Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Mario Tronti - Fabryka i społeczeństwo

Z końcem trzeciego działu księgi pierwszej Kapitału, zamykając rozważania nad wytwarzaniem bezwzględnej wartości dodatkowej, Marks powraca do rozróżnienia dwóch aspektów kapitalistycznej produkcji, czyli dwóch punktów widzenia, z których rozpatrywać można kapitalistyczny sposób wytwarzania towarów: proces pracy oraz proces pomnażania wartości. W pierwszym przypadku robotnik nie traktuje środków produkcji jak kapitału, lecz konsumuje je jako surowiec swej działalności wytwórczej; w drugim zaś „już nie robotnik posługuje się środkami produkcji, lecz one posługują się nim” ((K. Marks, Kapitał: krytyka ekonomii politycznej, t. 1, Warszawa 1950, s. 334)), zatem to kapitał konsumuje siłę roboczą. Co prawda już w procesie pracy kapitał przekształca się w kierowanie pracą, siłą roboczą, a co za tym idzie – robotnikiem, wszelako dopiero w procesie pomnażania wartości rozwija się w ów stosunek przymusu, przymuszający klasę robotniczą do pracy dodatkowej, a w konsekwencji – do produkcji wartości dodatkowej. Kapitałowi udaje się przechwycić we właściwy sobie sposób jedność procesu pracy i procesu pomnażania wartości: tym skuteczniej, im dalej postępuje kapitalistyczna produkcja, kapitalistyczny sposób produkcji zaś opanowuje wszystkie pozostałe sfery społeczeństwa, zagarniając całą sieć stosunków społecznych. Kapitał zakłada pracę – zmuszony jest ją zakładać – jako źródło wartości, następnie jednak ujmuje ją – zmuszony jest ją ujmować – jako pomnażanie siebie samego. Kapitał traktuje proces pracy wyłącznie jako proces pomnażania wartości, a siłę roboczą wyłącznie jako kapitał; wypacza stosunek między pracą żywą a martwą, między siłą tworzącą wartość a wartością: tym skuteczniej, im lepiej udaje mu się przejąć całość procesu pracy społecznej w procesie pomnażania wartości kapitału i włączyć weń siłę roboczą. W burżuazyjnym zafałszowaniu kapitalistycznych stosunków procesy te zachodzą równocześnie i równolegle, oba jawią się jako obiektywne i konieczne. Chodzi jednak o to, by ująć je osobno w ich jedności, a wręcz przeciwstawić je sobie jako sprzeczne i wzajemnie wykluczające się procesy: jako materialną dźwignię służącą rozkładowi kapitału, wetkniętą w centralne tryby jego systemu.

Na oczach wszystkich dokonuje się proces, w którym praca miniona z dnia na dzień przebiera się za kapitał, co jest powodem, dla którego burżuazyjni ekonomiści prześcigają się w pochwałach płynących z niej korzyści. W istocie jednak właśnie w postaci środków pracy współpracuje następnie z żywym procesem pracy, dla którego jej znaczenie przypisane zostaje postaci kapitału, w którą się on przyobleka. Kapitalistyczna forma pracy pokrywa się w tym przypadku ze środkiem produkcji, w którym praca uległa uprzedmiotowieniu: do tego stopnia, że praktyczni działacze kapitalistycznej produkcji wraz ze swymi ideologami „są równie niezdolni wyobrazić środek produkcji inaczej niż z narzuconą nań obecnie antagonistyczną szatą społeczną” ((Tamże, s. 656.)). Tym sposobem praca miniona jako dowolna naturalna siła, wyświadcza darmową przysługę kapitałowi: a zainwestowana i wprawiona w ruch przez pracę żywą, akumuluje się i reprodukuje w poszerzonej skali jako kapitał. Trudniej jest podjąć skuteczną próbę zgłębienia trybu, w którym sama praca żywa zostaje w całości przechwycona i wprzęgnięta w ów proces jako nieodzowny czynnik jego rozwoju. „[T]o naturalny dar pracy żywej, że przechowuje dawną wartość stwarzając nową” ((Tamże, s. 654.)), w którym praca „zachowuje i uwiecznia w coraz to nowej formie wciąż wzrastającą wartość kapitału” ((Tamże.)), tym skuteczniej, im bardziej rośnie wydajność, masa i wartość jego środków produkcji i im dalej postępuje akumulacja towarzysząca nieuchronnie rozwojowi jego mocy wytwórczej.

Ta naturalna siła pracy wydaje się siłą samozachowawczą kapitału, w który jest wcielona; zupełnie tak samo jak społeczne siły produkcyjne pracy wydają się cechami kapitału, a stałe przywłaszczanie pracy dodatkowej przez kapitalistę – stałym samopomnażaniem kapitału. Wszystkie siły pracy występują jako siły kapitału ((Tamże, s. 654–655.)).

Kapitalistyczny sposób produkcji przedstawia sobie wartość dodatkową i wartość siły roboczej „jako ułamkowe części wartości nowowytworzonej” ((Tamże, s. 573.)): to właśnie przesłania specyficzny charakter stosunku kapitalistycznego, „mianowicie wymianę kapitału zmiennego na żywą siłę roboczą i w konsekwencji odsunięcie robotnika od produktu” ((Tamże, s. 573.)). W tej mierze, w jakiej wszystkie zaawansowane formy procesu kapitalistycznej produkcji są wynikiem współpracy, sam jego rozwój ustanawia na nowo i upowszechnia „fałszywy pozór stosunku stowarzyszenia, w którym robotnik i kapitalista dzielą się produktem według stosunku udziałów każdego z nich w jego wytworzeniu” ((Tamże.)). Z tej oto racji, na powierzchni społeczeństwa burżuazyjnego, wynagrodzenie robotnika wydaje się być ceną jego pracy: nieodzowną bądź naturalną, wyrażającą w kategoriach pieniężnych wartość pracy. Marks słusznie twierdzi, że wartość pracy jest wyrazem jedynie wyobrażonym, określeniem irracjonalnym, formą przejawiania się owego zasadniczego stosunku, jakim jest wartość siły roboczej. Jakiego charakteru jest jednak konieczność owego pozoru? Czy jest to subiektywny wybór mający na celu przesłonięcie podłoża rzeczywistego stosunku, czy też rzeczywisty sposób wprawiania w działanie mechanizmu owego stosunku? Wymownym przykładem w tym kontekście okazuje się sposób, w jaki wartość i cena siły roboczej przejawiają się w przekształconej postaci płacy. To rzeczywisty ruch płac właśnie zdaje się dowodzić, że opłacana jest nie tyle wartość siły roboczej, ile wartość jej działania, wartość samej pracy. Kapitalistyczna produkcja wymaga, aby siła robocza przejawiała się wyłącznie w postaci pracy, a jej wartość wyrażała się w płacy. Pomyślmy teraz o drugiej szczególnej właściwości formy ekwiwalentu: w przypadku, gdy praca konkretna staje się zjawiskową formą swego przeciwieństwa, abstrakcyjnie ludzkiej pracy. W stosunku wartości to nie praca konkretna obdarzona jest ogólną właściwością abstrakcyjnej ludzkiej pracy, lecz przeciwnie, to bycie ludzką pracą w abstrakcji stanowi właściwą jej naturę; konkretność pracy jest jedynie zjawiskową czy też określoną formą urzeczywistniania się owej jej natury. To całkowite odwrócenie jest nieuchronne dlatego, że praca przejawiająca się w jej produkcie wytwarza wartość, o ile jest pracą abstrakcyjnie ludzką, marnotrawieniem ludzkiej siły roboczej. Czy nie jest wobec tego prawdą, że „wartość przeobraża każdy produkt pracy w społeczny hieroglif” ((Tamże, s. 79.))? Wartość siły roboczej wyraża w płacy równocześnie kapitalistyczną postać wyzysku pracy i jego burżuazyjne zafałszowanie: ukazując nam naturę kapitalistycznego stosunku produkcji w opacznej postaci.

