Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Michał Siermiński - Skąd się wzięli normalni Polacy?

Magda Szcześniak. 2016. Normy widzialności. Tożsamość w czasach transformacji. Warszawa: Fundacja Bęc Zmiana. Instytut Kultury Polskiej UW.

Coming out Stevena z emitowanego w latach 1990-1993 serialu Dynastia oglądało szesnaście milionów Polek i Polaków. Na początku lat 90. polskie dzienniki i czasopisma – również te głównonurtowe – obsesyjnie interesowały się falą podróbek zachodnich towarów, zalewającą polskie bazary. W połowie ostatniej dekady XX wieku pewna część polskiego społeczeństwa radykalnie zmieniła zdanie o białych skarpetkach. W 1992 roku Gazeta Wyborcza niezwykle drobiazgowo analizowała otwarcie pierwszego w Polsce McDonald’sa (17 czerwca wstęgę uroczyście przeciął minister Jacek Kuroń). Po 1989 roku – w tym samym czasie, gdy szpalty magazynów adresowanych do nowej klasy średniej wypełniały stockowe zdjęcia amerykańskich biznesmenów – w czasopismach dla nienormatywnych seksualnie mężczyzn toczyła się zażarta dyskusja wokół określeń „gej”, „ciota” i „pedał”. Wiedzieliście o tym?

Magda Szcześniak dowodzi, że wszystkie te pozornie niepowiązane zdarzenia i fakty były elementami – a nie jedynie drugorzędnymi przejawami czy symptomami – ważnej części procesu, który zwykliśmy nazywać „polską transformacją”. W jej niedawno wydanej książce Normy widzialności. Tożsamość w czasach transformacji to między innymi właśnie one stają się przedmiotem analiz, z których wyłania się pasjonująca, świetnie napisana opowieść o przemianach polskiego społeczeństwa po 1989 roku.

Tożsamość w czasach transformacji 

W ujęciu Szcześniak samo pojęcie transformacji zasługuje na krytyczną analizę. Wbrew powszechnym mniemaniom, nie jest ono neutralną kategorią, opisującą zamknięty proces przekształceń polskiego państwa i społeczeństwa. Zarówno jego konstrukcja, jak i treść, tylko z pozoru oczywiste, uwikłane są bowiem w ideologię towarzyszącą polskim przemianom, której korzenie sięgają czasów antykomunistycznej opozycji.     

W oczach swoich protagonistów transformacja od początku miała mieć charakter teleologiczny: w jej projekt wpisany był oczekiwany i – jak myślano – nieunikniony punkt dojścia, jakim była „nowoczesna”, tj. przekształcona na wzór państw Zachodu, Polska. W „kulturze transformacji” – dyskursach czy obrazach towarzyszących polskim przemianom – centralne okazywało się pojęcie „normalności”. Funkcjonujące jako ideologiczne narzędzie, zdolne do kształtowania nowej rzeczywistości, odnosiło się ono z reguły do (zdecydowanie wyidealizowanych) sposobów funkcjonowania Zachodnich demokracji. Jak rozumowali liberalni uczestnicy debaty publicznej, przekształcanie postsocjalistycznego państwa w „normalną” demokrację, wymaga nie tylko typowego dla świata Zachodu – a zatem wolnorynkowego – ustroju, ale także „nowoczesnego”, tj. przystającego do kapitalistycznej gospodarki, społeczeństwa. Innymi słowy, nie chodziło jedynie o „normalność” państwa, ale również „normalność” funkcjonujących w jego ramach społecznych podmiotów. Staje się wobec tego jasne, że „kultura transformacji” nierozerwalnie wiązała się z kwestią pewnych projektów tożsamościowych.

Autorka Norm widzialności odrzuca oczywiście „esencjonalne” rozumienie tożsamości. W jej ujęciu tożsamość nie jest pewną trwałą, wewnętrzną istotą określonego podmiotu, która wtórnie manifestuje się na powierzchni ciała, ale raczej wynikiem zderzenia performatywnego działania władzy – zawsze zainteresowanej nazywaniem, kategoryzowaniem i hierarchizowaniem – z nieprzewidzianym, oddolnym („taktycznym”, jak by powiedział Michel de Certeau) oporem jednostek czy grup społecznych. Szczęśniak w oryginalny sposób zwraca przy tym uwagę, że towarzyszące polskiej transformacji tożsamości były konstruowane także – a w niektórych przypadkach przede wszystkim – w polu wizualnym, tj. za pomocą różnorakich kodów istniejących w formie wizualnego dyskursu. Skupienie uwagi na wizualności nie oznacza w jej przypadku ograniczenia się do analizy znaczeń poszczególnych obrazów i przedstawień; autorkę interesują także określone praktyki „uchodzenia za” czy rozpoznawania innych jednostek jako przynależnych do określonych kategorii tożsamościowych.

