Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Róża Luksemburg - Po pogromie

Publikowany poniżej tekst ukazał się w legalnym tygodniku „Młot” wydawanym przez SDKPiL w Warszawie. Ze względu na cenzurę, tekst ukazał się anonimowo, sporo też w nim z tego powodu niedomówień i powściągliwości w krytyce ładu panującego w państwie carów. Artykuł jest reakcją na antysemicki atak prasowy Andrzeja Niemojewskiego, redaktora czasopisma „Myśl Niepodległa” skierowany przeciw liberalnemu dziennikarzowi i ekonomiście, Stanisławowi Aleksandrowi Kempnerowi. Niemojewski, kilka lat wcześniej żarliwy postępowiec, sympatyzujący z PPS, może uchodzić za symbol przemian, jakie dotknęły znaczną część liberalnej inteligencji Królestwa Polskiego w okresie między rewolucją 1905 a wybuchem I wojny światowej. Antysemityzm, z ogromnym powodzeniem wykorzystany przez endecję w celu zarządzania społecznymi nastrojami w okresie rewolucji, stawał się wówczas coraz bliższy „spadkobiercom” tradycji warszawskiego pozytywizmu i działaczom „postępowej demokracji”, takich jak choćby A.Świętochowski. W tym chórze nawołującym do walki z Żydami jeden z najbardziej charakterystycznych głosów należał właśnie do A.Niemojewskiego.

Róża Luksemburg, przeprowadzając krytykę polskich „postępowców” obnaża jednocześnie polityczne podłoże reprezentowanego przez nich antysemityzmu (ochrzczonego przez niektórych nawet mianem „postępowego”). Powstanie nowoczesnego ruchu robotniczego i masowe wystąpienia proletariatu w 1905 r. całkowicie przedefiniowały podziały na polskiej scenie politycznej. W ich obliczu spory „postępowych” epigonów pozytywizmu oraz najbardziej konserwatywnych sfer klerykalno-ziemiańsko-endeckich okazały się jedynie kłótniami w rodzinie. Istotny podział przebiega od tego momentu między obozami kapitału i pracy, a antysemityzm okazuje się „jedynie” wygodnym narzędziem do walki z ruchem robotniczym. Jego skuteczność pokazali endecy podczas rewolucji, postępowcom zaś, „rycerzom ojczystego przemysłu” – jak nazywa ich Róża Luksemburg – nie pozostało więc nic innego, niż iść posypać głowy popiołem iść w ich ślady.

Polemika Róży Luksemburg stanowić może również interesujący przyczynek do krytyki liberalizmu jako takiego. Zbyt często bowiem „wolność” głoszona przez liberałów, okazuje się jedynie wolnością wyzyskiwacza, a sprzeciw wobec gwałtu i przemocy ma charakter jedynie „estetyczny” albo moralizatorski. Gdy zachodzi konieczność wyboru pomiędzy wiernością szlachetnym zasadom a interesem kapitału, liberalizm wybiera zazwyczaj kapitał albo… bezczynność. W sytuacjach kryzysowych, podobnych do tej opisanej sto lat temu przez Różę Luksemburg, sprzeczność tę widać najwyraźniej.  

Kamil Piskała

(„Młot”, nr 10, 8 X 1910, s. 1-2) [Artykuł anonimowy, autorstwo ustalono na podstawie listów do Leona Jogichesa-Tyszki, zob. Bibliografia pierwodruków Róży Luksemburg, oprac. J. Kaczanowska, F. Tych, „Z pola walki” 1962, nr 3, s. 211, poz. 482]