Praca przybiera z tych powodów charakter zapośredniczenia koniecznego do przekształcenia siły roboczej w płacę: warunkiem przedstawiania się pracy żywej wyłącznie w postaci kapitału zmiennego, a siły roboczej jedynie jako części kapitału. Wartość, w której wyraża się opłacona część dnia roboczego, musi jawić się wobec tego jako wartość bądź cena całkowitego dnia roboczego. Właśnie w płacy ginie wszelki ślad po podziale dnia roboczego na pracę niezbędną i pracę dodatkową. Cała praca jawi się jako praca opłacona: to właśnie odróżnia pracę najemną od pozostałych jej form historycznych. Im dalej postępuje proces kapitalistycznej produkcji i im bardziej rozwija się system jej sił wytwórczych, tym trudniej odróżnić od siebie opłaconą i nieopłaconą część pracy, nierozerwalnie ze sobą związane. Rozmaite formy opłacania nie są niczym innym, jak różnymi sposobami wyrażania na rozmaitych poziomach niezmiennej natury owego procesu. Zrozumiałe w tym kontekście staje się zatem

decydujące znaczenie przekształcenia wartości i ceny siły roboczej w formę płacy roboczej, czyli w wartość i cenę samej pracy, jakie ma metamorfoza wartości i ceny samej pracy. Na tej formie przejawiania się, która przesłania stosunek rzeczywisty, a ukazuje właśnie jego przeciwieństwo, oparte są wszystkie wyobrażenia prawne robotnika i kapitalisty, wszystkie mistyfikacje kapitalistycznego sposobu produkcji, wszystkie stwarzane przezeń złudzenia wolnościowe, wszystkie apologetyczne głupstwa ekonomii wulgarnej ((Tamże, s 581–582.)).

W dziejach „najrozmaitszych form” płacy da się prześledzić cały przebieg kapitalistycznej produkcji: coraz bardziej złożoną jedność ustanawiającą się w jego ramach między procesem pracy a procesem pomnażania wartości, między pracą a siłą roboczą, między zmienną a stałą częścią kapitału, jednym słowem – między siłą roboczą a kapitałem.

Płaca nie jest niczym innym jak pracą najemną ujmowaną z innego punktu widzenia. Określony charakter pracy jako czynnika produkcji wychodzi na jaw w płacy jako określenie podziału. Płaca zakłada pracę najemną tak, jak zysk zakłada kapitał: „Te określone formy podziału zakładają tedy, że istnieją określone społeczne cechy charakterystyczne warunków produkcji oraz określone stosunki społeczne między agentami produkcji” ((Tegoż, Kapitał: krytyka ekonomii politycznej, t. 3, Warszawa 1959, s. 468.)). Płaca oznaczać ma przezwyciężenie „prostackie[go] odrywani[a] od siebie produkcji i podziału” ((Tegoż, Zarys krytyki ekonomii politycznej, Warszawa 1986, s. 42.)). Określony sposób udziału w produkcji determinuje poszczególne formy podziału. „Stosunki i sposoby podziału okazują się przeto tylko odwrotną stroną czynników produkcji” ((Tamże, s. 48.)).

Kwestia stosunku podziału do produkcji „daje się rozstrzygnąć w obrębie samej produkcji” ((Tamże, s. 49.)). Momentem pośredniczącym między produkcją i podziałem z jednej strony, a produkcją i konsumpcją z drugiej, jest wymiana: w pierwszym przypadku sama wymiana jest działaniem włączonym bezpośrednio w produkcję; w drugim zaś określa wszystko, jeśli prawdą jest, że wymiana celem konsumpcji zakłada podział pracy, wymiana prywatna zakłada prywatną produkcję, a określone natężenie i zakres wymiany zakładają określoną ekspansję i organizację produkcji. Z tego powodu kuszące na ogół wydaje się bezpośrednie utożsamienie produkcji z konsumpcją: w przypadku produkcji konsumpcyjnej i konsumpcji produkcyjnej. Niekiedy dochodzi się również do wykazania ich wzajemnej zależności: produkcji jako środka konsumpcji oraz konsumpcji jako celu produkcji. Wreszcie każdą z nich da się przedstawić jako urzeczywistnienie drugiej: konsumpcja spożywa produkt, produkcja zaś wytwarza konsumpcję. Wszelako już Marks drwił sobie z wykształconych literatów socjalistów i przyziemnych ekonomistów, zabawiających się tego rodzaju heglowską jednością przeciwieństw. Nie pozostaje nic innego, jak dodać do tej listy wulgarnych socjologów, równie wykształconych oczytanych i przyziemnych, choć nie socjalistów ani ekonomistów.

Należy tu tylko podkreślić ważną rzecz, mianowicie że czy to rozpatrujemy produkcję i konsumpcję jako czynności jednego podmiotu, czy też wielu indywiduów, w każdym razie okazują się one momentami jednego procesu, w którym produkcja jest rzeczywistym punktem wyjścia i dlatego też jest momentem decydującym Konsumpcja, jako naturalna konieczność, jako potrzeba, sama jest wewnętrznym momentem działalności produkcyjnej. Ta jednak stanowi punkt wyjścia realizacji, a przeto również jej moment decydujący, akt, w którym cały proces przebiega od nowa ((Tamże, s. 47.)).

Produkcja, dystrybucja, wymiana i konsumpcja nie są ze sobą tożsame: wszystkie one jawią się jako „człony jednej całości, różnice w obrębie jedności” ((Tamże, s. 51.)). Jedność ta z kolei składa się na pewną „organiczną całość”: i jasne jest, że różnorodne momenty w jej obrębie wywierają na siebie wzajemny wpływ. Także produkcja, w swej jednostronnej postaci, określona jest przez pozostałe momenty. Niemniej „produkcja dominuje nie tylko nad sobą w określeniu wskazującym na przeciwieństwa, ale także nad innymi momentami” ((Tamże.)). I od niej proces wszczyna się na nowo. „Określona produkcja określa więc określoną konsumpcję, określony podział, wymianę i określone wzajemne stosunki pomiędzy tymi różnymi momentami” ((Tamże.)). Już sama konieczność przywołania tych podstawowych pojęć Marksa poświadcza obiektywne istnienie nazbyt licznych „marksistów”, skłonnych powielać „ograniczoność ekonomistów, którzy traktują produkcję jako prawdę wieczną, natomiast historię wypędzają do sfery podziału” ((Tamże, s. 49.)).

