Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Piotr Juskowiak - Mądrość ulicy i magia marksizmu

Poniższy artykuł ukazał się jako wprowadzenie do książki Andy’ego Merrifielda „Nowa kwestia miejska” (tłum. Piotr Juskowiak, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2016). Dziękujemy wydawnictwu za zgodę na zamieszczenie tekstu na naszej stronie.

Andy Merrifield to bez wątpienia jeden z najbardziej wpływowych autorów z kręgu krytycznej teorii miejskiej ((Na ten temat zob. N. Brenner, What is Critical Urban Theory?, „City” 2009, vol. 13, issue 2-3. W anglosaskich opracowaniach „krytyczna teoria miejska”, jako swoista subdyscyplina badań nad miastem, bywa przywoływana wymiennie z takimi określeniami jak „radykalna geografia” czy „radykalne/krytyczne studia miejskie”. Chociaż za każdym z nich stoją trochę odmienne założenia, grono autorów czy ogólne nastawienie metodologiczne, należy się zgodzić, że nie istnieje żaden sposób na ich sztywne rozgraniczenie. Utrudnia to, dla przykładu, wspólna dla wspomnianych podejść badawczych inspiracja marksistowska, szczególnie mocno wyzyskiwana przez geografów społecznych (takich jak David Harvey, Neil Smith, Erik Swyngedouw, Noel Castree czy właśnie Merrifield).)) , uznany popularyzator francuskiej filozofii miejskości i nieortodoksyjny miejski marksista, na wiele sposobów dyskutujący z własnym usytuowaniem w obrębie współczesnych systemów produkcji wiedzy ((Merrifield mimo przeszło dwudziestoletniej kariery w obrębie anglosaskiej akademii wiedzie dziś życie niezależnego i, jak sam podkreśla, nomadycznego badacza, sprowadzonego na pozakampusowe „manowce” przez przykład swoich intelektualnych mistrzów (w Nowej kwestii miejskiej „obwinia” za to chociażby Deborda) i tymczasowe, jak miało się później okazać, pragnienie ucieczki od chaotycznego miejskiego życia. Realizację tego ostatniego opisuje błyskotliwie w świetnie przyjętej w kręgach pozauniwersyteckich The Wisdom of Donkeys. Finding Tranquility in a Chaotic World, Walker Publishing Co., New York 2008 [Mądrość osłów. Odnajdując spokój w chaotycznym świecie].)) . Upatruje się w nim dzięki temu godnego spadkobiercę takich intelektualistów organicznych ((A. Gramsci, Intelektualiści i organizowanie kultury, w: Tegoż, Pisma wybrane. Tom 1, tłum. B. Sieroszewska, Książka i Wiedza, Warszawa 1961. Organiczność Merrifielda, jak również Benjamina, Bermana i Deborda, sprowadza się w tym kontekście do ich nierozerwalnych związków z najlepiej im znanym środowiskiem miejskim (Liverpoolem, Berlinem, Paryżem czy Nowym Jorkiem), jak również klasami podporządkowanymi, w których obronie stają oni w swoich tekstach.)) jak Walter Benjamin, Guy Debord czy Marshall Berman, jak również równoprawnego partnera w dyskusji dla wybitnych badaczy starszego pokolenia (np. Davida Harveya, Manuela Castellsa czy Saskii Sassen), odpowiedzialnych za wyniesienie problematyki miejskiej do miana jednego z najważniejszych zagadnień światowej humanistyki. Duża w tym zasługa nieczęstej u profesjonalnych akademików bezkompromisowości przejawiającej się zarówno w prezentowanym przez niego radykalnym stanowisku politycznym, jak i wymykającym się akademickim standardom stylu pisarskim. Książki Merrifielda godzą przenikliwość naukowego wywodu z licznymi odwołaniami kulturowymi i biograficznymi oraz eseistyczną lekkością pióra. Charakteryzuje je również duża intelektualna otwartość pozwalająca ich autorowi na zaskakująco spójne łączenie inspiracji tak odległych jak filozofia Benedykta Spinozy, latynoamerykański magiczny realizm czy krytyka ekonomii politycznej Karola Marksa.

Opublikowana w 2014 roku Nowa kwestia miejska to swoisty eseistyczny manifest dla dwudziestopierwszowiecznych studiów miejskich – próba odpowiedzi na pytanie o kierunek ich rozwoju oraz najpoważniejsze problemy, dobitna przestroga przed postępującą prywatyzacją tego, co publiczne i wspólne oraz celująca w jej polityczne oddalenie „urbanizacja” kanonicznych pojęć filozoficznych (dostarczanych nam przez Spinozę, Jeana-Jacquesa Rousseau czy Marksa) oraz wybranych nowoczesnych rewolucji. Brytyjski autor nie ogranicza się jednak do rekonstrukcji czy przypomnienia stanowisk historycznych, ich przywołanie ma raczej na celu połączenie przerwanych ścieżek w miejskiej polityce demokratycznej, jak również zarysowanie paraleli między kolejnymi polityczno-ekonomicznymi przekształceniami przestrzeni miejskiej.

Choć sama książka nie zniewala swoimi rozmiarami, stanowi niezwykle interesujący głos w debacie zainaugurowanej w latach siedemdziesiątych XX wieku przez Castellsa ((M. Castells, Kwestia miejska, tłum. B. Jałowiecki, PWN, Warszawa 1982. Warto zauważyć, że dyskusja ta miała w owym czasie istotny wpływ na polskie badania nad miastem, co widać, przykładowo, w tekstach Bohdana Jałowieckiego. Por. Tegoż, Społeczne wytwarzanie przestrzeni, wydanie nowe poprawione, Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, Warszawa 2010 [1988].)) . Zmiany w ramach globalnej kondycji miejskiej prowadzą zdaniem Merrifielda do konieczności postawienia nowego pytania o miasto, dalece wykraczającego poza nieco dziś przestarzałe intuicje hiszpańskiego socjologa. Tym razem powinno ono dotykać drapieżczych praktyk urbanizacyjnych i być powiązane z nową falą globalnego oporu wyznaczonego przez publiczne protesty i okupacje przestrzeni miejskiej w tak różnych miejscach jak Tunis, Santiago de Chile, Madryt, Ateny, Nowy Jork czy Stambuł ((Na ten temat zob. np. P. Mason, Skąd ten bunt. Nowe światowe rewolucje, tłum. M. Sutowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013; M. Castells, Sieci oburzenia i nadziei. Ruchy społeczne w erze internetu, tłum. O. Siara, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2013.)) . Każdemu rozdziałowi omawianej książki przyświeca w tym kontekście Foucaultowski imperatyw kwestionowania i eksponowania naszej aktualności ((Por. M. Foucault, Czym jest Oświecenie?, w: Tegoż, Filozofia, historia, polityka. Wybór pism, tłum. D. Leszczyński, L. Rasiński, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2000.)) , równoznaczny z analizowaniem stojących przed nami możliwości zmiany i dróg rozwoju.

Łącząc krytyczną teorię miejską i uliczny aktywizm, Merrifield wiedzie swoją czytelniczkę przez zaułki dziewiętnastowiecznego i dwudziestowiecznego Paryża, wymierające przestrzenie postindustrialnego Detroit czy kontestowane obszary współczesnego Nowego Jorku. Analizy te pozwalają mu na podjęcie błyskotliwej krytyki dominujących strategii miejskich (w rodzaju miejskiego neoliberalizmu czy miasta kreatywnego), zdającej sprawę z istniejących w tych miastach różnic, ale i powszechności i ponadczasowości trawiących je problemów. Podobna, planetarna wizja urbanizacji daje Merrifieldowi szansę na przedstawienie nowej ontologii miejskości pozwalającej na połączenie doświadczeń globalnego Południa i Północy, centrum i peryferii czy miasta i wsi. Jego książka przyczynia się zatem również do likwidacji krzywdzących hierarchii odpowiedzialnych za dzielenie świata na przestrzenie zaawansowanej, zachodniej i zacofanej, niezachodniej urbanizacji.

