Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Róża Luksemburg - Rok rewolucji

Proletariat, który taki rok przeżył i przewalczył, nie zatrzyma się – aż w chwili zwycięstwa!     („Z pola walki”, nr 9, 27 V 1905 r.)

 

[artykuł anonimowy, autorstwo ustalono na podstawie listu R.Luksemburg do L.Jogichesa-Tyszki z 22 V 1905 r., por. Bibliografia pierwodruków Róży Luksemburg, oprac. J.Kaczanowska, F.Tych, „Z pola walki” 1962, nr 3, s. 202, poz. 338]

 

Przedrukowany poniżej tekst powstał w trakcie gorących dni rewolucji 1905 r. Róża Luksemburg, w tym okresie pisała szczególnie dużo, w swych tekstach komentowała wszystkie najważniejsze wydarzenia zachodzące w zrewoltowanej Rosji. Artykuł „Rok rewolucji” jest reakcją na masakrę dokonaną przez carskie wojsko w trakcie manifestacji pierwszomajowej w Warszawie. Wielotysięczny pochód zaatakowany został przez wojsko, zginęło kilkadziesiąt osób, kilkaset zostało rannych.

To kolejny tekst dotyczący politycznego doświadczenia klasy robotniczej – tematu, któremu Luksemburg poświęcała szczególnie dużo miejsca. Mimo ponoszonych okresowo porażek, walka rewolucyjna, zdaniem autorki Akumulacji Kapitału, nigdy nie jest pozbawiona sensu. Tylko bowiem w walce możliwe jest pełne zrozumienie przez proletariat nędzy swego położenia, a także przetestowanie różnych form organizacji i przygotowanie przyszłego zwycięstwa. Bezpośrednia konfrontacja z państwowym aparatem ucisku rozwiewa solidarystyczne i trade-unionistyczne złudzenia, dowodząc jednocześnie lęku, jaki budzi we władzy rozwijająca się walka. Kapitał sięga po przemoc, by stłumić rewoltę, nieświadomy tego, że tylko ją wzmacnia, powodując narastanie poczucia siły i solidarności wśród walczących o wyzwolenie mas.

„Rok rewolucji” to jeden z wielu podobnych tekstów pisanych przez Luksemburg „na gorąco” w dniach rewolucji 1905-1907. Zebrane w nich obserwacje, uzupełnione przez osobiste doświadczenia wyniesione z pobytu w zrewoltowanej Warszawie, stały się później materiałem, który poddany teoretycznej „obróbce” złożył się na głośną pracę „Strajk masowy, partia i związki zawodowe”. Jej ogłoszenie stało się początkiem debaty w łonie niemieckiej socjaldemokracji, debaty, która – w świetle późniejszych wydarzeń – stanowiła prolog rozłamu w II Międzynarodówce, dowiodła bowiem istnienia głębokich różnic w obrębie europejskiego marksizmu. Skuteczna walka z kapitałem może się toczyć tylko „na ulicy” – zdaje się mówić Róża Luksemburg. Miało to otrzeźwić przywódców SPD i innych partii Międzynarodówki, naiwnie czekających na możliwość przegłosowania socjalizmu w parlamencie. I choć dziś nikt w taką możliwość już chyba nie wierzy, to przesłanie Róży Luksemburg pozostaje wciąż aktualne. Ostatni rok potwierdził, że jedyna realna zmiana społeczna rodzi się w walce, swój początek ma właśnie „na ulicy”. Setki tysięcy manifestantów na ulicach Aten, Madrytu, Nowego Jorku, Tunisu, New Delhi, Moskwy, Warszawy i dziesiątków innych miast stanowią tego najlepszy dowód.    

Kamil Piskała

O roku ów! Kto ciebie widział w naszym kraju…

Dni 1-4 maja roku bieżącego zapisały na zawsze imię proletariatu polskiego na kartach dziejów rewolucji w blasku chwały. Demonstracja l maja i strajk powszechny 4 maja w Warszawie były niewątpliwie najpotężniejszym dotychczas objawem dojrzałości i siły politycznej klasy robotniczej nie tylko w naszym kraju, ale w całym państwie rosyjskim. Robotnicy warszawscy godnie obchodzili pierwszy maj w erze rewolucji i pokazali całemu światu, że są świadomi wielkości chwili dziejowej, którą przeżywamy.