W rozważaniach nad bezpośrednim udziałem kapitału w procesie produkcji nie sposób nie przywoływać nieustannie rozróżnienia dwóch zasadniczych jego momentów: produkcji wartości dodatkowej bezwzględnej, w której stosunek produkcji przejawia się w swej najprostszej postaci i może zostać natychmiast przechwycony przez robotnika bądź kapitalistę oraz produkcji wartości dodatkowej względnej, właściwej kapitalizmowi, w której rozwój sił wytwórczych społecznych dokonuje się równocześnie z ich bezpośrednim przeniesieniem z pracy na kapitał. Dopiero w tym punkcie, w którym wszystkie społeczne siły wytwórcze pojawiają się jako niezależne wewnętrzne siły kapitału, w całym swym bogactwie odsłania się proces cyrkulacji. Na tym poziomie realizacja wartości dodatkowej nie tylko przesłania specyficzne warunki swego wytwarzania, lecz jawi się również jako jej faktyczne wytworzenie. Ten sposób przejawiania się jako tworzenia pozoru również odpowiada wymogom systemu.

Prócz czasu pracy w grę wchodzi także czas cyrkulacji. Wytwarzanie wartości dodatkowej w procesie cyrkulacji zyskuje nowe określenia:

kapitał przebiega przez krąg swych przemian; w końcu opuszcza on, rzec można, swe wewnętrzne życie organiczne, aby wejść w zewnętrzne stosunki życiowe, w stosunki, w których występują wobec siebie nie kapitał i praca, lecz, z jednej strony, kapitał i kapitał, z drugiej – jednostki, które znowuż występują wobec siebie po prostu jako nabywcy i sprzedawcy ((Tegoż, Kapitał: krytyka ekonomii politycznej, t. 3, cz. 1, Warszawa 1957, s. 43.)).

W tym miejscu wszystkie części kapitału okazują się w równym stopniu źródłem naddatkowej wartości, a co za tym idzie, zysku. Wymuszanie pracy dodatkowej zatraca swój szczególny charakter: zaciera się jego specyficzny związek z wartością dodatkową; temu właśnie służy – o czym się przekonaliśmy – przemiana wartości siły roboczej w formę płacy. Przekształcenie wartości dodatkowej w zysk jest faktycznie określone zarówno przez proces produkcji, jak i cyrkulacji. Jednakże sposób tego przekształcenia nie jest niczym innym jak kolejnym krokiem na drodze owego odwrócenia stosunków, które wyszło już na jaw w ramach procesu produkcji: w którym wszelkie subiektywne wytwórcze siły pracy przejawiają się jako obiektywne wytwórcze siły kapitału. „Z jednej strony, wartość, praca miniona, panująca nad pracą żywą, znajduje swe uosobienie w kapitaliście; z drugiej strony, robotnik, na odwrót, występuje po prostu jako siła robocza, jako przedmiot, jako towar” ((Tamże, s. 44.)). „[R]rzeczywisty proces produkcji, jako jedność bezpośredniego procesu produkcji i procesu cyrkulacji, stwarza nowe ukształtowania, w których nić wewnętrznej spójni coraz bardziej się zatraca, stosunki produkcji usamodzielniają się wobec siebie, a części składowe wartości zastygają w skostniałych formach, niezależnych jedna od drugiej” ((Tegoż Kapitał: krytyka ekonomii politycznej, t. 3, cz. 2, Warszawa 1959, s. 410.)).

Już w toku analizy najprostszych kategorii sposobu produkcji kapitalistycznego towaru i pieniądza, daje się uchwycić w całości ów proces zafałszowywania, przekształcający stosunki społeczne we własność rzeczy, a w rzecz sam stosunek wytwórczy. W kapitale, wraz z kształtowaniem się kolejnych jego określeń, „ów zaczarowany i opaczny świat” ((Tamże.)) poszerza swe panowanie i napiera coraz silniej. Na gruncie kapitalistycznego sposobu produkcji istnienie produktu jako towaru i towaru jako wytworu kapitału pociąga za sobą „uprzedmiotowienie społecznych określeń produkcji i upodmiotowienie materialnych podstaw produkcji” ((Tamże, s. 466.)). Nie przypadkiem najpierw w wartości dodatkowej względnej, a następnie w przemianie jej w zysk korzenie swe zapuszcza swoiście kapitalistyczny sposób produkcji: szczególna forma rozwoju społecznych sił wytwórczych pracy, jawiących się pod postacią niezależnych sił kapitału przeciwstawionych robotnikowi z tego właśnie powodu, że faktycznie stanowią formę panowania kapitału nad robotnikiem.

Produkcja w imię wartości i wartości dodatkowej zakłada […], że istnieje stała tendencja do redukowania czasu pracy, który niezbędny jest, aby wyprodukować towar, tzn. do redukowania jego wartości poniżej istniejącej w danym czasie przeciętnej społecznej. Dążenie do zredukowania ceny kosztu do minimum staje się najsilniejszą dźwignią wzrostu społecznej produkcyjnej siły pracy, który tu występuje jednak tylko jako nieustanny wzrost produkcyjnej siły kapitału ((Tamże, s. 466–467.)).

Wystarczy pomyśleć w tym kontekście o zażartym dążeniu kapitalisty do oszczędzania środków produkcji: oszczędności w zatrudnianiu kapitału stałego, a zarazem oszczędzania na pracy.

Podobnie jak kapitałowi właściwa jest tendencja redukowania stosowanej bezpośredni pracy żywej do pracy niezbędnej oraz stałego skracania – przez eksploatację społecznych sił produkcyjnych pracy – czasu pracy niezbędnego do wytworzenia produktu, a więc właściwa mu jest tendencja do możliwie największych oszczędności na stosowanej bezpośrednio pracy żywej, tak też właściwa mu jest tendencja stosowania tej pracy, zredukowanej do niezbędnego minimum, w warunkach najmniej kosztownych, czyli redukowania wartości zastosowanego kapitału stałego do możliwego minimum ((Tegoż, Kapitał..., t. 3, cz. 1, s. 89.)).

Podniesienie stopy zysku nie wynika wyłącznie z unowocześnionych metod wyzyskiwania produktywnej mocy pracy społecznej zatrudnionej w produkcji kapitału stałego, lecz również z „oszczędności w stosowaniu kapitału stałego” ((Tamże.)). A oszczędność tę z kolei umożliwia rosnąca nieustannie koncentracja środków produkcji, która jako jedyna jest zdolna utorować drogę ich masowemu zastosowaniu. Zatem „są one możliwe tylko wtedy, gdy w grę wchodzi robotnik skombinowany; i częstokroć mogą być realizowane dopiero przy pracach na jeszcze większą skalę, a więc wymagają jeszcze większego skombinowania robotników bezpośrednio w procesie produkcji” ((Tamże, s. 83.)). Środki produkcji są odtąd zużytkowywanie w procesie produkcji wspólnie przez robotnika zbiorowego, a już nie – w formie rozproszonej – przez masy niezwiązanych ze sobą robotników. Dlatego

oszczędzanie warunków produkcji, które charakteryzuje produkcję zakrojoną na wielką skalę, wynika głównie z tego, że warunki te funkcjonują jako warunki pracy społecznej, społecznie skombinowanej, a więc – jako społeczne warunki pracy. […] Są one tedy tak samo następstwem społecznego charakteru pracy, jak wartość dodatkowa jest następstwem pracy dodatkowej każdego poszczególnego robotnika, traktowanego oddzielnie ((Tamże, s. 81.)).