Choć pozycja Merrifielda w globalnym polu naukowym zdaje się rosnąć z każdą kolejną napisaną przez niego monografią (w latach 2002-2014 powstało ich dziewięć), w Polsce jest on postacią niemal zupełnie nieznaną. Tłumaczenie Nowej kwestii miejskiej jest zatem dobrą okazją, aby zaopatrzyć czytelniczki i czytelników w rodzaj praktyczno-teoretycznej mapy po zróżnicowanym, choć konsekwentnym politycznie dorobku jej autora. Pomocne okażą się w tym kontekście dwie tytułowe dla tego wprowadzenia figury, które tłumaczą poniekąd, jak zobaczymy niżej, dotychczasową niewidzialność Merrifielda w polskich dyskusjach nad kwestią miejską. Razem z pozostałymi elementami jego aparatury pojęciowej (m.in. pasożytniczą urbanizacją, neohaussmanizacją, miejskością) dają one nadzieję na przewartościowanie dominującego myślenia o miejskiej polityce, co zdaje się tym pilniejsze, im głębszym transformacjom ekonomicznym poddawane są coraz mniej nasze miasta.

Metromarksizm i władza wyobraźni

Merrifield dał się poznać szerszemu światu akademickiemu przede wszystkim jako popularyzator tezy o istotowo miejskim charakterze marksizmu stawianej przed nim między innymi przez takich badaczy jak David Harvey czy Ira Katznelson ((Zob. D. Harvey, The Limits to Capital, Verso, London-New York 2006 [1982]; I. Katznelson, Marxism and the City, Oxford University Press, Oxford 1992. Na ten temat zob. również: H. Lefebvre, La Pensée marxisme et la ville, Casterman, Paris 1972; oraz M. Castells, Kwestia miejska. Warto w tym miejscu wspomnieć, że Harvey był promotorem pracy doktorskiej Merrifielda (w dziedzinie geografii), obronionej na Uniwersytecie w Oxfordzie w 1993 roku. Wpływ tej współpracy jest widoczny w kolejnych książkach naszego autora, co nie oznacza oczywiście, że nie dochodzi między nimi do istotnych sporów.)) . Kwestii tej poświęcona jest pierwsza samodzielna książka naszego autora Metromarxism. A Marxist Tale of the City [Metromarksizm. Marksistowska opowieść o mieście] ((A. Merrifield, Metromarxism. A Marxist Tale of the City, Routledge, London-New York 2002.)) . Merrifield obala w niej często powtarzane przekonanie o niewrażliwości Marksa na problematykę produkcji przestrzeni i urbanizacji, które przyczyniło się nie tylko do późno zainaugurowanej na gruncie badań nad miastem krytyki miejskiej ekonomii politycznej (w latach siedemdziesiątych XX wieku), ale i długo obecnego w głównych nurtach marksizmu swoistego antyurbanizmu, owocującego uprzywilejowaniem innych niż miejskie walk klasowych ((Wpływ na to ma zdaniem brytyjskiego geografa tak wiejski charakter najdonioślejszych dwudziestowiecznych rewolucji (chińskiej, kubańskiej), jak i lęk niektórych lewicowych intelektualistów (np. Régisa Debraya) przed korumpującą proletariat, istotowo burżuazyjną kondycją nowoczesnego miasta.)). Co istotne, autor Kapitału nie jest tu prezentowany jako ojciec założyciel krytycznych studiów miejskich, co byłoby niezgodnym z prawdą przesunięciem akcentów jego dzieła. W jego pracach, twierdzi Merrifield, widzieć należy raczej decydujący bodziec dla dialektycznego ujmowania miasta – dostrzegania w nim równocześnie dominującego obszaru kapitalistycznego wyzysku i antykapitalistycznego oporu – oraz przemyślenia przeobrażeń coraz mocniej ingerującego w proces urbanizacji zaawansowanego kapitalizmu. Bodziec zachęcający do tego rodzaju namysłu niemałą grupę autorów i autorek, skupionych, co dość symptomatyczne, przede wszystkim w zachodnich ośrodkach akademickich (na czele z uniwersytetami brytyjskimi i amerykańskimi).

Tym, co wyróżnia wspomnianą książkę na tle poprzedzających ją prac jest propozycja alternatywnego lineażu metromarksizmu dowartościowującego dorobek tak nieortodoksyjnych autorów jak Benjamin, Debord, Henri Lefebvre czy Berman ((Dwóm z wymienionych autorów Merrifield poświęcił później osobne książki. Zob. Tegoż, Guy Debord, Reaktion Books, London 2005 oraz Henri Lefebvre. A Critical Introduction, Routledge, London-New York 2006.)) . To właśnie oni, stawiani w jednym rzędzie z bardziej analitycznymi Castellsem czy Harveyem, stanowią główną inspirację dla podjętej przez Merrifielda próby ożywienia i aktualizacji marksizmu. Przedstawienia go w innym, bardziej optymistycznym i wielobarwnym świetle, co otwierałoby tę tradycję teoretyczną na podmioty wcześniej do niej zniechęcone – czy to za sprawą sprzeczności realnie istniejącego socjalizmu czy też dogmatyzmu zatwardziałych marksistów w sztywny sposób przedkładających literę pism Marksa ponad ich politycznym duchem. Marksizm, o którym mowa, może zdaniem Merrifielda promować nowe, bardziej kolektywne podejście do urbanizacji i odpowiadać za alternatywną, absolutnie demokratyczną wizję miasta. Potrzebuje do tego „jedynie” więcej wyobraźni, mniej pesymizmu i akademickiej patyny, jak również ściślejszego kontaktu z praktyczną krytyką kapitalizmu i wspierającego go państwa. Musi być, innymi słowy, bliżej ulicy i rozgrywającej się tam oddolnej polityki ((Por. L. Jerram, Streetlife. The Untold History of Europe’s Twentieth Politics, Oxford University Press, Oxford 2011.)) . Słowa, w których o tym pisze, powinny zainteresować zwłaszcza mieszkańców Europy Wschodniej, choć ich przekaz, co typowe dla Merrifielda, ma zasadniczo uniwersalny charakter:

Marksistowski urbanizm […] zdaje sobie sprawę, że tym, co nadaje sens życiu miejskiemu, jest nowość i spontaniczność czy też organiczny wzrost. Wie jednak również, że [miasto – PJ] potrzebuje planowania, że czymś najważniejszym jest [z jego punktu widzenia – PJ] demokratyczna interwencja i wyobrażanie sobie naszego świata drogą abstrakcji. […] Marksizm może inspirować urbanizm, tak jak miasta stanowią płodny obszar [namysłu – PJ] dla marksistów i towarzyszących im wolnych duchów, dla ludzi niezadowolonych ze status quo.

Miasto, które kochają i wyobrażają sobie ci marksiści – istniejące w formie mikrokosmosu i wymarzone jako makrokosmos – dzielą lata świetlne od tego, co niektórzy kojarzą z marksistowskim urbanizmem: od bezbarwnych wschodnich osiedli blokowych, szarej rzeczywistości zaciskania pasa oraz ludzi ze smutnymi twarzami wiodących swoje pełne mordęgi, zrutynizowane życie ((A. Merrifield, Metromarxism, s. 179. Zauważmy, że Merrifield nie oddala się tu zbytnio od typowego dla metromarksizmu stereotypowego spojrzenia na miejski, rzeczywiście istniejący socjalizm. W jego pracach próżno zresztą szukać pogłębionych odniesień do tego kontekstu geograficznego, co wystawia jego koncepcje na uzasadnione oskarżenia o teoretyczny zachodocentryzm.)) .