Nigdy jeszcze Warszawa nie widziała takiej demonstracji robotniczej, jak ów pochód dwugodzinny dwudziestotysięcznej masy — masy, kroczącej pod sztandarem Socjaldemokracji we wzorowym porządku i karności, w najpodnioślejszym na­stroju ducha, masy, skupionej w powadze myśli i świado­mości swych celów, chwytającej żądnie każde słowo i hasło mówców socjaldemokratycznych, ogarniętej potężnym uczu­ciem braterstwa, siły, upojenia radosnego...

I na ten pokojowy pochód absolutyzm dokonał niesłycha­nego w dziejach zbrodniczego napadu. Kilkadziesiąt trupów, ze sto rannych—to byty trofea zbójeckiej hordy absolutyzmu.

A jednak — zwycięstwo i tym razem zostało po stronie bezbronnego ludu roboczego. Napad morderców rządowych, niczym nie umotywowany, ale, z wszystkiego wnosząc, z góry uplanowany, był dla rządu niczym innym, jak sposobem zastraszenia robotników, odprowadzenia ich od podobnych demonstracji na przyszłość. Konający absolutyzm, nieomylnym instynktem wiedziony, czuje doskonale potężny wpływ po­dobnych demonstracji pokojowych, czuje, że w toku niewstrzymanym rewolucji będą one w naszym kraju, jak w Rosji całej, rosły, jak lawina śnieżna, skupiając coraz bardziej koło sztandaru Socjaldemokracji tę armię proletariuszy świado­mych, która w końcu zdruzgocze twierdzę despotyzmu. Dla­tego krwią niewinnie rozlaną, dlatego trupami starców, ko­biet i dzieci spróbowali wstrzymać pochód robotników.

Ale zbrodnicza polityka zawiedzie go. Klasa robotnicza od demonstracji ulicznych odstąpić nie może, bo grzmiące, tłumne, choć pokojowe głoszenie swych dążności do wyzwolenia stało się już dziś dla masy proletariatu naszego po­trzebą życiową. Wyrzec się demonstracji, wyrzec się protestowania masowego przeciw panującemu gwałtowi i zbrodniom despotyzmu proletariat nasz nie może, jak się nie może wyrzec powietrza. Wylegać na ulicę, szukać w skupieniu dzie­siątków poczucia siły, szukać pod sztandarem Socjaldemokracji i w jej hasłach otuchy i pokrzepienia, wskazówki do dalszej drogi – to jedyny dziś już ratunek dla najszerszych mas ludowych, którym grozi inaczej uduszenie się w strasznej atmosferze rozkładającego się absolutyzmu. Żyć w takiej atmosferze mogą tylko znikczemniałe dusze naszej lokajskiej burżuazji, uciekające się nawet wobec tak przerażającej zbrodni rządowej, jak mord masowy 1 maja, do przedpokojów tego samego rządu. Proletariat rewolucyjny musi wylegać na ulicę, tam, gdzie odnajduje swą rozbitą i zmiażdżoną w służbie kapitału i w jarzmie despotyzmu potęgę, musi wylegać na ulicę, gdzie głos jego i wołanie rozlega się donośnie i dosięga najszerszych warstw ludowych, niosąc im słowo zmartwychwstania. Proletariat rewolucyjny musi wylegać na ulicę, która jest matką wydziedziczonych i pracujących, bo nie posiada on w społeczeństwie wyzysku kapitalistycznego i pod panowaniem knuta despotycznego nic, jak tylko ulicę. Proletariat musi wylegać na ulicę, bo tam tylko może zbierać i musztrować swe rewolucyjne szeregi i tam tylko odbędzie się rozprawa jego ostateczna z absolutyzmem.