Tym niemniej oszczędzanie kapitału stałego, oszczędność w użytkowaniu warunków produkcji, jako szczególne narzędzie służące podnoszeniu stopy zysku, wydaje się kapitaliście aspektem całkowicie niezwiązanym z robotnikiem, „wydaje się, w jeszcze większym stopniu niż inne siły tkwiące w pracy, siłą nieodłączną od kapitału” ((Tamże, s. 87.)), właściwością kapitalistycznego sposobu produkcji, czyli funkcją kapitalisty. „Takie ujmowanie sprawy jest tym mniej dziwne, że odpowiadają mu zewnętrzne pozory i że stosunki kapitalistyczne rzeczywiście ukrywają wewnętrzną współzależność faktów, wtrącając robotnika w położenie, w którym warunki urzeczywistniania jego własnej pracy stają się dlań sprawą obojętną, zewnętrzną i obcą” ((Tamże.)), co skutkuje wręcz „obcości[ą] i obojętności[ą] powstając[ą] między robotnikiem – tym nosicielem pracy żywej – z jednej strony a ekonomicznym, tj. racjonalnym i oszczędnym stosowaniem warunków jego pracy z drugiej” ((Tamże, s. 88.)).

Tym sposobem, za sprawą bezpośrednio społecznej natury pracy poszerza się i pogłębia nieustannie niepodzielne panowanie kapitału nad warunkami pracy, a skutkiem owego panowania, w następstwie coraz bardziej racjonalnego zatrudniania wszystkich warunków produkcji, rozwija się i wyszczególnia się kapitalistyczny wyzysk siły roboczej. Odtąd środki produkcji nie są już obiektywną własnością kapitalisty, lecz również subiektywną funkcją kapitału. Napotykający je w procesie produkcji robotnik z tego oto powodu uznaje je od tej chwili wyłącznie za użytkowe wartości produkcji, narzędzie i surowiec pracy. Tym samym na powrót ujmuje on całość procesu produkcji z punktu widzenia prostego procesu pracy. Jedność procesu pracy i procesu pomnażania wartości pozostaje na wyłączność w rękach kapitału; robotnikowi zaś udaje się teraz ująć ogólność procesu produkcji jedynie za jego pośrednictwem: siła robocza jest już nie tylko wyzyskiwana przez kapitalistę, ale również włączona w kapitał.

Rozwój kapitalizmu niesie ze sobą również nasilenie kapitalistycznego wyzysku. Ten zaś z kolei pociąga za sobą wzmożenie walki klasowej: od ustawodawstwa fabrycznego po zniszczenia państwa. Walka o regulację dnia roboczego stawia naprzeciw siebie kapitalistę i robotnika nadal jako nabywcę wobec sprzedawcy. Kapitalista zachowuje należne sobie prawo nabywania więcej pracy dodatkowej, robotnik zaś – sprzedawania jej mniej. „Prawo przeciw prawu […] Między równymi prawami rozstrzyga siła” ((Tegoż, Kapitał..., t. 1, s. 248.)). Siła zbiorowego kapitalisty z jednej strony, a zbiorowego robotnika z drugiej. Za pośrednictwem zaś ustawodawstwa, przy udziale prawa, poprzez jego stosowanie, czyli na gruncie politycznym, umowa kupna-sprzedaży zawierana między pojedynczym kapitalistą a odosobnionym robotnikiem przekształca się po raz pierwszy w stosunek sił między klasą kapitalistów a klasą robotniczą. Przemiana ta, jak się zdaje, pozwala dostrzec jedyne idealne pole, na którym dojść może do powszechnego starcia się klas: co w istocie stało się w toku dziejów u jego początku. W celu określenia możliwości upowszechnienia się owego momentu, należy przede wszystkim uchwycić ów szczególny wyróżniający go rys, czyli określony sposób jego funkcjonowania na danym etapie rozwoju kapitalizmu. Nieprzypadkowo Marks umieszcza rozdział o dniu roboczym w kontekście przejścia od bezwzględnej do względnej wartości dodatkowej, od kapitału, który zawładnął procesem pracy w zastanej postaci, do kapitału przenicowującego sam ów proces pracy, póki nie zdoła uformować go na własny obraz i podobieństwo. Walka o normalny dzień roboczy umieszcza się historycznie w samym sercu owego przejścia. Prawdą jest, że w reakcji na naturalne parcie kapitału do nieustannego wydłużania dnia roboczego robotnicy zwarli szyki i przemocą wydarli od państwa, jako klasa, pewne gwarancje ustawodawcze stanowiące społeczną barierę zagradzającą im samym drogę do przystania na zniewolenie „przez dobrowolną umowę z kapitałem” ((Tamże, s. 324.)). Walka klasowa toczona przez robotników zmusiła kapitalistę do zmiany formy jego panowania. Co oznacza, że nacisk siły roboczej zdolny jest przymusić kapitał do zmiany samego jego wewnętrznego składu; działa w jego ramach jako nieodzowny element kapitalistycznego rozwoju; napędza od wewnątrz kapitalistyczną produkcję, póki nie zmusi jej do wniknięcia we wszystkie zewnętrzne stosunki życia społecznego. To, co w bardziej zaawansowanym stadium rozwoju wydaje się samorzutną funkcją robotnika, odłączonego od warunków pracy, a włączonego w kapitał, na jego wcześniejszym etapie jawi się jako prawna konieczność wzniesienia pewnej społecznej zapory mającej za zadanie powstrzymanie marnotrawienia siły roboczej, a zarazem umocowanie specyficznie kapitalistycznego wyzysku. Polityczne zapośredniczenie zajmuje w obu tych momentach swą szczególną, właściwą sobie pozycję. Nie jest powiedziane, że burżuazyjna ziemia polityczna skazana jest na wieczny pobyt w niebie społeczeństwa kapitalistycznego.

Przekształcenia w materialnym sposobie produkcji wraz z towarzyszącymi im zmianami w stosunkach społecznych panujących między wytwórcami „powodują najpierw nieograniczone przedłużanie dnia roboczego, następnie zaś wywołują jako przeciwdziałanie kontrolę społeczną, która ustawowo ogranicza, normuje i ujednostajnia dzień roboczy wraz z jego przerwami” ((Tamże, s. 320.)). Wszystkie „te drobiazgowe postanowienia, z tak koszarową jednostajnością regulujące za pomocą dzwonka trwanie, granice i przerwy pracy, nie były bynajmniej wytworem pomysłowości parlamentu. Rozwinęły się stopniowo z układu stosunków jako prawa naturalne nowoczesnego sposobu produkcji” ((Tamże, s. 303.)). Parlamentowi angielskiemu udało się dojść na podstawie tego doświadczenia do przekonania, że „wszelkie tak zwane przeszkody naturalne w produkcji przeciw ustawowemu ograniczeniu i uregulowaniu dnia roboczego znikają po prostu pod dyktandem ustawy przymusowej” ((Tamże, s. 515.)). Ustawa fabryczna, przyjęta w odniesieniu do jednej z gałęzi przemysłu, wyznaczała fabrykantom ostateczny termin usunięcia wszelkich przeszkód natury technicznej. „[U]stawa fabryczna sprawia, że materialne elementy przekształcenia manufaktury w przemysł fabryczny dojrzewają szybko jak gdyby w cieplarni, […] jednocześnie stwarzając konieczność większych nakładów kapitału, przyśpiesza upadek drobniejszych majstrów i koncentrację kapitału” ((Tamże.)). W tym sensie [u]stawodawstwo fabryczne, to pierwsze świadome i planowe oddziaływanie społeczeństwa na żywiołowe ukształtowanie procesu jego produkcji, jest, jak widzieliśmy, równie nieodzownym produktem wielkiego przemysłu, jak przędza bawełniana, selfaktory i telegraf elektryczny” ((Tamże, s. 519.)). Z pomocą wyników śledztw prowadzonych przez rozmaite komisje oraz gwałtownej interwencji ze strony Państwa, zbiorowy kapitalista usiłuje wpierw przekonać, a następnie udaje mu się zmusić pojedynczego kapitalistę, by ten dostosował się do ogólnych potrzeb społecznej produkcji kapitalistycznej. Wyzysk siły roboczej może dokonywać się również drogą oszczędzania na pracy: ponieważ nieustanny wzrost udziału kapitału stałego idzie w parze z coraz większymi oszczędnościami w zatrudnianiu samego kapitału stałego. Tylko na tej podstawie w pewnym punkcie możliwe staje się wszczęcie procesu upowszechnienia kapitalistycznej produkcji oraz jej rozwój na wyższym poziomie. Starcie klas na polu politycznym, polityczne zapośredniczenie walki klasowej, w tym przypadku były wynikiem osiągnięcia pewnego stopnia rozwoju i przesłanką możliwości wypracowania przez ten rozwój własnego niezależnego mechanizmu, dzięki któremu od tamtej pory posunął się na tyle daleko, że udało mu się przechwycić i włączyć w swój obręb samo polityczne zapośredniczenie, wraz z politycznym polem walki klasowej.