Metromarxism, wespół z wydaną w tym samym 2002 roku książką Dialectical Urbanism [Dialektyczny urbanizm] ((Tegoż, Dialectical Urbanism: Social Struggles in the Capitalist City, Monthly Review Press, New York 2002.)) , stanowią nie tylko ukoronowanie pierwszego etapu kariery ich autora ((Co ciekawe, kolejny rok wyznacza w biografii Merrifielda moment zasadniczego zerwania – tak z dotychczasową karierą profesjonalnego akademika, jak i metropolitalnym stylem życia. Autor Nowej kwestii miejskiej rozstaje się wtedy z amerykańskim Clark University (gdzie odmówiono mu przedłużenia kontraktu) i Nowym Jorkiem (do którego przeniósł się po latach pracy na brytyjskich uczelniach), decydując się na przeprowadzkę do francuskiej Owernii (chodzi tu konkretnie o jej mniej zurbanizowane fragmenty – w Haute-Loire, a później Lavoûte-Chilhac). Zmiana ta zaowocuje jeszcze głębszym niż do tej pory przesiąknięciem francuską tradycją badań nad miastem, prowadzoną aż do dziś (pomimo częściowego powrotu w ramy akademii) dyskusją z pozycją profesjonalnego badacza czy wreszcie wspomnianą w jednym z poprzednich przypisów książką The Wisdom of Donkeys, niestereotypową, erudycyjną pochwałą powolnego życia wiejskiego i tytułowej mądrości najbardziej upartych ze zwierząt.)) , ale jawią się również jako wyraźna polityczna deklaracja brytyjskiego geografa. Obie, sytuując go w obrębie krytycznej teorii miejskiej, potwierdzają bowiem równocześnie niezbywalnie praktyczny, przekładający się na rzeczywiste ludzkie działania charakter marksistowskich badań nad miastem. „Idee zawsze były ważne dla Marksa i powinny się zawsze liczyć dla marksistów” – pisze Merrifield w duchu 11 tezy o Feuerbachu, a ich performatywna moc pozwala zmieniać się nam samym poprzez zmianę naszego [miejskiego – PJ] świata ((Tegoż, Metromarxism, s. 184.)) . Metromarksizm nie jest w tym kontekście jedynie kolejnym prądem intelektualnym zorientowanym na analizę nowoczesnej (ergo kapitalistycznej) urbanizacji, ale konkretnym zestawem narzędzi służących do zasadniczej zmiany współczesnej miejskiej kondycji. Wiele z nich zostało przedstawionych w Nowej kwestii miejskiej (myślę tu np. o takich pojęciach jak neohaussmannizacja czy pasożytniczy urbanizm), o czym jeszcze w tym wprowadzeniu będzie mowa.

Wątek wewnętrznej krytyki marksizmu Merrifield rozwija najpełniej w książce stanowiącej rezultat kolejnego, tym razem chwilowego exodusu jej autora. Chodzi tu o pisaną w Brazylii (Sâo Paulo) Magical Marxism. Subversive Politics and the Imagination [Magiczny marksizm. Wywrotową politykę i wyobraźnię] ((Tegoż, Magical Marxism. Subversive Politics and the Imagination, Pluto Press, London-New York 2011.)) . Brytyjski geograf stawia tam kontrowersyjną tezę o istnieniu dwóch marksizmów:

  1. marksizmu ortodoksyjnego, jako systematycznej i rygorystycznej kontynuacji dzieła Marksa, której brakuje jednak świeżości, zrozumienia problemów współczesnych młodych ludzi i, co najistotniejsze, politycznej radykalności, oraz

  2. marksizmu magicznego, stanowiska charakterystycznego dla nowych antykapitalistycznych teoretyków i aktywistów (cezurę wyznaczają w tym wypadku alterglobalistyczne protesty w Seattle z 1999 roku), któremu udaje się łączyć sprzeczności wyrugowane przez większość marksistów: emocje z intelektem, organizację polityczną ze spontanicznością rewolty czy wyobraźnię z twardym stąpaniem po ziemi.

Merrifield dość wyraźnie podkreśla, że oba wspomniane nurty znajdują swoje korzenie w samym dziele Marksa, to jednak drugi z nich, jako długoletnio tłumiony, swoisty altermarksizm domaga się dziś szczególnej uwagi i rewitalizacji. Postulat ten warto z pewnością wziąć pod uwagę w Polsce, gdzie mimo popularności takich marksistowskich autorów jak Benjamin czy Theodor W. Adorno, marksizm jako taki wciąż musi znosić odium skostniałej, deterministycznej doktryny czy nawet zbrodniczej ideologii politycznej. O tym, jak niewiele wspólnego z prawdą mają tego rodzaju skojarzenia, przypomniał w swojej ostatniej książce Jan Sowa ((Zob. J. Sowa, Inna Rzeczpospolita jest możliwa! Widma przeszłości, wizje przyszłości, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015.)) .

Choć autor Nowej kwestii miejskiej nie przeprowadza konkretnej i szczegółowej genealogii magicznego marksizmu, nikogo nie zdziwi to, że wpisuje w jego ramy takich autorów jak Debord czy Lefebvre. Odnawia w ten sposób tradycję marksistowskiego humanizmu, znajdując najistotniejszego miejskiego sojusznika we wspomnianym wyżej Bermanie ((Por. M. Berman, „Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu. Rzecz o doświadczeniu nowoczesności, tłum. M. Szuster, Universitas, Kraków 2006 oraz Przygody z marksizmem, tłum. S. Szymański, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012. Zauważmy na marginesie, że Merrifieldowski i Bermanowski humanizm stanowi istotne ograniczenie, gdy mowa o uwzględnianiu wpływu nieludzkich aktorów na proces urbanizacji. Ma ono miejsce u innych miejskich marksistów (takich jak Swyngedouw czy Castree))) (któremu dedykowana jest zresztą Nowa kwestia miejska). Dużo bardziej zaskakujący jest w tym kontekście jego zwrot w stronę magicznego realizmu – i takich autorów jak Gabriel García Márquez i Alejo Carpentier – który należy jego zdaniem traktować jako jeden z lepszych wzorców angażowania nieskrępowanej wyobraźni, rozbuchanej kreatywności i poezji życia codziennego na rzecz myślenia o lepszej, być może utopijnej, ale uchwytnej w szczelinach aktualności, przyszłości ((Nowa kwestia miejska rozwija te wątki w kilku miejscach, zwłaszcza w rozdziale 5, gdzie mowa o społecznej fantastyczności (w kontekście twórczości Pierre’a Mac Orlana i Deborda).)) . Magiczni realiści przypominają nam zatem, po pierwsze, o znaczeniu tego, co praktyczne, konkretne, przyziemne jako obszarze odtowarowienia, niekapitalistycznej zabawy, politycznej subwersji i gry przeciwko odgórnej władzy iluzji (wszystkie te elementy kryją się pod Merrifieldowskim rozumieniem magii). Po drugie, potwierdzają znaczenie wyobraźni jako istotnej siły wytwórczej, jak również mocy politycznej odpowiedzialnej za projektowanie alternatywy dla dominującego stanu rzeczy ((Co przywołuje oczywiście na myśl słynne słowa Marksa o architekcie, do których odwołuje się zresztą Merrifield (Tegoż, Magical Marxism, s. 145-152): „Pająk dokonuje czynności podobnych do czynności tkacza, a pszczoła budową swych komórek woskowych mogłaby zawstydzić niejednego budowniczego-człowieka. Ale nawet najlichszy budowniczy tym z góry już różni się od najzręczniejszej pszczoły, że zanim zbuduje komórkę w wosku, musi ją przedtem zbudować w swojej głowie”. K. Marks, Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej. Tom 1, tłum. P. Hoffmann, B. Minc, E. Lipiński, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła. Tom 23, Książka i Wiedza, Warszawa 1968, s. 206. Cytat ten jako ważny punkt odniesienia wykorzystuje również Harvey w swoich Spaces of Hope (University of California Press, Berkeley-Los Angeles 2000), być może najbardziej poetyckiej i utopijnej ze wszystkich jego książek.)) .