Normy widzialności to skupiona na sferze wizualnej próba prześledzenia losów dwóch towarzyszących polskiej transformacji i odnoszących się do tożsamości projektów. W pierwszej części książki autorka analizuje – wdrażane przede wszystkim odgórnie – wzorce kształtujące tożsamość nowej polskiej klasy średniej, w drugiej zaś tożsamościowe walki rozgrywające się w świecie nienormatywnych seksualnie mężczyzn.

Nowa klasa średnia

Szcześniak w bardzo niewielkim stopniu interesuje się socjologiczną analizą nowej klasy średniej, rozumianej jako realny – choć w latach 90. dopiero się wykształcający, wciąż niestabilny – podmiot społeczny. W Normach widzialności właściwie nie znajdziemy rozważań dotyczących jej źródeł, rzeczywistego składu, kompozycji czy ekonomicznego znaczenia. Kulturoznawcza perspektywa autorki kieruje jej uwagę przede wszystkim na transformacyjną ideologię i obrazy, tworzone przez posiadających duży kapitał kulturowy uczestników sfery publicznej (np. występujących w roli ekspertów naukowców, dziennikarzy, publicystów i polityków). Szcześniak chce uchwycić, w jaki sposób pewne liberalne dyskursy i wyobrażenia – będące częścią „kultury transformacji” – kształtowały tożsamość nowej klasy średniej, jednocześnie gwarantując jej status ostoi demokracji liberalnej i metonimicznej reprezentacji całego społeczeństwa, a zatem umacniając jej symboliczną dominację.

Autorka Norm widzialności, analizując proces, w którym wykuwała się (a raczej: wykuwano) tożsamość klasy średniej, interesuje się przede wszystkim szeroko rozumianą wizualnością. Polską sferę publiczną lat 90. wypełniała mnogość adresowanych do klasy średniej obrazów: zarówno pozytywnych (np. „prawdziwy biznesmen”) jak i negatywnych (np. „cwaniaczek”). Bardzo często – zgodnie z „naśladowniczym” charakterem transformacji – składały się na nie wyobrażenia o sposobach życia „nowoczesnych” i przedsiębiorczych mieszkańców Zachodu. Obrazy te pełniły funkcję kodów, przy pomocy których reprezentanci klasy średniej (lub osoby do niej aspirujące) mieli komunikować swój status i wzajemnie się rozpoznawać. Warto przy tym podkreślić, że nie tyle wiernie oddawały one faktyczny charakter interesującej autorkę klasy, ile funkcjonowały jako wzory do naśladowania, a zatem służyły swoistej tożsamościowej inżynierii. O analizowanych przez siebie obrazach Szczęśniak pisze: „mają niekiedy nikłe odniesienie do rzeczywistości społecznej, służą raczej mobilizacji, szerzone są z nadzieją na ich skuteczność, wiarą w sprawczy charakter i założeniem o ich mimetycznym odbiorze” (s. 107). Świetnym przykładem okazują się tu analizowane w Normach widzialności instruktażowe narracje wizualne z pism dla biznesmenów (np. z wydawanego od 1990 roku Sukcesu). Paradoksalny charakter tych narracji polega na tym, że z jednej strony odnosiły się one do rzekomo już istniejącej klasy średniej, z drugiej zaś cechował je nieznośnie dydaktyczny ton: pełne były na przykład szczegółowych wskazówek, jak dostosować swój wygląd i zachowanie do „nowoczesnych” standardów.