Jeśli upowszechnienie ustawodawstwa fabrycznego jako środka fizycznej i duchowej ochrony klasy robotniczej stało się nieuniknione, z drugiej strony samo to ustawodawstwo, jak już wspominaliśmy, upowszechnia i przyspiesza przekształcenie rozproszonych procesów pracy w skali karłowatej w złożone procesy pracy w skali wielkiej, społecznej, upowszechnia więc i przyspiesza koncentrację kapitału i jedynowładztwo systemu fabrycznego. Niszczy wszelkie formy staroświeckie i przejściowe, które częściowo przesłaniają jeszcze panowanie kapitału, a na ich miejsce wprowadza jego panowanie bezpośrednie i jawne. Upowszechnia w ten sposób również bezpośrednią walkę z tym panowaniem ((Tamże, s. 542.)).

Trzeba to uznać przede wszystkim za zakończenie pewnego długotrwałego procesu historycznego, który wyszedł od produkcji bezwzględnej wartości dodatkowej, a z konieczności dotarł do produkcji wartości dodatkowej względnej; od wymuszania wydłużenia dnia roboczego do na pozór samoczynnego wzrostu siły roboczej pracy; od poszerzenia prostego procesu produkcji jako całości do wewnętrznego jego przekształcenia, wiodącego do nieustannego rewolucjonizowania procesu pracy, w coraz bardziej organicznym związku i zależności od procesu pomnażania wartości. To, co uprzednio było stosunkiem bez trudu dającym się nawiązać między sferą produkcji a pozostałymi sferami społecznymi, teraz obraca się w o wiele bardziej złożoną relację między przekształceniami wewnętrznymi w sferze produkcji a przekształceniami wewnętrznymi w innych sferach; stosunkiem ponadto w o wiele większym stopniu zapośredniczonym, ściślej organicznym i silniej zniekształconym, jawniejszym i głębiej ukrytym zarazem, między kapitalistyczną produkcją a burżuazyjnym społeczeństwem. Im bardziej określony stosunek kapitalistycznej produkcji opanowuje stosunki społeczne w ogólności, tym bardziej zdaje się w nich zacierać jako ich szczególny uboczny element. Im głębiej kapitalistyczna produkcja przenika całość stosunków społecznych i im szerzej je zagarnia, tym bardziej społeczeństwo jawi się jako ogół w odniesieniu do produkcji, produkcja zaś jako szczególność w stosunku do społeczeństwa. Gdy to, co szczególne, uogólnia się i upowszechnia, wydaje się reprezentowane przez to, co ogólne i powszechne. W kapitalistycznych społecznych stosunkach produkcji, uogólnienie produkcji wyraża się w zhipostazowaniu społeczeństwa. Gdy specyficznie kapitalistycznej produkcji udaje się już utkać całą sieć stosunków społecznych, sama zaczyna się jawić jako ogólny stosunek społeczny. Zjawiskowe formy odtwarzają się zaś samorzutnie bez zwłoki jako obiegowe formy myślenia: „[ukryte podłoże] musi być dopiero odkryt[e] przez naukę” ((Tamże, s. 584.)). Jeśli ograniczamy się do czysto ideologicznego ujęcia owej rzeczywistości, jedynie reprodukujemy ją w postaci, w jakiej się nam przedstawia, na opak w swym obrazie. Uchwycenie ukrytego materialnego splotu stosunków rzeczywistych wymaga jednak podjęcia teoretycznego trudu naukowego ich przeniknięcia, odzierającego w pierwszym rzędzie przedmiot namysłu, czyli burżuazyjne społeczeństwo, ze wszelkich zafałszowanych i zideologizowanych jego form zjawiskowych celem sięgnięcia, a następnie wydobycia jego ukrytej podstawy, którą stanowi i pozostaje kapitalistyczny stosunek produkcji.

W swym znakomitym dziele Rozwój kapitalizmu w Rosji Lenin, przechodząc do omówienia wielkiego zmechanizowanego przemysłu, stwierdza w pierwszym rzędzie, że naukowe pojęcie fabryki nie odpowiada zgoła powszechnie przyjętemu obiegowemu znaczeniu tego słowa. „W urzędowej statystyce i literaturze w ogóle przez fabrykę rozumie się u nas każdy mniejszy lub większy zakład przemysłowy, z mniejszą lub większą liczbą robotników najemnych. Natomiast teoria Marksa nazywa wielkim przemysłem maszynowym (fabrycznym) jedynie określony, mianowicie wyższy szczebel kapitalizmu w przemyśle” ((W.I. Lenin, Rozwój kapitalizmu w Rosji, Warszawa 1964, s. 415.)). I odsyła do czwartego działu księgi pierwszej Kapitału, w szczególności do ujętej tam kwestii przejścia od manufaktury do wielkiego przemysłu, gdzie naukowe pojęcie fabryki służy właśnie wskazaniu „form i stadiów, przez jakie przechodzi w swym rozwoju kapitalizm w przemyśle danego kraju” ((Tamże, s. 416.)). Na pewnym etapie rozwoju kapitał, chcąc obniżyć wartość siły roboczej, jest bezwzględnie zmuszony do spotęgowania produkcyjnej siły pracy; czyli przekształcić, na ile to możliwe, pracę niezbędną w pracę dodatkową, innymi słowy, zmuszony jest wywrócić techniczne i społeczne warunki procesu pracy, od wewnątrz rewolucjonizując sposób produkcji. „Oszczędzanie pracy przez rozwijanie jej siły produkcyjnej w kapitalistycznej produkcji nie ma więc wcale na celu skrócenia dnia roboczego” ((K. Marks, Kapitał..., t. 1, s. 345.)). Jedynym jej celem jest zatem skrócenie czasu pracy niezbędnego do zreprodukowania siły roboczej, a zatem do wytworzenia określonej masy towarów. Czyli wzrost produkcyjnej siły pracy musi przede wszystkim objąć te gałęzie przemysłu, których produkty określają wartość siły roboczej.