Obóz „postępu” polskiego leży w gruzach. Spustoszenie, uczynione w nim przez chuligański wyskok błazna z „Myśli Niepodległej”, jest nie do opisania ((Chodzi tutaj o Andrzeja Niemojewskiego (1864-1921), literata, publicystę i wolnomyśliciela. Niemojewski był jednym z pionierów polskiego religioznawstwa, krzewicielem ruch wolnomyślicielskiego i antyklerykałem. Z czasem zaczął coraz krytyczniej odnosić się do lewicy, wyraźnie zbliżając się do endecji. Po rewolucji 1905 r. zaczął przechodzić na pozycje antysemickie, z czasem czyniąc swoje czasopismo – „Myśl Niepodległą” – jednym z tytułów najgorliwiej zwalczających Żydów.)) . Politowania godne jęki i bełkotanie p. Kempnera ((Stanisław Aleksander Kempner (1857-1924) – publicysta, działacz społeczny, ekonomista. Początkowo związany z ruchem socjalistycznym, później bliski środowiskom liberalnym. Autor wielu prac z zakresu ekonomii, wieloletni redaktor liberalnej „Nowej Gazety”.)) w rozgromionym kramiku „Nowej Gazety”, ksiądz Godlewski, podskakujący z lekka w „Pracowniku Polskim” z uniesioną oburącz sutanną w wesołym kontredansie vis-a-vis z „wyrodnym synem Kościoła”, p. Niemojewskim, ugodowiec Straszewicz roniący po chrześcijańsku łzy w realistycznym „Słowie” nad niedolą p. Kempnera i osłaniający własną opończą nagość wydawcy „Nowej Gazety”, pokrwawionego przez swoich współpostępowców – cały ten chaos, zamieszanie i połamane szyki składają się na typowy obrazek Po pogromie. Tylko, że tym razem obrazek to nie z Bałty lub jakiej innej dziury besarabskiej, lecz ze „sfer intelektu polskiego” w Warszawie. Wyższość cywilizacyjna naszego społeczeństwa nad barbarzyńską Rosją została dowiedziona raz jeszcze – w sposób niezbity.

Odsapnąwszy po robocie i ściągając zakasane rękawy, chuligani „postępu”, zmieszani trochę śmiejącą się i klaszczącą wkoło nich publicznością reakcjonistów czystej wody, próbują dywersji. Tłumaczą się, że zaszło nieporozumienie. Ich antysemityzm to tylko złośliwa kalumnia, chodzi o „asemityzm”; a właściwie chodzi  w ogóle nie  Żydów, jedno o – socjalistów. Wołając „bij Żyda”, „Myśl Niepodległa”, „Prawda”, „Kurier Poranny” chcieliby właściwie wołać „bij socjalistę!”. Takie tłumaczenie podają najnowsze numery zacnych organów chuligańskiego postępu. I w ten sens odezwał się głos „Kultury” p. Świętochowskiego, który długo stał w cieniu ukryty, jak na wielkiego proroka przystało, aż wreszcie wziął mężnie w obronę p. Niemojewskiego – pod pseudonimem.

O ile zwrot ten ma na celu wyratowanie upadłego „postępu” z objęć reakcji chrześcijańsko-ugodowo-endeckiej, wysiłek to rażąco niezdarny. Wybuch antysemicki zbyt był gwałtowny, szczery, trysnął zbyt rzęsistym potokiem błota kulturalnego, aby jakiekolwiek tłumaczenia i obsłonki mogły zmazać tę niesławę „postępu” polskiego. Paszkwil „Myśli Niepodległej” w gwarze nalewkowskiej na p. Kempnera, który wszak „socjalistą” jest akurat w tej samej mierze, co sam Puryszkiewicz-Niemojewski ((Władimir Puryszkiewicz (1870-1920) – rosyjski polityk o zdecydowanie konserwatywnych i nacjonalistycznych poglądach. Zasiadał w Dumie Państwowej, działał w licznych organizacjach nacjonalistycznych i antysemickich; jeden z zabójców Rasputina. Zasłynął okrzykiem wzniesionym podczas obrad Dumy: Na prawo od nas jest tylko ściana!))albo p. Straszewicz, czy też ksiądz Godlewski, a dalej teoria „antygoizmu”, przyswojonego „rasie żydowskiej”, hasło „odżydzenia” postępu polskiego – wszystko to są dokumenty dowodowe pogromu antysemickiego w sferach naszego „intelektu”, niemniej klasyczne i dziejom przekazane, jak dokumenty słynnego procesu białostockiego.

Zresztą, tłumacząc się w ten sposób, „postępowcy” nasi i w tej dywersji nie są zgoła oryginalni, lecz zapożyczają ją z tych samych sfer chuligańskich, których broń i hasła sobie przyswoili.