W początkowym okresie polskiej transformacji najbardziej obiecującą grupą społeczną i głównym adresatem średnioklasowych projektów tożsamościowych okazywali się zakładający własny biznes przedsiębiorcy, czyli (niekiedy drobni) posiadacze, stopniowo powiększający swój majątek. To mając na względzie przede wszystkim tę grupę, tworzono swoisty etos, który zbudowany był z „indywidualizmu, osobistej odpowiedzialności, wiary w mechanizmy wolnorynkowe, aspiracji i motywacji do ciągłego akumulowania kapitału” (s. 102). W dyskursach dotyczących nowych polskich przedsiębiorców podkreślano rolę, jaką odgrywa determinacja w podwyższaniu statusu społecznego, ale z reguły pomijano kwestię niezbędnych warunków wstępnych sukcesu i awansu (tj. wzbogacenia się): takich, jak kapitał ekonomiczny czy kulturowy. Wyobrażona klasa średnia była zasadniczo otwarta – jej szeregi mógł zasilić każdy (raczej nie każda), kto wykazał wystarczająco dużo zdolności, by poradzić sobie w nowej wolnorynkowej rzeczywistości. Szcześniak zauważa, że w początkowym okresie transformacji, mimo nieustannych odniesień do społeczeństw Zachodu, obraz pożądanego reprezentanta polskiej klasy średniej bardziej niż do świata zglobalizowanego kapitalizmu końca XX wieku, przystawał do anachronicznej figury self-made mana.

Z badań autorki Norm widzialności wynika, że trwałość odniesień do zachodnich wzorców nie gwarantowała stałości wizualnych przekazów i instruktaży. Pod koniec pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych wyobrażenia o polskiej klasie średniej – a także o jej najbardziej reprezentatywnych przedstawicielach i charakterze ich pracy – zaczynają się zmieniać. Pojawiają się nowe wzory aspiracji, sposobów bycia, zachowania czy ubioru, które w dużym stopniu zmieniają kody średnioklasowej przynależności. Drobnych przedsiębiorców – właścicieli sklepów, firm typu import-eksport czy zakładów usługowych, a zatem grupę w której wcześniej pokładano ogromne nadzieje – stopniowo zastępują pracownicy umysłowi wielkich (przede wszystkim Zachodnich) korporacji, realizujący inny model kariery. W ten sposób coraz wyraźniej zarysowuje się podział na „nową” i „starą” klasę średnią.

Analizy zawarte w pierwszej części Norm widzialności, których najważniejszym rezultatem jest denaturalizacja towarzyszących transformacji tożsamości, w oczywisty sposób mogą stać się wodą na młyn lewicowej krytyki porządku społeczno-politycznego, który wyłonił się w Polsce po 1989 roku. W tym właśnie leży ich największa wartość. 

Walka na marginesach

Na marginesach transformacyjnej debaty publicznej, w której centrum znajdował się temat nowej klasy średniej, pojawiła się również symptomatyczna kwestia tożsamości nienormatywnych seksualnie mężczyzn. W drugiej części książki Szcześniak przygląda się dyskusjom toczonym w środowisku polskich homoseksualistów, by pokazać, w jak dużym stopniu pewne projekty przeciwdziałania ich wykluczeniu wpisywały się w logikę polskiej transformacji (naśladowanie wzorców zachodnich, narracja o dojrzewaniu do „normalności”, pragnienie przynależności do wyobrażonej klasy średniej).

W latach 90. coraz większą popularnością cieszył się „normalizacyjny” projekt emancypacji nieheteronormatywnych mężczyzn, który zakładał, że zdobycie akceptacji społecznej wymaga przynajmniej częściowej asymilacji z heteroseksualną większością. Asymilacja miała polegać na dostosowaniu sposobu istnienia homoseksualnego ciała – jego ruchów, zachowań, dźwięków – do akceptowanej przez większość normy. Punktem odniesienia dla tej „normalizacyjnej” strategii były – często niezwykle uproszczone – obrazy Zachodnich homoseksualistów z klasy średniej (nie przypadkiem w Polsce lat 90. pojawiło się pochodzące z Zachodu słowo „gej”). Nowoczesny, przedstawiany jako wzór homoseksualista miał być mężczyzną, którego preferencji seksualnych nie zdradza sposób mówienia, poruszania się czy ubioru, a zatem człowiekiem, który nie odstaje od popularnych wzorów męskiego wyglądu (nie jest nazbyt „przegięty”, nazbyt „kobiecy”).