Lecz wartość towaru jest określona nie tylko przez ilość pracy, która nadaje mu formę ostateczną, ale też przez masę pracy, która tkwi w środkach produkcji tego towaru; […] A więc wartość siły roboczej obniża się również przez wzmożenie siły produkcyjnej i odpowiadające mu potanienie towarów w tych gałęziach przemysłu, które dostarczają elementów materialnych kapitału stałego, środków pracy i materiału pracy do produkcji niezbędnych środków utrzymania ((Tamże, s. 339.)).

Ujmując proces nie z punktu widzenia pojedynczego kapitalisty, a całości społeczeństwa kapitalistycznego, można się przekonać, że o tyle spada wartość siły roboczej, o ile wzrasta ogólna stopa wartości dodatkowej. „Praca o wyjątkowej sile wytwórczej działa jak praca pomnożona” ((Tamże, s. 343.)), czyli wytwarza w tych samych okresach czasu wartości wyższe niż te wytwarzane przez przeciętną pracę społeczną. Kapitalista, który stosuje udoskonalony sposób produkcji, przywłaszcza sobie zatem za pośrednictwem pracy dodatkowej większą część dnia roboczego w stosunku do tej, którą przywłaszczają sobie inni kapitaliści w tej samej gałęzi przemysłu. „Czyni na własną rękę to, co czyni kapitał w ogóle przy wytwarzaniu wartości dodatkowej względnej” ((Tamże.)). Przymusowe prawo konkurencji działa w ten sposób celem wprowadzenia i upowszechnienia nowego sposobu produkcji. Jednak sama konkurencja, zewnętrzny ruch kapitałów, nie jest niczym innym jak kolejnym sposobem przejawiania sięimmanentnych praw produkcji kapitalistycznej” ((Tamże, s. 340.)), przez co „naukowa analiza konkurencji możliwa jest tylko wtedy, gdy pojęliśmy wewnętrzną naturę kapitału, podobnie jak pozorny ruch ciał niebieskich zrozumiały jest tylko dla tego, kto poznał ich ruch rzeczywisty, ale nie bezpośrednio postrzegalny dla zmysłów” ((Tamże, s. 340–341.)). Rzecz w tym tutaj, że faktycznego obniżenie w wyniku całego tego proces ogólnej stopy wartości dodatkowej wymaga nieustannej zmiany rozmiarów wartości siły roboczej, zrewolucjonizowania warunków pracy, upowszechnienia i przyspieszenia kapitalistycznego sposobu produkcji społecznej: w punkcie wyjścia, by następnie uczynić z kapitalizmu nadzwyczajny historyczny system rozwoju społecznych sił wytwórczych.

Rozwój kapitalizmu wiąże się w sposób organiczny z produkcją względnej wartości dodatkowej. Ta z kolei wiąże się organicznie ze wszystkimi wewnętrznymi przekształceniami w kapitalistycznym procesie produkcji, z ową odrębną, coraz bardziej złożoną jednością procesu pracy i procesu pomnażania wartości, między przemianami warunków pracy a wyzyskiem siły roboczej, między technicznym i równocześnie społecznym postępem z jednej strony, a kapitalistycznym despotyzmem z drugiej. Wraz z nieustannym rozwojem kapitalizmu, czyli postępującym sięganiem w głąb i poszerzaniem się zasięgu produkcji względnej wartości dodatkowej, domyka się z konieczności koło produkcji-dystrybucji-wymiany-konsumpcji, czyli coraz bardziej organiczna staje się więź między kapitalistyczną produkcją a burżuazyjnym społeczeństwem, między fabryką a społeczeństwem i między społeczeństwem a państwem. W najwyższym jego stadium stosunek społeczny staje się momentem stosunku produkcji, społeczeństwo zaś jako całość artykulacją produkcji; jednym słowem, całe społeczeństwo żyć zaczyna w powiązaniu z fabryką i w zależności od niej, ta zaś obejmuje swym niepodzielnym panowaniem całość społeczeństwa. Z tego powodu polityczna machina państwowa coraz silniej utożsamia się z figurą zbiorowego kapitalisty, w coraz większym zakresie staje się własnością kapitalistycznego sposobu produkcji, a zatem funkcją kapitalisty. Proces składania w jedność kapitalistycznego społeczeństwa, wymuszony przez szczególny rozwój jego produkcji, nie dopuszcza już istnienia jakiegokolwiek pola politycznego, choćby czysto formalnie niezależnego od sieci stosunków społecznych.

W pewnym sensie prawdą jest, że polityczne funkcje państwa już dzisiaj zaczynają być przejmowane przez społeczeństwo, z tą drobną różnicą, że w tym przypadku mamy do czynienia z klasowym społeczeństwem kapitalistycznego sposobu produkcji: a traktuje się również wszystko to jako buntowniczą reakcję wobec tych, którzy upatrują w nowoczesnym państwie politycznym neutralny teren starcia między kapitałem a pracą. Wedle proroczych słów Marksa, które nie weszły jednak do politycznego słownika myśli marksistowskiej:

Nie wystarczy, że na jednym biegunie występują warunki pracy jako kapitał, a na drugim – ludzie, niemający do sprzedania nic prócz swej siły roboczej. Nie dość również zmusić ich, aby się dobrowolnie sprzedawali. W toku produkcji kapitalistycznej rozwija się klasa robotnicza, która dzięki swemu wychowaniu, tradycjom i przyzwyczajeniom skłonna jest uważać wymogi tego sposobu produkcji za oczywiste prawa natury. Organizacja rozwiniętego kapitalistycznego procesu produkcji łamie wszelki opór; […] ślepy przymus stosunków ekonomicznych utrwala panowanie kapitalisty nad robotnikiem. Przemoc pozaekonomiczna, bezpośrednia, jest wprawdzie jeszcze stosowana, ale tylko jako wyjątek. W normalnym biegu rzeczy robotnik może być śmiało pozostawiony „naturalnym prawom produkcji”, to znaczy swej zależności od kapitału wynikającej z samych warunków produkcji, przez nie zabezpieczonej i uwiecznionej ((Tamże, s. 796.)).