Z punktu widzenia miejskiej teorii dialog ze wspomnianą tradycją literacką jawi się jako podwójnie wartościowy. Pozwala, z jednej strony, na przekraczanie zawsze dotkliwych i wątpliwych ontologicznie podziałów między nauką i sztuką, faktem i fikcją czy rzeczywistością i dyskursem, a z drugiej poszerza perspektywę metromarksizmu o niezachodnie, w istocie postkolonialne wpływy. „Poszerzenie” to da się zresztą odczuć u wielu innych przedstawicieli omawianego nurtu. Głębsza analiza walk klasowych w Ameryce Łacińskiej (spojrzenie na ruchy miejskie w Brazylii, piqueteros w Argentynie, walki o wodę w Boliwii) pozwoliła Harveyowi na ostateczną rehabilitację wspólnoty miejskiej (którą odrzucał w swoich wcześniejszych pracach ((Zob. D. Harvey, The New Urbanism and the Communitarian Trap, „Harvard Design Magazine” 1997, nr 1.)) ), uznawanej teraz za tak samo istotne zaplecze organizacyjne, co solidarność pracownicza ((Tegoż, Bunt miast. Prawo do miasta i miejska rewolucja, tłum. Praktyka Teoretyczna, Fundacja Bęc Zmiana, Warszawa 2012, s. 191-204.)) . Mike Davis zwraca z kolei uwagę na stale przyśpieszający proces latynizacji Stanów Zjednoczonych, który owocuje dogłębnymi przemianami tamtejszej tkanki miejskiej. Analizuje go przy tym, niezależnie od Merrifielda, w kategoriach magicznego urbanizmu ((M. Davis, Magical Urbanism. Latinos Reinvent the U.S. City, wydanie poprawione i rozszerzone, Verso, London-New York 2007.)) , ponownie przekierowując naszą uwagę w kierunku drugiej, często zapominanej twarzy radykalnej polityki miejskiej – radosnej subwersji, nieokiełznanej wielości czy obfitości kulturowych dóbr wspólnych. W obu wypadkach tak rozumiana postkolonizacja metromarksizmu pozwala jego przedstawicielom na mniej lub bardziej udane wymykanie się ograniczeniom typowym dla eksplorowanej przez nich dziewiętnastowiecznej spuścizny. Myślę tu chociażby o dziedziczonych po Marksie pozostałościach historycyzmu czy mimo wszystko wąskim rozumieniu klasy robotniczej.

Autor Nowej kwestii miejskiej zgodnie z powyższą tendencją proponuje zatem myśleć o marksizmie jako „teorii i praktyce życia poza kapitalizmem, jego podminowywania oraz wykuwania solidarności między różniącymi się ludźmi, niezależnie od tego, czy należą do «klasy robotniczej», czy nie” ((A. Merrifield, Magical Marxism, s. 18.)) . Wzorem Lefebvre’a ((Por. H. Lefebvre, Critique of Everyday Life, tłum. G. Elliott, Verso, London-New York 2014.)) otwiera go na rzeczywistość codziennego oporu rozgrywającego się poza tradycyjnym miejscem pracy. Domaga się w tym kontekście dowartościowania ogólnomiejskiej produktywności (tak materialnej, jak i niematerialnej), która odpowiadając za reprodukcję szeroko rozumianej tkanki miejskiej, czyni z każdego miasta rodzaj ogromnej „fabryki społecznej”, o której pisali włoscy autonomiści ((Por. M. Hardt, A. Negri, Rzecz-pospolita. Poza własność prywatną i dobro publiczne, tłum. Praktyka Teoretyczna, Korporacja ha!art, Kraków 2012, s. 359-371.)) . To właśnie na niej dokonuje się zdaniem Merrifielda pasożytnicza grabież kapitału, której poświęcono niemałe fragmenty Nowej kwestii miejskiej. To ją wspierać musi również magiczny marksizm w długowiecznej walce o nowe, niekapitalistyczne miasto.

Pasożytnicza urbanizacja, neohaussmannizacja i nowa kwestia miejska

Problematyka pasożytniczej urbanizacji to jeden z przewodnich wątków łączących najnowsze teksty Merrifielda ((Mowa tu m.in. o jego dwóch ostatnich książkach: Nowej kwestii miejskiej oraz The Politics of the Encounter. Urban Theory and Protest Under Planetary Urbanization [Polityce spotkań. Miejskiej teorii i proteście w warunkach planetarnej urbanizacji] (The University of Georgia Press, Athens, GA 2013).)) , a jego oryginalna eksploracja pozwala mu się wpisać w jedną z najistotniejszych dyskusji toczonych współcześnie na gruncie radykalnych studiów miejskich. Mam tu na uwadze prowadzone przez licznych badaczy i badaczki rozważania nad wywłaszczającymi formami akumulacji kapitału w warunkach późnonowoczesnej urbanizacji, które coraz mocniej przywodzą na myśl jej pierwotną postać opisywaną przez Marksa w pierwszej księdze Kapitału ((K. Marks, Kapitał. Tom 1 (rozdział 24: „Tak zwana akumulacja pierwotna”).)) . Merrifield staje w tym kontekście w jednym rzędzie z takimi autorami jak Harvey („akumulacja przez wywłaszczenie”), Sassen („wysiedlenia”) czy Álvaro Sevilla-Buitrago („grodzenia” w dobie rozszerzonej urbanizacji), zastanawiając się nad charakterem nowych grodzeń, rozkładem miejskich dóbr publicznych i logiką postępującej neoliberalizacji tego, co miejskie ((Zob. np. D. Harvey, The New Imperialism, Oxford University Press, Oxford 2003; S. Sassen, Expulsions: Brutality and Complexity in the Global Economy, The Belknap Press of Harvard University Press, Cambridge, MA-Oxford 2014; Á. Sevilla-Buitrago, Capitalist Formations of Enclosure: Space and the Extinction of the Commons, „Antipode” 2015. Na ten temat zob. również: P. Juskowiak, Wywłaszczająca urbanizacja. Miejski marksizm wobec problemu akumulacji pierwotnej, „Praktyka Teoretyczna” 2015, nr 2.)) . Każdy z tych autorów stara się na swój sposób przemyśleć zmiany w funkcjonowaniu miejskich gospodarek, do których dochodzi w efekcie zdominowania współczesnego kapitalizmu przez kapitał finansowy, jak również jego wyraźnego zwrotu w stronę nowych technik przechwytywania miejskiego bogactwa. Merrifield idzie tu dość wyraźnie tropem Harveya, pokazując, że warunki dla takiej zmiany stworzyło obserwowalne w miastach na całym świecie zaadaptowanie nowego modelu rządzenia, czyli miejskiej przedsiębiorczości. Na Zachodzie wyparł on w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku wcześniejszy o dekadę miejski menedżeryzm (w Polsce ma to miejsce na większą skalę dopiero na początku XXI wieku), dając samorządom niemal wolną rękę w demontażu miejskich systemów opieki społecznej, prywatyzacji publicznych zasobów czy coraz dalej posuniętej współpracy z prywatnymi inwestorami.