O ulicę więc, o ten teren robotniczej siły i przyszłego zwycięstwa toczy się teraz, od 1 maja, walka między rewolucyjnym proletariatem a rządem. A strajk powszechny 4 maja w Warszawie, strajk, jakiego dzieje ruchu robotniczego u nas nie widziały, pokazał rządowi i społeczeństwu, że socjaldemokracja od drogi raz obranej nie odstąpi i że na rzeź masową najbliższą odpowiedzią będzie – jeszcze potężniejszy wzrost ruchu i w Warszawie i w innych miastach.

W pierwszych dniach maja, wśród objawów największej dotąd siły rewolucyjnego proletariatu w naszym kraju, upłynął trzeci miesiąc ogólnej rewolucji robotniczej w caracie, rozpoczętej pochodem i rzezią masową robotników petersburskich. Ale zarazem upłynął rok gorączkowej rewolucyjnej walki całego proletariatu Warszawy i całego kraju. Było to 27-go kwietnia ubiegłego roku, gdy pamiętne zajście w drukarni socjaldemokratycznej na Woli jak grom uderzyło w Warszawę. Celne strzały Marcina Kasprzaka, kładąc trupem czterech zbirów carskich, obudziły, jak iskra elektryczna, Warszawę robotniczą. Jakby z letargu długiego nagle zbudzona, drgnęła masa proletariatu naszego na odgłos tej rozpaczliwej bohaterskiej walki, i odtąd nowy duch, nowy płomień rewolucyjny natchnął Warszawę. Odtąd wystąpienia Socjaldemokracji nie ustawały, rosnąc w rozmiary i siłę. Zeszłoroczna manifestacja majowa, potem uliczna bitwa robotników socjaldemokratycznych z wojskiem przy pożarze na Grzybowskiej, pamiętna demonstracja ofiar kryzysu i bezrobocia, wołających „Chleba i Pracy!”, później demonstracja przeciw poborowi, wielotysięczna demonstracja socjaldemokratyczna przeciw mobilizacji w końcu października, proces przed sądem wojennym Kasprzaka i Gurcmana, proces dotąd nieukończony Władysława Einsteina i 20-tu towarzyszy, akcja Socjaldemokracji z powodu wojny i szeroka, a skuteczna agitacja śród wojska i chłopów w Lubelskim, setki tysięcy proklamacji, szerzonych przez nią w tym czasie z narażeniem życia w Warszawie, Łodzi, Białymstoku, Częstochowie, Puławach, wreszcie hasło do strajku powszechnego w styczniu, wydane przez Socjaldemokrację natychmiast po wieści z Petersburga, a potem ogromny ruch strajkowy w całym kraju i we wszystkich prawie gałęziach pracy, w którym Socjaldemokracja odegrała najwybitniejszą rolę – oto krótkie dzieje tego niezapomnianego, rewolucyjnego roku. Wśród strasznych ofiar proletariatu polskiego torował sobie drogę ten rok Rewolucji; wśród nędzy i zniszczenia, które posiała wojna caratu na Wschodzie, wśród bezrobocia i głodu, które pchały ojców rodzin do samobójstwa, matki do prostytucji, dzieci do żebractwa, wśród niezliczonych katuszy bojowników proletariatu, zamęczanych w więzieniach, mordowanych przez policję i żołdactwo, zaściełających swymi trupami ulicę.

Ostatni rząd despotyczny schodzi ze sceny, zostawiając po sobie tylko dymiące zgliszcza, nędzę, zniszczenie i krwawe opary swych zbrodni. Ale nad tymi zgliszczami spod tych oparów wschodzi nareszcie powoli zorza wolności politycznej. Wśród bólów i ofiar, brnąc w strugach krwi własnej i potykając się o trupy własnych dzieci, proletariat polski dąży niezachwianie naprzód. Rok walki przeżyliśmy – od maja do maja – rok straszny, ale pełen bohaterstwa i chwały dla robotników polskich…

Proletariat, który taki rok przeżył i przewalczył, nie zatrzyma się – aż w chwili zwycięstwa!

Więcej tekstów Róży Luksemburg