A więc jednym z narzędzi działających w tym procesie jest właśnie zafałszowany stosunek, nawiązujący się i utrwalający na określonym etapie rozwoju, między kapitalistyczną produkcją a burżuazyjnym społeczeństwem, między stosunkiem produkcji a stosunkiem społecznym, następstwem zmian dokonanych w ramach społecznego stosunku produkcji a przesłanką uznania na nowo owego stosunku za prawo naturalne. Pozornym tylko paradoksem jest to, że fabryce, jako czemuś szczególnemu, choć o zasadniczym znaczeniu w obrębie społeczeństwa, udaje się zachować swój szczególny charakter w obliczu całej rzeczywistości. Fabryka, zagarniając całość społeczeństwa – skutkiem przekształcenia całej produkcji społecznej w produkcję przemysłową – zatraca swe szczególne właściwości w ogólnych właściwościach społeczeństwa. Gdy całe społeczeństwo sprowadzone zostaje do fabryki, fabryka jako taka zdaje się znikać. Tak oto, na tej materialnej podstawie, na najwyższym poziomie rzeczywistości, odtwarza się i zwieńcza ostateczne ideologiczne rozwinięcie burżuazyjnych przekształceń. Najwyższy stopień rozwoju kapitalistycznej produkcji oznacza najgłębsze zafałszowanie wszystkich burżuazyjnych stosunków społecznych. Rzeczywisty proces narastającej proletaryzacji przejawia się w postaci formalnego procesu tercjaryzacji. Sprowadzenie wszelkich postaci pracy do pracy przemysłowej, każdego typu pracy do utowarowionej siły roboczej, przejawia się jako zanik samej siły roboczej jako towaru, a zatem jako obniżenie jej wartości jako produktu. Wyrażanie każdej ceny pracy w kategoriach płacy przedstawia się jako bezwzględne zanegowanie kapitalistycznego zysku, jako całkowite pozbycie się roboczej pracy dodatkowej. Kapitał, rozkładający i składający na nowo proces pracy wedle rosnących potrzeb własnego procesu pomnażania wartości, przejawia się odtąd jako obiektywna samoistna moc samoorganizującego się i w ten sposób rozwijającego się społeczeństwa. Przywrócenie politycznych funkcji państwa w obrębie samej struktury społeczeństwa obywatelskiego jawi się jako sprzeczność między państwem a społeczeństwem; coraz ściślejsza funkcjonalność polityki i gospodarki jako możliwość uniezależnienia pola politycznego od stosunków gospodarczych. Jednym słowem, koncentracja kapitału idąca w parze z niepodzielnym panowaniem reżimu fabrycznego, będące dwoma historycznymi rezultatami rozwoju nowoczesnego kapitalizmu, ulegają całkowitemu odwróceniu, w pierwszym przypadku prowadząc do upadku kapitału jako określonego stosunku społecznego, w drugim zaś do usunięcia z fabryki szczególnego stosunku produkcji. Wskutek tego kapitał jawi się jako obiektywne bogactwo społeczeństwa jako takiego, fabryka zaś jako szczególny sposób produkcji kapitału „społecznego”. Przynajmniej w oczach burżuazyjnie prostackiego wulgarnego socjologa. Gdy naukowca sprowadza się do roli robotnika najemnego, wówczas również praca najemna opuszcza granice poznania naukowego, stając się wyłącznie polem zastosowania tej fałszywej burżuazyjnej nauki, jaką jest technologia.

Nie warto nawet wspominać, że wszystko to jeszcze przed nami, zajmiemy się tym dopiero, gdy stanie się faktem. „Ten, kto chce przedstawić jakieś żywe zjawisko w jego rozwoju, staje nieuchronnie i w sposób konieczny wobec dylematu: albo wybiec naprzód, albo pozostać w tyle” ((W.I. Lenin, Rozwój kapitalizmu..., s. 294.)).

Tę zasadę metodologiczną stosować należy nieustannie. Również wówczas, gdy zmusza nas do opowiedzenia się za ową okrutną jednostronnością, napawającą tak wielkim przerażeniem umiarkowaną duszę „zawodowych rewolucjonistów”. Tym większym, jeśli takie postępowanie okazuje się nie wynikiem świadomej woli, a rzeczywistym procesem obiektywnego rozwoju, gdy idzie nie o podążanie śladem, lecz o uprzedzanie. Nikt nie stara się na siłę zapomnieć o istnieniu świata zewnętrznego wobec sposobu produkcji. Położenie akcentu na pewną część oznacza bowiem uznanie i potwierdzenie zasadniczego znaczenia owej części w stosunku do pozostałych. Tym bardziej, gdy owa szczególna część, właśnie jako taka, uogólnia się. Naukowej jednostronności robotniczego punktu widzenia nie powinno się mylić z mistyczną reductio ad unum. Idzie bowiem o rozpatrzenie dystrybucji, wymiany i konsumpcji z punktu widzenia produkcji. A w ramach produkcji, ujęcie wartości procesu pracy z punktu widzenia procesu pomnażania, z punktu widzenia procesu pracy zaś rozpatrzenie procesu pomnażania wartości: czyli uchwycenie organicznej jedności procesu produkcji, fundującego następnie jedność produkcji, dystrybucji, wymiany i konsumpcji. Ogólną dynamikę owego procesu uchwycić może stronnicze spojrzenie zbiorowego kapitalisty albo społecznie skombinowanego robotnika: tyle, że pierwszy z nich ukazuje ją z całą bezwzględną funkcjonalnością jej zachowawczych pozorów, drugi zaś odsłania z całą wyzwolicielską mocą jej rewolucyjnego rozwoju.

Kapitalistyczny społeczny stosunek produkcji uznaje społeczeństwo za środek, produkcję zaś za cel: kapitalizm jest produkcją dla samej produkcji. Samo uspołecznienie produkcji nie jest niczym innym jak narzędziem czy środkiem prywatnego przywłaszczania. W tym sensie na gruncie kapitalizmu stosunek społeczny nie jest nigdy oddzielony od stosunku produkcji; stosunek produkcji coraz ściślej pokrywa się ze społecznym stosunkiem fabrycznym; zaś społeczny stosunek fabryczny zyskuje coraz bardziej bezpośrednio polityczną treść. Rozwój kapitalizmu zmierza do podporządkowania wszelkich stosunków politycznych stosunkowi społecznemu, wszelkich stosunków społecznych stosunkom produkcji, a wszelkich stosunków produkcji stosunkowi fabrycznemu; tylko to bowiem pozwoli mu następnie na przemierzenie, w obrębie fabryki, drogi powrotnej: stoczenie przezeń walki o rozłożenie i złożenie na nowo, tym razem na własny obraz i podobieństwo, przeciwstawnej figury robotnika zbiorowego. Kapitał uderza w pracę na własnym polu: i jedynie w ramach pracy może osiągnąć swój cel, jakim jest rozkład robotnika zbiorowego, by wcielić go następnie już jako robotnika pojedynczego. Stają naprzeciw siebie tutaj już nie jedynie środki produkcji z jednej, a robotnik z drugiej strony, lecz wszystkie warunki pracy i pracujący robotnik; praca i siła robocza, przeciwstawione sobie, a zarazem zjednoczone w obrębie kapitału. W tym punkcie celem najnowocześniejszego kapitalizmu staje się odzyskanie pierwotnego stosunku nawiązywanego na mocy prostej umowy kupna-sprzedaży, zawartej między pojedynczym kapitalistą, dzierżącym władzę społecznego monopolu, a pojedynczym robotnikiem, podporządkowanym jednostkowo płacy za pracę na stanowisku. Milczące współdziałanie stosunków ekonomicznych samo z siebie sankcjonuje kapitalistyczne panowanie nad robotnikiem. Obecne prawodawstwo fabryczne jest racjonalizacją kapitalistycznej produkcji. Konstytucja w fabryce usankcjonuje „jedynowładztwo systemu fabrycznego” nad całością społeczeństwa.