Książka Szcześniak zachęca do refleksji nad pułapkami i niebezpieczeństwami związanymi z tym „normalizującym” projektem. Przede wszystkim proces asymilacji z definicji przebiega na warunkach określonych przez dominującą „kulturę heteroseksualną”, w której łaski należy się wkupić, co bardzo często – choć z pewnością nie we wszystkich przypadkach – prowadzi do podporządkowania i autocenzury. Każdy projekt „normalizacyjny” ma również wykluczający charakter, jest bowiem jasne, że wielu nienormatywnych seksualnie mężczyzn nie może (lub zwyczajnie nie chce) dostosować swojego publicznego wizerunku do surowych reguł wizualnych hetero-świata. W ten sposób zarówno w wyobraźni heteroseksualnej większości, jak również dążących do asymilacji homoseksualistów reprodukują się homofobiczne klisze – naprzeciw obrazu „normalnego” geja staje wizerunek „nienormalnego” pedała, który za bardzo afiszuje się ze swoją orientacją seksualną, zachowuje się nazbyt prowokacyjnie czy zbyt rozpustnie. Analizy Szcześniak dowodzą też nieskuteczności „normalizacyjnej” wizji emancypacji. Najlepiej świadczy o tym trwałość homofobicznych stereotypów (rzutowanych na wszystkich nienormatywnych seksualnie mężczyzn) i spektakularne porażki kampanii takich jak akcja billbordowa Niech nas zobaczą z 2003 roku (rozklejane w kilku większych miastach plakaty przedstawiające zdeseksualizowanych, żyjących w stałych związkach gejów spotkały się ze społeczną agresją).

Wiele fragmentów drugiej części Norm widzialności poświęconych jest omówieniu niektórych praktyk oporu wobec presji na „normalizacyjną” drogę emancypacji. Nienormatywni seksualnie mężczyźni, którzy sprzeciwiali się tożsamościowym projektom zakładającym asymilację z heteroseksualną większością, odrzucali importowanie z Zachodu słowo „gej” i określali się przy pomocy dobrze zakorzenionych w języku polskim inwektyw takich jak „pedał” czy „ciota”[1]. Mężczyźni ci afirmowali radykalną odmienność własnej tożsamości, demonstracyjnie wystawiali na widok publiczny swoją seksualność i nie zgadzali się na odcięcie od ciągle żywych elementów „kultury pedalskiej”. W 1993 roku w adresowanym do homoseksualistów magazynie Filo – w artykule o znamiennym tytule Hurra! Jestem pedałem! – postawione zostało pytanie, które dobrze oddawało ten sposób myślenia: „Dlaczego to my mamy starać się upodobnić do hetero?” (s. 230).

Autorka Norm widzialności niezwykle precyzyjnie punktuje jałowy, przemocowy i przeciwskuteczny charakter „normalizujących” projektów tożsamościowych, a jej krytyka – w związku z tym, że owe projekty wciąż dyskutowane są w środowiskach LGBT – okazuje się nader aktualna. Słusznie staje również po stronie tych, którzy z różnych powodów sprzeciwiają się emancypacji poprzez asymilację, bronią dotychczasowych sposobów bycia i nie poddają się cenzorskiej presji. Nasuwa się pytanie, czy mogą istnieć inne – nieoparte na autocenzurze i koncesjach wobec dominującej „kultury heteroseksualnej” – sposoby walki z wykluczeniem osób nienormatywnych? Czy jest możliwa transparentność –  rozumiana nie jako wynik przemocowego uzgodnienia z dominującą heteronormą, ale jako niewrażliwość społeczeństwa na różnorodność wchodzących w jego skład jednostek i grup, choćby miała być to różnorodność najbardziej radykalna? Czy jedynym sposobem osiągnięcia tak rozumianej transparentności nie jest bojowy, nieustępliwy i oparty na radykalnej inkluzji i solidarności ruch na rzecz wyzwolenia osób LGBT (wszystkich osób LGBT)? Wielka szkoda, że Normy widzialności – tak znakomite w warstwie krytycznej – nie zbliżają nas do odpowiedzi na tego rodzaju pytania, choć oczywiście trudno autorce robić z tego powodu wyrzuty.

***

We wstępie swojej książki Szcześniak pisze: „Jeśli zakładamy, że wiemy, jak wygląda ››normalna klasa średnia‹‹ i ››normalny Polak‹‹, to jakie jest źródło tej wiedzy i kiedy do niego dotarliśmy? Kto w latach 90. uzyskał prawo do orzekania o ››normalności‹‹ oraz jej definiowania? I jak zmieniało się to pojęcie?” (s. 23). Kilkaset stron Norm widzialności, które następują po przytoczonym cytacie, stanowi – nawet jeśli nie wyczerpującą, to jakże udaną! – próbę odpowiedzi na tak postawione pytania.

[1] Szcześniak, broniąc skuteczności tej taktyki, powołuje się na teorię Judith Butler wyłożoną w książce Walczące słowa. Zob. J. Butler, Walczące słowa. Mowa nienawiści i polityka performatywu, tłum. A. Ostolski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011.