnych niewolników na Haiti nie mogła liczyć na wsparcie białych republikanów z USA czy z Francji?

Grandin prowadzi swoją narrację krętymi drogami, wprowadzając nas na pokłady statków wielorybników, poławiaczy fok, handlarzy niewolnikami i piratów. Dopływamy na nich do wybrzeży dzisiejszego Senegalu, skąd czerpano niewolniczą siłę roboczą. Do Liverpoolu, który zbudował swój dobrobyt na obsłudze całego niewolniczego procederu. Na plantacje w Nowym Świecie, gdzie niewolnicy obrabiają bawełnę, cukier czy tytoń, a także do południowoamerykańskich rzeźni, warsztatów czy hacjend, w których wykonują inne prace produkcyjne i opiekuńcze z niańczeniem białych dzieci na czele. Poznajemy mordercze warunki, w jakich są transportowani, dziesiątkowani przez epidemie, niedobory wody i światła słonecznego, choroby morskie, wycieńczenie marszem. Poprzez szlaki niewolnicze natrafiamy na kwitnące ośrodki raczkującego kapitalizmu handlowego, przemysłowego i finansowego, który – wbrew częstym nieporozumieniom – raczej spotęgował popyt na pracę zniewoloną i zintensyfikował wyzysk, zamiast upowszechnić sam z siebie pracę „wolną” (najemną, opartą na umowie obu stron). Niewolnictwo przyniosło za to ogromne zyski finansjerze, trudniącej się ubezpieczeniami statków, kredytowaniem wypraw czy pośrednictwem w transakcjach. Drugą stroną niewolnictwa był oczywiście rosnący dobrobyt klas posiadających. Grandinowi w obrazowy sposób udało się ukazać związek między stylem życia – strojami, ozdobami, potrawami itd. – beneficjentów niewolnictwa a katorżniczą pracą jego ofiar.

Inną mocną stroną Imperium konieczności jest obnażenie ideologiczności narracji, zgodnie z którą postęp wolności w dziejach jest tendencją stałą, linearną, upowszechnioną przez zachodnią nowożytność. Grandin pokazuje, że walka o wolność w Nowym Świecie była zwyczajną grą sił i interesów, kształtowaną przez rywalizujące ideologie polityczne i religie, zawierane i zrywane sojusze międzypaństwowe czy bieżący interes kapitalistów. Stany Zjednoczone były paradoksalnym państwem skolonizowanego-kolonizatora, rozdartym z jednej strony przez wolnościową, uniwersalistyczną ideologię, ciążącą ku znoszeniu różnic statusowych między ludźmi a z drugiej, określoną wykładnię tej ideologii, w której wolność interpretowano m.in. jako prawo do posiadania niewolników, traktowanych jak dobytek osobisty. Geograficznie owo rozdarcie przybrało oczywiście formę podziału na Północ i Południe, który wyładował się w wojnie secesyjnej. Podobnież porewolucyjna Francja uwikłana była w rywalizację tendencji jakobińskich, które przyniosły w okresie rewolucji zniesienie niewolnictwa w koloniach, z bonapartyzmem, który niewolnictwo przywrócił. Z kolei katolicka Hiszpania rozumiała kolonizację jako poszerzenie z Półwyspu Iberyjskiego na Nowy Świat chrystianizującej rekonkwisty, w której niewierny był zarazem wrogiem i potencjalnym bratem w wierze. W narracji Grandina wszystkie te polityczne różnice przekładają się na kruchość wszelkich zobowiązań i lojalności, na których opiera się kolonizacja, niewolnictwo i wyzysk po obu stronach Atlantyku. Umożliwiają opór, zerwania, które objawiają się w wojnach o niepodległość kolonii, walce niewolników, buntach marynarzy czy spiskach antymonarchicznych.

Wreszcie Grandin dostarcza teoretykom społecznym pokaźny materiał historyczny do zdyskontowania w badaniach. Z Imperium konieczności dowiemy się, że termin „strajk” ma pochodzenie marynarskie, oznaczając odpłynięcie zbuntowanego statku od kapitana, zaś statki handlowe ze swoją organizacją pracy są prototypami lądowych fabryk. Dla badaczy korzeni totalitaryzmów interesujące będą opisy bestialskich polowań na foki, wieloryby i lwy morskie, a także boomu na argentyńskie skóry i wołowinę. Zarówno masowa rzeź fok na plażach wysp na Pacyfiku, jak i przekształcenie argentyńskiej pampy w globalne zaplecze żywnościowe odbywały się w sposób skrajnie zracjonalizowany. Trudno by obrazy wybijania tysięcy bezbronnych fok, spływających krwią na wyspiarskich plażach, nie przywoływały skojarzeń z masowymi ludobójstwami XX wieku. Również w metodycznej obróbce byków, krów i wołów, z której czerpano nie tylko skóry i mięso, ale i łój, suszone kości oraz rogi, Grandin widzi prototyp nowoczesnego, fabrycznego podziału pracy. Sugeruje także między wierszami związek przemysłowych technik natychmiastowego zadawania śmierci zwierzętom z obozami zagłady. Również wykorzystywanie szczątków zwierząt do zasilania mechanizmu ich unicestwienia antycypuje praktyki znane z Shoah.

Zasługą Grandina jest to, że burzy akademickie tezy, które zaczęły funkcjonować niczym common sense. Pokazuje, że korzenie XX-wiecznego „radykalnego zła” towarzyszą nowoczesności od jej zarania. Obnaża ignorancję tych filozofów, którzy w anglosaskim liberalizmie, niemieckim idealizmie i rozwoju kapitalizmu widzą uniwersalizację wolności. Kwestionuje płytkość dominujących ujęć globalizacji, które wiążą ją z przemianami u schyłku XX wieku. Amasa Delano i jemu podobni obywatele świata, prowadzący swoje interesy w Kantonie, Isle de France, Bombaju, Limie, Montevideo i Bostonie to jednostki. Ale miliony anonimowych niewolników, zesłańców i marynarzy, o których historia milczy, przemierzały glob wraz z tymi agentami kapitalizmu. Wolność jednych zbudowana została na konieczności drugich. „Wiek wolności” był wiekiem konieczności.