Przed złotoustym p. Świętochowskim już sam Puryszkiewicz głosił, acz w miarę napuszonym stylu, że i on i współbracia jego ze Związku „prawdziwych rosyjskich ludzi” bynajmniej nie prowadzą wojny z narodem żydowskim, jako takim, że przeciw „spokojnym Żydom”, tj. Żydom bankierom, Żydom milionerom, nic by nie mieli, tylko „zuchwałych Żydów”, „Żydków rewolucjonistów” przedsięwzięli wytępić. Tak brzmi zresztą teoria antysemityzmu na całym świecie. A że praktyka chuligańska z tą teorią pozostaje nieco w rozdźwięku, to już fatalny los tego rodzaju teorii. W bandach pogromczyków nigdy porządku ścisłego utrzymać niepodobna; sfery „intelektu” chuligańskiego niestety „instrukcji” się nie trzymają i tłuką na prawo i na lewo, skoro raz dadzą folgę swym zoologicznym instynktom. Toż w Rosji sprzątnięto przez „niedokładność” Bogu ducha winnych skromnych „kadetów” Jołłosa i prof. Hercensteina, gdy właściwie mierzyć chciano w przewrotowców. Co niechaj będzie pewną osłodą dla poturbowanego p. Kempnera, któremu jego współwyznawcy polityczni pozostawili przynajmniej żywot, aby świadczył swymi trenami jako Jeremiasz, iż z Jeruzalem postępowej nic nie pozostało, prócz – cuchnących gruzów.

Bo też istotnie, czym był w ostatnich czasach „postęp” burżuazyjny w naszym kraju? Czy proporcem bojowym wolności politycznej? Proporzec ten „postęp” nasz zdradził już w godzinie swych narodzin. Hasłem walki z wstecznictwem politycznym sfer ugodowych i endeckich? To hasło podeptał w orgii neoslawizmu, i oto w Pradze, gdzie w roku 1848 bagnety „wszechsłowiańskie” Windischgrätza zdławiły rewolucję ludową, stanął przed dwoma laty pomnik hańby „wszechsłowiańskiej” – postępu polskiego. Cóż zostało z tego karykaturalnego dziwotwora? Został łachman „kultury duchowej”, który przez lat 40 zarzucał jak togę rzymską p. Świętochowski wytwornym ruchem przez lewe ramię. Dziś i ten łachman zdarty w pogromie antysemickim, i wyjrzała spod niego w ohydnej nagości – najzwyklejsza reakcja.

Gdyby narodowy „postęp” burżuazyjny nie był bezczelnym frazesem, gdyby „kultura” tego postępu nie była żebraczym łachmanem, gdyby „wolna myśl” nie była czapką błazeńską z dzwonkami, gdyby cześć burżuazyjnej Polski nie była zgraną kartą szulera – wyskok chuligański trefnisia z „Myśli Niepodległej” wywołałby natychmiastową rozprawę z błaznem sądem doraźnym w całej prasie postępowej.

Przykład był już dany.

Było to w r. 1905. Na ulicach Warszawy wśród wielkiej gromady robotniczej, wśród rozgwaru prostego ludu pracującego spostrzeżono jegomościa, który począł przebąkiwać coś o „Żydach”. Liebo wie skąd wylazł i do czego dążył. Ale przebąkiwał o „Żydach”. I oto stało się nagle koło niego ciasno, że ledwie mógł oddychać. W następnej chwili poczuł na swych żebrach kilka nieokrzesanych krzepkich dłoni robotniczych, nagle znalazł się w poziomym położeniu i mowa o „Żydach” utkwiła mu wraz z oddechem w ustach, a zmięty został tak nieokrzesanie szybko, że nie zdążył ani powołać się na długie lata „pracy publicznej” ani wyjaśnić, o jakich Żydów mu właściwie chodziło. W owej chwili na bruku warszawskim została uratowana kultura polska pięściami robociarskimi. Gdy teraz wśród „sfer intelektu polskiego” wykrzyknął chuligan: „bij Żyda!” – nastąpił natychmiast pogrom. Kultura polska została splugawiona, obóz postępu rozbity, barierki między „postępowcami” a reakcją powywracane. I nagle całe społeczeństwo burżuazyjne znalazło się w jednym obozie.