Przejście, o którym mowa, zbiega się z charakterystycznym dla całego kapitalistycznego sposobu produkcji docenieniem ekonomicznego potencjału i konsekwentnym utowarowieniem takich elementów życia ludzkiego jak wiedza, informacja, emocje, style życia czy nawet formy oporu (pomyślmy o marketingu partyzanckim czy neoliberalnych podmiotach wydawniczych promujących radykalne dzieła kultury). Sprzyja to rosnącemu znaczeniu renty, czerpanej przez prywatne podmioty z racji monopolistycznej kontroli nad danym zasobem. W dzisiejszym mieście coraz mniejsza w tym zasługa samej posiadanej przez kapitalistów ziemi i jej specyficznych właściwości, a coraz większa wypracowywanych w jej obszarze kulturowych dóbr wspólnych odpowiedzialnych za wyjątkowość danego miejsca ((D. Harvey, Bunt miast, s. 130-157.)) . (W Polsce od kilku dobrych lat możemy obserwować proces uświadamiania sobie bezpośrednich powiązań między kulturowym ożywieniem miast a wzrostem gospodarczym ((Na ten temat zob. np. Sztuka – kapitał kulturowy polskich miast, red. E. Rewers, A. Skórzyńska, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2010; Ekonomia kultury. Przewodnik Krytyki Politycznej, red. Zespół Krytyki Politycznej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2010; A. Majer, Odrodzenie miast, Wydawnictwo UŁ-Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, Łódź-Warszawa 2014.)) . Przykład Warszawy, Wrocławia czy Krakowa – mniej lub bardziej oficjalnych Europejskich Stolic Kultur – pokazuje, że myślenie to ma wciąż selektywny, imitacyjny wobec Zachodu i w przeważającej mierze monoklasowy, elitarny charakter).

Dostrzeżenie tego faktu na gruncie studiów miejskich zmusza nas, jak zauważa Merrifield, do przemyślenia szeregu założeń, na których zwykły się one opierać, jak również całkowitego przeformułowania kwestii miejskiej, którą stawiał przed miejskimi ruchami społecznymi i krytycznymi badaczami miasta inny miejski marksista Manuel Castells ((M. Castells, Kwestia miejska.)) . Nie odbierając czytelnikom przyjemności lektury argumentów samego autora, zauważmy tylko, że Nowa kwestia miejska stawia pod znakiem zapytania sensowność walki o dobra publiczne (przedmioty Castellsowskiej „zbiorowej konsumpcji”), skoro ostatecznie zawiadują nimi członkowie tej samej pasożytniczej elity co korporacje i banki. Analizowany przez Merrifielda przypadek Detroit bardzo dobitnie pokazuje, że w sporze interesów wielkiego kapitału (w tym wypadku amerykańskiego przemysłu samochodowego i instytucji finansowych) i zwykłych obywateli władza niemal zawsze weźmie stronę tego pierwszego. I chociaż brytyjski geograf nie podważa celowości przechwytywania oficjalnych instytucji na rzecz poszerzania dostępu do podstawowych usług i dóbr, wyraźnie stwierdza, że nie ma już możliwości powrotu do polityki społecznej typowej dla dawnych państw opiekuńczych. Skala prywatyzacji zmusza nas do podjęcia zupełnie innych działań niż renacjonalizacja zakładów pracy czy poszerzanie przestrzeni publicznej. Nie zaskoczy nas z pewnością fakt, że Merrifield proponuje je oprzeć na takich ugruntowanych politycznie wartościach jak demokracja bezpośrednia, oddolność czy autonomia.

Co istotne, działania te muszą rozgrywać się na tych samych geograficznych skalach co pasożytnicze dążenia kapitału, zmuszając nas do zmiany myślenia na temat wspomnianych oddolności i autonomii. Zanim do tego przejdziemy, dodajmy do tych już przedstawionych kilka ogólnych słów o urbanizacji i wyrastającej z niej kwestii miejskiej. Pisząc o tej pierwszej, Merrifield potwierdza dawne intuicje Lefebvre’a, zdając sprawę z jej w pełni planetarnego charakteru ((Na ten temat zob. np. Implosions/Explosions: Towards a Study of Planetary Urbanization, red. N. Brenner, Jovis Verlag GmbH, Berlin 2014. W publikacji tej pomieszczono m.in. dwa teksty Merrifielda (Tegoż, The Urban Question Under Planetary Urbanization oraz The Right to the City and Beyond. Notes on Lefebvrian Reconceptualization).)) . Wszechobecność miejskości (rozumianej jako swoiste połączenie, kondensacja miejskiej kultury i materialnej tkanki, obszaru międzyludzkich spotkań i narzędzia rozszerzania władzy kapitału) pozwala bowiem nie tylko na potwierdzenie tezy o ostatecznym nastaniu „społeczeństwa miejskiego” ((H. Lefebvre, The Urban Revolution, tłum. R. Bonnano, University of Minnesota Press, Minneapolis 2003.)) (po przechyleniu szali światowej populacji w stronę obszarów zurbanizowanych), ale również osłabienie starych, wątpliwych etycznie dychotomii w rodzaju miasto-wieś, centrum-peryferie, globalna Północ-globalne Południe, śródmieście-przedmieścia itp. Wobec planetarnego charakteru tego, co miejskie nieodwracalnie zmienia się też obszar dotychczasowej gry o miasto. Zderzamy się w tym wypadku z kolejnym opisywanym przez Merrifielda procesem, który już w przedmowie do prezentowanej książki określany jest jako najważniejsza składowa nowej kwestii miejskiej. Neohaussmannizacja, bo o niej tu mowa:

wyznacza nowy rys w starej opowieści o miejskiej transformacji, o zasadzie „dziel i rządź” materializowanej środkami zmiany miejskiej, o przerabianiu i zwiększaniu skali fizycznego środowiska zurbanizowanego mającego na celu zmianę krajobrazu społecznego i politycznego. To, co wydarzyło się w Paryżu w połowie XIX wieku, ma dziś charakter globalny, nie dotyczy jedynie wielkich stolic, najpotężniejszych ośrodków i narodowych sił polityczno-ekonomicznych, ale wszystkich miast organizowanych przez transnarodowe elity finansowe i korporacyjne przy poparciu rządów narodowych (s. 3).