Wyświetliła się sytuacja – pisze „Dziennik Powszechny”. Znalazła się tym też sposobem wspólna platforma, na której mogą stanąć wszyscy Polacy bez różnicy przekonań; znalazło się hasło, zrozumiałe dla nas wszystkich. A tym hasłem jest: Żydzi – to wrogowie narodu polskiegoPrzecież naprawdę, pomijając doktrynerską wolnomyślność, owoc agitacji i wysiłków jednostek, cała postępowość polska odżydzona prawie że się zgodzi z politycznymi programami innych stronnictw. Jeżeli są różnice, to nie zasadnicze, ale przypadkowe, nie istotne, lecz formalne.

Antysemityzm stał się „wspólną platformą” realistów, endecji, „chrześcijańskiej” reakcji klerykalnej i „postępowej” wolnomyślności, stał się wspólnym szyldem wstecznictwa politycznego i zdziczenia kulturalnego. Ale co kryje się pod tym wspólnym szyldem, co jest wspólnym podkładem społecznym i materialnym tego połączenia duchowego? Oto wspólna śmiertelna nienawiść do obozu samowiedzy robotniczej i wyzwolenia robotniczego! Zwrot taktyczny na skrzydle postępowego chuligaństwa: „bij Żyda!”, mający być dywersją dla ukrycia wspólnoty z reakcją, ten zwrot odsłonił właśnie najjaskrawiej reakcyjną istotę naszego „postępu” i właściwe podłoże pogromu w jego obozie.

Dotąd, pisze „Prawda”, krytykowano marksistów „z nieodpowiedniej strony – ze sfer zachowawczej i wstecznej prawicy. Dziś uderza w nich wolnomyślna i postępowa krytyka, pospołu z rewizjonizmem, odpowiadając legalną obroną na ich legalne napaści –

I nie pomogą tu ciągłe powoływania się na to, co było przed pięciu laty. Raczej przeciwnie. Bowiem przed pięciu laty był szereg śmiertelnych błędów, które czas już wykryć, stwierdzić, posegregować i ku przestrodze przyszłych pokoleń umieścić za witryną z napisem: „Jak się rewolucji robić nie powinno”.

„Rok 1905-ty ze swym fatalnym nierozróżnianiem przewrotu politycznego i rewolucji socjalnej, ze swym teoretycznym maksymalizmem, orgią strajków i wywłaszczeń, ze swą hegemonią żywiołów niedorozwiniętych i histerycznych – może imponować tylko ludziom chorobliwie uczuciowym i pozbawionym doszczętnie zmysły politycznego.

Ludzie krytyczni i politycznie dojrzali, składając cześć należną ogromowi poniesionych ofiar i wykazanego męstwa – traktują ten rok jako kampanię w zarodku chybioną i zwichniętą, tudzież jako eksperyment wielkiej wagi

Das also war des Pudels Kern! – jak mówi Faust Goethego. W tym więc sęk: porachunek za rok 1905 z klasą robotniczą. Oto sens moralny pogromu chuligańskiego w „postępie”!

Pomnikowe te słowa, które należy ku nauce robotniczej umieścić za witryną z napisem: Jak burżuazja polska zemściła się za rewolucję robotniczą. Zatem w dzisiejszym spazmie chuligańskiego zdziczenia naszych „postępowców” przemówiło rozjątrzenie za „orgię strajków” z r. 1905. Zjednoczony napad „wolnomyślnych” organów na nas pod hasłem antysemityzmu, to więc odwet za „nadwyrężenie przemysłu ojczystego” w r. 1905! Zatem, panowie obrońcy „znękanej nieszczęśliwej ojczyzny” i „wolnej myśli”, z ust waszych, w potoku oszczerstw osobistych i błota kulturalnego, trysnął w gruncie rzeczy po prostu szał nienawiści za strajki robotnicze, strach o kramy, fabryki złotodajne i sklepy, ból z powodu podwyższonych o kilka groszy lonów ((„lon” - dniówka)) , które w r. 1905 wymusił robotnik, piana za skrócone godziny dziennej orki białych murzynów, jad zemsty za te czasy, kiedy robotnik polski stał wyprostowany, czując za sobą gromadę i mówił „hardo” ze swym „chlebodawcą”, jak równy z równym! Przemówiła z was wściekłość o to, że niewolnik wyprostować śmiał w r. 1905 plecy, że podniósł głowę i zamarzył o swym wyzwoleniu. Ogniotrwałe kasy Werthejmowskie – to więc była wasza „kultura”! Nieograniczone panowanie naszych rycerzy „ojczystego przemysłu” nad zgiętymi karkami robotników polskich – to był wasz „postęp”! Nieokiełznana wolność wyzysku kapitalistycznego – to była wasza „wolna myśl”! Zatem kiedy pożeraliście klechów, wojowaliście z Panem Bogiem i wykpiwaliście ewangelię św. Mateusza, było to tylko tumanienie robotników, by ich odwieść od wojowania z wyzyskiem ziemskim i od ewangelii socjalizmu! Obrona świętości nietykalności kapitału, obrona jarzma niewoli proletariackiej – oto owa „wspólna platforma”, na której połączyli się nagle nasi „wolnomyśliciele” z klerykałami i ugodowcami, przy wspólnym wrzasku: „bij Żyda!”. I tu „postępowcy” przechodzą tylko na śmietnisko endecji. Ona to bowiem wygłosiła już w r. 1905 hasło obrony „przemysłu ojczystego” od „orgii strajków”, ona zbroiła wówczas bojówki dla skrytobójczych rozpraw ze świadomymi robotnikami. I tu „postęp” nasz wlecze się za innymi ostatni, jako maruder i ciura obozowy – reakcji.

Ale teraz robotnicy zrozumieją nareszcie, dlaczego wybuch chuligański „wolnomyślnych” raptem nastąpił. Pozornie nieoczekiwany i niezrozumiały program staje się logicznym wynikiem psychologii naszych kustoszów „kultury” kapitalistycznej.

„Orgia strajków” ucichła była od r. 1907. Po fabrykach i w folwarkach zapanował dawny „porządek”, a wśród ludu roboczego dawna nędza i zgnębienie. Panowie od „wolnej myśli” i „kultury” sądzili, że kampania, w zarodku chybiona i zwichnięta, została „zwichnięta” – na zawsze. Liczyli, że działanie represji i lokautów uleczyło robotników gruntownie z „hardości”. Mniemali, że masa robotnicza została skneblowana, wyrzucona poza scenę życia społecznego, zepchnięta nazad w podziemia pracy, nędzy i pokory.

Tymczasem wiosna roku bieżącego przyniosła ponure dla rycerzy „kultury” wróżby. „Orgia strajków” powoli zdawała się na nowo rozpoczynać. Masa robotnicza poczęła się poruszać, budzić z odrętwienia, podnosić głowę i otrząsać z pokornej bierności. A na domiar odezwał się legalny organ interesów tej masy robotniczej, organ dla obrony wyzyskiwanych i deptanych przez „kulturę” burżuazyjną, organ „wolnej myśli” proletariatu – znalazła się „Trybuna” ((„Trybuna” – legalny tygodnik wydawany przez SDKPiL w Warszawie, jego kontynuatorem był „Młot”, z którego pochodzi niniejszy artykuł.)) dla głosu pariasów „kultury” polskiej. Nadzieje pasożytów wyzysku zostały więc gorzko zawiedzione. Strach o przyszłe starcia z robotnikiem, który dał znać, że żyje, wznowił nienawiść za świeże i ledwie zabliźnione rany kapitału. I oto wybuchnął szał tej nienawiści burżuazyjnej, tratującej własne sztandary, zdzierającej własne łachmany ideologiczne, obnażającej raptem całe zdziczenie duchowe „społeczeństwa” którego obmierzłym losem historycznym w naszym kraju było i jest istnienie wampira na karkach milionów.

I te to „sfery intelektu polskiego”, które zszargały imię Polski naprzód w przedpokojach petersburskich, potem w trzeciej Dumie, niedawno w panslawistycznej Pradze, które wreszcie sprowadziły na kraj nasz – jedyny w państwie co w latach 1905 i 1906 nie znał co to heca antysemicka – niesławę „intelektualnego” pogromu żydowskiego, te to „sfery” śmieją brać dziś w usta imię Polski i bronić „zbolałego nieszczęśliwego narodu” od socjalizmu! Robotnicy mają dziś możność poznać prawdziwą duszę tego „postępu” i tej „wolnej myśli”, i kiedy znowu odezwą się głośno gromadą, pierwszym ich czynem patriotycznym będzie gromkie słowo w stronę tych „sfer intelektu”:

Wara Wam od Polski imienia i od kultury polskiej, brytany kapitału!