Zauważmy przy tym, że omawiana przez Merrifielda intensyfikacja i globalizacja logiki pierwszej w historii przebudowy całościowo rozumianego miasta zachodzi we wszystkich wymiarach podjętej przez Haussmanna transformacji ((Na ten temat zob. D. Harvey, Paris, Capital of Modernity, Routledge, London-New York 2003.)) . Neohaussmannizacja odpowiada zatem za coraz bardziej dojmującą militaryzację, spektakularyzację, przestrzenną stratyfikację, finansjeryzację czy utowarowienie naszych miast, co dzieje się przy niezbędnym wsparciu, tak jak w Paryżu II Cesarstwa, władzy państwowej. Aby to zrozumieć, nie trzeba sięgać wzrokiem w stronę obu Ameryk lub trochę bliższych nam geograficznie Moskwy czy Londynu. Wystarczy pomyśleć o polskich przykładach gentryfikacji, hegemonii nowych świątyń konsumpcji, spekulacjach finansowych na rynku nieruchomości czy prawdziwej pladze osiedlowego grodzenia (w tym starej zabudowy z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku), aby dostrzec, że problem ten dotyczy od dawna również nas samych. Bodaj najwyraźniej widać to w miastach goszczących turniej piłkarski UEFA Euro 2012 i nie ma w tym przypadku, biorąc pod uwagę ścisły związek neohaussmannizacji z przyśpieszoną modernizacją dokonywaną środkami megawydarzeń czy megaobiektów ((Mike Davis analizuje ten proces na przykładzie miast Trzeciego Świata. Pisze w tym kontekście, ponownie niezależnie od Merrifielda, o „Haussmannie w tropikach”. Por. Tegoż, Planeta slumsów, tłum. K. Bielińska, Książka i Prasa, Warszawa 2009, s. 139-172.)) . Gdańsk, Poznań, Warszawa i Wrocław są przy tym modelowymi przykładami peryferyjnej urbanizacji, dokonującymi jednowymiarowej, „doganiającej” transformacji (według wzoru: obiekty sportowe + infrastruktura transportowa, z naciskiem na autostrady i lotnicze terminale) kosztem rosnącego długu publicznego, cięć w edukacji, opiece społecznej, kulturze i (o ironio!) sporcie czy prywatyzacji publicznych zasobów.

Choć haussmannizacja i neohaussmannizacja mają, jak pisze Merrifield, ten sam historyczny i geograficzny rodowód (s. 52), mutacje zachodzące na gruncie tej drugiej zdają nam sprawę z odmiennego względem dziewiętnastowiecznego charakteru wywłaszczeń. Poza skrajnym rozszerzeniem obszaru, na którym się ich dokonuje – w Nowej kwestii miejskiej czytamy, że zachodzi to na podwójnie globalnym poziomie cyberprzestrzeni i fizycznej tkanki miejskiej – najważniejsze zdaje się wysubtelnienie metod przy równoczesnym antyspołecznym rysie omawianego procesu. Umożliwia to przede wszystkim stale rosnąca rola kapitału finansowego, który skrajnie komplikuje zachodzące poza naszą wiedzą i świadomością operacje ekonomiczne (np. poprzez wykorzystanie narzędzia sekurytyzacji) oraz poddaje miejskie gospodarki dyktatowi zewnętrznych wobec danego miasta aktorów (np. zarządzających ich długiem międzynarodowych banków) ((Por. S. Sassen, Expulsions.)) . Merrifield, chociaż nie stawia tej kwestii dokładnie w tych kategoriach, zdaje się skupiać między innymi na oderwaniu nowych form wywłaszczeń od istotowego dla akumulacji pierwotnej procesu industrializacji (równoznacznego z produkcją nowych miejsc pracy) ((S. Mezzadra, B. Neilson, Border as Method, or the Multiplication of Labor, Duke University Press, Durham-London 2013, s. 234.)). Wyznaczone przez rządy neohaussmannizacji społeczeństwo miejskie zaczyna z tego powodu zmierzać w stronę społeczeństwa postpracy. W The Politics of the Encounter czytamy, że po raz kolejny potwierdza to intuicję Lefebvre’a, dla którego „bezrobocie jest strukturalnie nieoddzielne od dynamiki urbanizacji i jej ekspansji na planetarną skalę, co stanowi samą naturę kapitalizmu” ((A. Merrifield, The Politics of the Encounter, s. 74.)) . Kluczowe znaczenie ma w tym wypadku również neoliberalne rozbicie względnie stabilnego systemu pracy najemnej, owocujące rozpowszechnieniem prekarnych form zatrudnienia, oraz hegemonia nowego, niematerialnego typu pracy (związana z coraz bardziej widoczną, przynajmniej w krajach zachodnich, dominacją gospodarki usługowej). Autor Nowej kwestii miejskiej wpisuje się w tym kontekście w długoletnią dyskusję nad nowym podmiotem zmiany społecznej (inaugurowaną m.in. przez André Gorza ((A. Gorz, Farewell to Working Class. An Essay on Post-Industrial Socialism, tłum. M. Sonenscher, Pluto Press, London-Sydney 1982.)) ), który mógłby zastąpić w tej roli Marksowski proletariat czy klasę robotniczą. W swoich rozważaniach nad miejskimi ruchami politycznymi, współczesnymi sankiulotami oraz banlieues jako rozsianymi na całym świecie ogniskami oporu zbliża się do takich badaczy jak Antonio Negri, Michael Hardt, Guy Standing czy Nick Dyer-Witheford ((Por. M. Hardt, A. Negri, Declaration, Argo Navis Author Services, New York 2012; G. Standing, Prekariat. Nowa niebezpieczna klasa, tłum. K. Czarnecki, P. Kaczmarski, M. Karolak, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2014 oraz Tegoż, Karta prekariatu, tłum. P. Juskowiak, P. Kaczmarski, M. Szlinder, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2015; N. Dyer-Witheford, Cyber-Proletariat. Global Labour in the Digital Vortex, Pluto Press-Between the Lines, London-Toronto 2015.)) , optując za skrajnie szeroką wizją przeciwników systemu – globalnym tłumem oburzonych (99%) protestującym przeciwko monowładzy transnarodowych elit (1%):

Miejskość pomaga wyłaniać się pewnej bliskości, pozwala jej na samouświadomienie, świadomość tego, że w świecie istnieją różne rodzaje bliskości, że mogą się ze sobą spotykać, zdając sobie wzajemnie sprawę ze wspólnej sankiulockiej kondycji, przynależności do 99%, połączenia przez pewien rodzaj tkanki w ramach sieci społecznej, pajęczyny, planetarnego usieciowienia: to bliskość, powinowactwo miejskiego obywatelstwa. Domy tworzą miasto, ale obywatele tworzą la cité (s. 120).

Merrifield widzi w powstającym w ten sposób „my” drugą stronę procesu neohaussmannizacji, jej własne widmo nawiedzające każdy, nawet najbardziej nikczemny eksces wywłaszczającej władzy kapitału. Jeżeli transformacja Haussmanna zrodziła Komunę Paryską, ów „wspólnotowy luksus” ((K. Ross, Communal Luxury: The Political Imaginary of Paris Commune, Verso, London-New York 2015.)) rozciągający klasową solidarność na szerokie grono niezadowolonych z nowego, kapitalistycznego porządku rzeczy, neohaussmannizacja ma szansę stworzyć podobne poczucie politycznej bliskości ponad zwyczajowymi barierami geograficznymi, społecznymi czy kulturowymi. Brytyjski autor wraca tu zatem ponownie do dialektyczności miejskości, przekonania, że rozpowszechniająca ją kapitalistyczna urbanizacja każdorazowo tworzy swojego Innego w postaci tłumu oburzonych, krytykujących ją ruchów miejskich czy wreszcie, w przypadkach szczególnego nasilenia napięć i sprzeczności systemu ((Na ten temat zob. D. Harvey, Seventeen Contradictions and the End of Capitalism, Profile Books, London 2015.)) , insurekcji. Oddolnej rebelii stanowiącej najlepszy dowód na zasadność kolejnego podskórnego lejtmotywu Nowej kwestii miejskiej, czyli mądrości ulicy.

Mądrość ulicy, czyli jak odzyskać nasze miasta

Książki Merrifielda nie stronią od politycznych deklaracji czy bojowych, rewolucyjnych haseł. Ich autor dość wyraźnie marzy o tym, aby zawarta w nich teoria przyczyniała się do umacniania już istniejących i wyłaniania się nowych ruchów miejskich (co może się stać także w Polsce, gdzie lawinowo rośnie liczba praktyków i propagatorów „myśli placu publicznego” ((Określenie Michela Maffesolego, zob. Tegoż, Czas plemion. Schyłek indywidualizmu w społeczeństwach ponowoczesnych, tłum. M. Bucholc, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008. Na temat rosnącego znaczenia polskich ruchów miejskich, zob. P. Pluciński, Miejskie (r)ewolucje. Radykalizm retoryki a praktyka reformy, „Praktyka Teoretyczna” 2013, nr 3.)) ). I chociaż ostatecznie trudno je traktować jako podręczniki dla zorientowanych promiejsko aktywistów, znajdą w nich oni szereg przydatnych informacji na temat najistotniejszych punktów ciągłości i zerwania pomiędzy historycznymi i wciąż trwającymi walkami o odzyskiwanie przestrzeni miejskiej. Teksty te wyposażą ich również w całkiem pokaźny zestaw pojęć, za których sprawą dużo łatwo przemyśleć polityczny potencjał organizujących się w miastach mieszkańców.

Zacznijmy od insurekcji, bo to ona zajmuje Merrifielda najmocniej w Nowej kwestii miejskiej. Wiemy już, że brytyjski geograf widzi w niej drugą, nieodłączną stronę neohaussmannizacji, podstawową barierę i sprzeczność, z którą mierzyć muszą się pasożytnicze elity. Nie wiemy jeszcze jednak, jak wiele różni ją, na przykład, od typowych powstań narodowowyzwoleńczych. Choć w prezentowanej książce brak takiego porównania, tym, co najwyraźniej wyróżnia insurekcję na tle innych walk z opresją i wyzyskiem, jest jej fundamentalnie oddolny, horyzontalny charakter, samorządność i samowola wynikające z refleksyjnego odrzucenia politycznej reprezentacji i kurateli intelektualnej awangardy, które zwykły osłabiać wyjściową energię i swoiście rozumianą „organiczność” (głęboki, ale nie esencjalny związek z miejscem) toczonych w mieście walk. Co być może jeszcze ważniejsze, insurekcje nie rodzą się w salach uniwersyteckich, siedzibach partii lub na intelektualnych salonach, lecz w najbardziej zaniedbanych, zubożałych i zapomnianych przez miejskich oficjeli fragmentach miasta. Merrifield używa na ich określenie francuskiego terminu banlieue, ma jednak na uwadze dzielnice całego świata, w których codzienna walka o godne życie jest równoznaczna z wynajdywaniem nowego języka i taktyk oporu przeciwko wspólnemu, pasożytniczemu wrogowi (s. 68-69). Walka ta tylko czasami zbiega się z tak dziś rozpowszechnionymi żądaniami „prawa do miasta” ((Na ten temat zob. np. D. Mitchell, Right to the City. Social Justice and the Fight for Public Space, The Guilford Press, New York-London 2003; E. Soja, Seeking Spatial Justice, University of Minnesota Press, Minneapolis-London 2010, Cities for People, Not for Profit. Critical Urban Theory and The Right to the City, red. N. Brenner, M. Mayer, P. Marcuse, Routledge, London-New York 2012; D. Harvey, Prawo do miasta, w: tegoż, Bunt miast. Wszystkie te teksty wyrastają z poświęconego tej kwestii manifestu Lefebvre’a. Por. tegoż, Prawo do miasta, tłum. E. Majewska, „Praktyka Teoretyczna” 2012, nr 5.)) , jest bowiem zakrojona dużo szerzej niż zawsze zbyt wąska i ściśle wpisana w dominujący system domena prawa. Zauważmy na marginesie, że Merrifield zdradza w tym kontekście dużo większą nieufność wobec sfery prawnej i sankcjonowanej odgórnie sprawiedliwości (a zatem i ruchów na rzecz skodyfikowanego prawa do miasta) niż inni miejscy marksiści, co zbliża go mocno do równie niechętnego reformowaniu prawa Marksa ((„Między równymi prawami rozstrzyga siła”, co czyni z nich narzędzie służące podtrzymywania systemu i podporządkowaniu tych wszystkich, którzy mogą temu zagrażać. K. Marks, Kapitał. Tom 1, s. 272.)). Autor Nowej kwestii miejskiej dowartościowuje raczej bardziej bezpośrednie środki zmiany miejskiej (w tym oddolne próby gospodarowania tym, co wspólne czy zyskujące na popularności od 2011 roku okupacje przestrzeni miejskiej), widząc w nich główną szansę na stworzenie rzeczywistej, a zatem antykapitalistycznej i nieprzedstawicielskiej, miejskiej demokracji.

Ta ostatnia znajduje swoje uprzywilejowane miejsce właśnie w miastach z uwagi na ich istotowo polityczną ontologię. Merrifield uwypukla na tę okoliczność przede wszystkim kondensacyjną moc miejskości, jej immanentną zdolność łączenia tego, co bliskie i odległe, globalne i lokalne, centralne i peryferyjne, tożsame i inne. Stwarza ona dzięki temu stałą możliwość spontanicznego, jak również bardziej zorganizowanego gromadzenia się ludzi (nie tylko zresztą w bezpośrednio politycznych celach) oraz zachęca do dokonania dyskursywnego przejścia od prawa do miasta do polityki spotkania. Przejście to postuluje jedna z ostatnich książek brytyjskiego badacza (The Politics of the Encounter), skłaniając jej czytelniczki do zmiany myślenia na temat politycznego zaangażowania. Abstrahując od złożonej teoretycznej dyskusji, którą Merrifield toczy w tym wypadku w odniesieniu do ustaleń Lefebvre’a, Spinozy czy Louisa Althussera, zauważmy, że „spotkanie” lepiej niż bardziej abstrakcyjne „prawo do miasta” podkreśla związek miejskiej polityki z cielesną i afektywną bliskością, przygodnością, tym, co niespodziewane. Ma też wybitnie interakcyjny charakter, wchodząc w szereg tych samych polityczno-ekonomicznych pojęć co komunikacja, kooperacja, wymiana, dzielenie itp. Co ważne, spotkanie nie jest jedynie żądaniem uznania czyichś praw stawianym przed władzą i obrońcami jej porządku, a bezpośrednim, niepytającym o niczyją zgodę wstępem do insurekcji, stanowiącej przykład praktycznego egzekwowania wszelkich obywatelskich uprawnień.

Pojęcie spotkania [mieści w sobie – PJ] opowieść o tym, w jaki sposób gromadzą się ludzie, dlaczego tworzone są zbiorowości, jak utrzymuje się i kształtuje solidarność, jak również o miejskim formowaniu się polityki międzysektorowej. Spotkanie jest niczym migotliwa, promieniejąca kosmiczna konstelacja, wyraz pluralizmu jego uczestników, którzy łączą się w ramach otwartej formy (i forum), dynamicznie ustrukturowanej spójności, konfiguracji, która dopiero się tworzy, a nie po prostu istnieje w przedustawnej i biernej formie ((A. Merrifield, The Politics of the Encounter, s. 33.)) .

Merrifield twierdzi również, że w przeciwieństwie do dyskursu praw spotkania tworzą charakterystyczne dla siebie przestrzenie, nowe obywatelskie agory, które inaczej niż ich ateńska prefiguracja nie muszą posiadać stałej, materialnej postaci. Powstają one, jak u Castellsa ((Por. M. Castells, Sieci oburzenia i nadziei, s. 213.)) , na skrzyżowaniu tego, co realne i wirtualne, fizycznej i cyberprzestrzeni, co uniemożliwia, jak czytamy w The Politics of the Encounter, eksmisję rewolucji (s. 67). Przestrzenie te są także, co warto podkreślić, dużo mniej wykluczające niż historyczne przestrzenie publiczne, zasadniczo odwracając hierarchię panującą w greckiej polis. Jeżeli ktoś nie ma do nich prawa wstępu, to są to przede wszystkim beneficjenci długokracji i nowego grodzenia wspólnych pastwisk, rzecznicy zaciskania pasa i przedstawiciele nowej klasy rządzącej obdarzani mniej lub bardziej dosadnymi mianami w rodzaju „1%”, „transnarodowej elity” czy „pasożytów”. Mogliśmy to obserwować kilka lat temu w takich miejscach jak ateński plac Syntagma, madrycki Puerta del Sol, stambulski plac Taksim czy wreszcie nowojorski park Zuccotti.

Często podkreśla się, że najważniejszą pozostałością ruchu Occupy nie są wymuszone przez niego ustępstwa na władzy, ale widzialne dla wszystkich mieszkańców planety obnażenie i nagłośnienie przewin neoliberalnego kapitalizmu. Pozwoliło to „policzyć się” oburzonym na całym świecie, utwierdzając ich w przekonaniu, że biorą udział w tej samej, jak powiedzieliby Merrifield i przywoływany przez niego Eric Hazan, wojnie domowej. Trochę rzadziej zwraca się w tym kontekście uwagę na przećwiczone w jego ramach taktyki oporu, formy organizacji i sposoby komunikacji, które czerpiąc z historycznego repertuaru sprzeciwu (ludowego, robotniczego, tożsamościowego), same dokładają się do puli tego trudnego do przecenienia dobra wspólnego. Dobra, z którego korzystały i długo będą korzystać inne, zazwyczaj niestykające się fizycznie ruchy i zbiorowości.

Colin McFarlane skojarzył tego rodzaju transmisję wiedzy z typowym dla miejskiej polityki translokalnym „uczeniem się miasta” ((C. McFarlane, Learning the City. Knowledge and Translocal Assamblage, Wiley-Blackwell, Malden, MA-Oxford 2011.)) , procesem zakorzenionym w nietypowej, bo konkretnie umiejscowionej i w dużej mierze autonomicznej „ekspertyzie”. Ma ona w gruncie rzeczy amatorski charakter, jeśli wziąć pod uwagę podwójne znaczenie tego słowa. Jest zatem, po pierwsze, produkcją wiedzy poza jej ustalonymi, profesjonalnymi reżimami (uniwersytety, wydawnictwa, głównonurtowe media, think tanki itd.). Po drugie, stoją za nim prawdziwi miłośnicy tego, co miejskie, sami zaangażowani mieszkańcy, którzy wzorem Gramścianskich intelektualistów organicznych czy Foucaultowskich parezjastów stawiają swoje miasta przed najdotkliwszymi prawdami i najbardziej kreatywnymi rozwiązaniami tych bolączek. I chociaż wypracowywana w ten sposób wiedza ma wyjściowo lokalny, zakorzeniony w konkretnym miejscu charakter, wiele z jej elementów udaje się wykorzystywać ponad granicami, nierzadko w bardzo odmiennych kontekstach geograficznych i kulturowych (McFarlane’a analizuje, przykładowo, ponadlokalne strategie przetrwania i poprawy warunków życia w slumsach). Świetnym przykładem tego rodzaju dzielenia się wiedzą jest współpraca polskich ruchów lokatorskich z kolektywami anarchistycznymi (vide Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów) owocująca coraz lepszymi praktycznymi rozwiązaniami w walce z antyspołeczną polityką mieszkaniową polskich miast.

To właśnie na demarginalizacji tego rodzaju wiedzy skupiają się najnowsze badania Merrifielda nad „amatorskim urbanizmem”, stanowiąc ambitną próbę przywrócenia do łask nieprofesjonalnych sposobów myślenia o mieście, jak również płodnego poznawczo godzenia miejskiej teorii z praktyką i doświadczeniem miejskości. Przywołując na myśl antyeksperckie wypowiedzi Deborda czy Lefebvre’a, którzy za utowarowienie tkanki miejskiej Paryża zwykli obwiniać nie tylko kapitał, ale także podległych mu urbanistów, naukowców i architektów, autor Nowej kwestii miejskiej ponownie uderza w pojęcie reprezentacji ((Lefebvre robił to, podkreślając przemożny wpływ, jaki na materialnie istniejącą przestrzeń mają jej reprezentacje, konstruowane przez naukowców, urbanistów, artystów, urzędników czy dziennikarzy. Por. H. Lefebvre, The Production of Space, tłum. D. Nicholson-Smith, Wiley-Blackwell, Malden, MA-Oxford 1991.)) . Kwestionuje w tym kontekście typowe dla profesjonalnych intelektualistów mówienie w czyimś imieniu, przedstawianie własnego punktu widzenia jako głosu zakorzenionego w codziennej rzeczywistości badanych przez nich osób. Merrifield idzie tu śladem Edwarda Saida, dla którego uzależnieni od systemu profesjonaliści zdolni są jedynie (w przeważającej większości) głosić prawdę samej władzy. Inaczej rzecz ma się z amatorami, którzy mogą rzucić jej tę prawdę w twarz, przedstawiając inny, bardziej bezpośredni, szeroki i nade wszystko własny punkt widzenia ((A. Merrifield, Amateur Urbanism, „City” 2015, vol. 19, no. 5.)) . Niezależnie od naszej zgody na tak ostro przeprowadzony podział warto z pewnością podkreślić przezierający zza tej myśli stały dla Merrifielda podziw dla intelektualnej samodzielności mieszkańców, ich zaradności i pomysłowości, które przejawiają się tym mocniej, im trudniejsze stają się warunki miejskiego życia. Mądrość ulicy jawi się w tym kontekście jako obszar, w którym odsłaniać się mogą najistotniejsze prawdy społeczeństwa miejskiego, oraz kluczowe narzędzie konfrontacji z coraz bardziej eksterytorialną, abstrakcyjną, a zatem oderwaną od tego typu wiedzy władzą kapitału ((Por. M. Castells, Społeczeństwo sieci, tłum. M. Marody i in., Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007.)) . To punkt wyjścia do w pełni refleksyjnego odzyskiwania miasta czy raczej jego odbudowy na nowych, kolektywnych i równościowych zasadach.

***

Nowa kwestia miejska trafia do polskich czytelniczek i czytelników w szczególnym momencie. Chodzi tu, z jednej strony, o sytuację wzmożonego zainteresowania problematyką miejską – potwierdzonego przez działalność coraz liczniejszych miejskich stowarzyszeń i kolektywów, ilość poświęconych miastu wydawnictw czy podejmowanych na poziomie centralnym prób przemyśliwania polityki miejskiej. A z drugiej, atmosferę stałej niechęci kolejnych władz dla wszelkich aktów sprzeciwu i radykalnych inicjatyw rozgrywających się w publicznych przestrzeniach naszych miast (vide reakcje rządzących na manifestacje związkowców, w tym słynne białe miasteczko przed Kancelarią Premiera w 2007 roku, pikiety anarchistów, obecne protesty w obronie demokracji itd.). Książka Merrifielda pomaga nam zrozumieć tę pozorną sprzeczność, pokazując, że miasta na całym świecie stają się dziś głównymi polami bitwy w globalnej walce zwolenników z przeciwnikami kapitalistycznego status quo. Czytając ją na polskim gruncie, warto dobrze zastanowić się nad tym, jakiego miasta naprawdę pragniemy. Jeśli bliskie są nam absolutnie demokratyczne wartości głoszone przez jej autora, ucieleśnienie wspomnianego marzenia będzie zgoła odmienne od tego, co pod mianem miasta oferuje nam liberalna demokracja przedstawicielska i zaawansowany kapitalizm.