Co prawda, „upowszechnia w ten sposób również bezpośrednią walkę z tym panowaniem”. W tym punkcie, zaiste, już nie tylko możliwe, lecz również historycznie konieczne staje się osadzenie powszechnej walki z systemem społecznym w obrębie społecznego stosunku produkcji, wywołanie kryzysu w burżuazyjnym społeczeństwie od wewnątrz kapitalistycznej produkcji. Kluczowe znaczenie dla klasy robotniczej ma przemierzenie na powrót, z całą jej świadomością klasową, drogi wytyczonej przez rozwój kapitalizmu: ujmując państwo z punktu widzenia społeczeństwa, społeczeństwo z punktu widzenia fabryki, fabrykę zaś z punktu widzenia robotnika. Z zamiarem nieustannego składania na nowo materialnej figury robotnika zbiorowego wbrew kapitałowi, który stara się ją wyrugować; czyli w celu przejścia do rozkładu najgłębiej ukrytej wewnętrznej natury kapitału na potencjalnie przeciwstawne części, składające się na jego organiczną całość. Kapitaliście dążącemu do przeciwstawienia pracy sile roboczej w obrębie robotnika zbiorowego odpowiada się przeciwstawieniem siły roboczej kapitałowi w jego własnych ramach. Odtąd kapitał usiłuje rozmontować robotnika zbiorowego, robotnik zaś rozmontować kapitał: już nie prawo przeciw prawu ustanowionemu siłą, lecz siła bezpośrednio przeciw sile. Oto ostatnie stadium walki klasowej w najwyższym stadium kapitalistycznego rozwoju.

Błędem dawnego maksymalizmu było ujmowanie owego przeciwstawienia niejako od zewnątrz: rozpatrywanie klasy robotniczej jako funkcjonującej całkowicie poza kapitałem, a co za tym idzie, jako jego powszechnego przeciwnika, skąd brała się niezdolność do jakiegokolwiek naukowego poznania oraz jałowość wszelkiej praktycznej walki. Dziś należałoby raczej dojść do przekonania, że z punktu widzenia robotnika przyglądać się należy bezpośrednio nie tyle położeniu robotników, ile sytuacji kapitału. Również we własnych analizach robotnik powinien przyznać kapitałowi równie uprzywilejowaną pozycję, jaką ten cieszy się obiektywnie w ramach systemu. To jednak nie wystarcza: klasa robotnicza powinna uznać faktycznie samą siebie za część kapitału, jeśli pragnie następnie przeciwstawić się mu w całości. Musi uznać samą siebie za szczególny składnik kapitału, jeśli w następnym kroku chce stać się jego ogólnym przeciwnikiem. Robotnik zbiorowy przeciwstawia się nie tylko maszynie jako kapitałowi stałemu, lecz również samej sile roboczej jako kapitałowi zmiennemu. Powinien zdołać przysporzyć sobie wroga w całości kapitału: a co za tym idzie – w sobie samym jako jego części. Praca z kolei powinna upatrywać wroga w utowarowionej sile roboczej. Skutkiem tego kapitalistyczna konieczność uprzedmiotawiania w ramach kapitału wszelkich podmiotowych mocy pracy może przedzierzgnąć się, ze strony robotnika, w najwyższą formę rozpoznania kapitalistycznego wyzysku. Próba włączenia klasy robotniczej w system może wywołać zdecydowana odpowiedź w postaci zachwiania systemem, podnosząc walkę klasową na jej najwyższy poziom. Istnieje punkt rozwoju, w którym kapitalizm znajduje się w owym stanie konieczności; jeśli go przekroczy, zwycięży na długi okres czasu, jeśli jednak zorganizowana klasa robotnicza zdoła go pokonać po raz pierwszy na tym polu, wyłoni się wówczas nowy model robotniczej rewolucji w nowoczesnym kapitalizmie.

Utowarowioną siłę roboczą rozpatrywaliśmy dotąd jako ściśle czynną stronę kapitału, naturalne siedlisko całej kapitalistycznej dynamiki. Główny czynnik sprawczy nie tylko poszerzonej reprodukcji procesu pomnażania wartości, lecz również nieustannych rewolucyjnych przemian procesu pracy. Takie same technologiczne przekształcenia dyktowane są i narzucane przez zmiany wartości siły roboczej. Współpraca, manufaktura, wielki przemysł, są jedynie „szczególnymi metodami wytwarzania względnej wartości dodatkowej”, różnorodnymi formami oszczędzania pracy, wywołującego z kolei narastające zmiany w organicznym składzie kapitału. Kapitał uzależniony jest w coraz większym stopniu od siły roboczej, wobec czego musi utwierdzać się coraz silniej w jej posiadaniu, tak jak posiada swe naturalne siły wytwórcze; samą klasę robotniczą sprowadzić do rangi naturalnej siły społecznej. Im dalej posuwa się kapitalizm w rozwoju, tym silniejszą potrzebę włączenia całej pracy w kapitał odczuwa zbiorowy kapitalista, tym większą konieczność kontrolowania wszelkich, wewnętrznych i zewnętrznych, ruchów siły roboczej, zmuszony z coraz większym wyprzedzeniem określać stosunki między kapitałem a pracą jako wyznacznik stabilności całego systemu społecznego. Gdy kapitałowi udaje się już podbić wszystkie zewnętrzne wobec właściwego sobie sposobu produkcji terytoria, przechodzi do uruchomienia procesu kolonizacji wewnętrznej; a wręcz można by rzec, że wraz z ostatecznym domknięciem koła burżuazyjnego społeczeństwa – produkcji, dystrybucji, wymiany, konsumpcji – rozpoczyna właściwy proces kapitalistycznego rozwoju. W tym punkcie proces obiektywnej przedmiotowej kapitalizacji podmiotowych sił pracy łączy się – i musi się złączyć – z procesem materialnego rozkładu robotnika zbiorowego, a zatem samego robotnika jako takiego: sprowadzonego do rangi własności kapitalistycznego sposobu produkcji, a zatem do funkcji kapitalisty. Nie ulega wątpliwości, że z tego powodu włączenie klasy robotniczej w system staje się żywotną potrzebą kapitalizmu: odrzucenie przez robotników wszelkich próby tego rodzaju włączenia staje na przeszkodzie sprawnemu funkcjonowaniu systemu. Pozostaje już tylko alternatywa: utrwalenie dynamiki systemu albo robotnicza rewolucja.

Jak powiada Marks, „ze wszystkich narzędzi produkcji największą siłą wytwórczą jest sama klasa rewolucyjna” ((K. Marks, Nędza filozofii, [w:] K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 4, Warszawa 1962, s. 198.)). Kapitalistyczny proces produkcji sam z siebie jest już rewolucyjny: utrzymuje w ciągłym ruchu i wprowadza nieustanne zmiany we wszystkich swych siłach wytwórczych, łącznie z ową żywą i świadomą, jaką stanowi klasa robotnicza. Rozwój sił wytwórczych jest „historycznym posłannictwem” kapitalizmu. A zarazem, to prawda, ustanawia swą najskrajniejszą sprzeczność: nieustanny rozwój sił wytwórczych bowiem nie może nie napędzać nieustannego rozwoju najpotężniejszej z nich, klasy robotniczej jako klasy rewolucyjnej. To właśnie powinno przekonywać zbiorowego robotnika do świadomego uznania obiektywnie rewolucyjnego charakteru kapitalistycznego rozwoju: a wręcz zmusić go, by go wyprzedził, jeśli nie chce pozostać za nim w tyle. Dlatego rewolucja robotnicza nie powinna nadejść po upadku kapitalizmu w wyniku katastrofy powszechnego kryzysu ani wybuchnąć jeszcze przed rozpoczęciem przezeń jego swoistego cyklu rozwoju. Może i powinna wydarzyć się równocześnie z owym rozwojem, jako jego wewnętrzny czynnik, a zarazem drążąca go wewnętrzna sprzeczność; właśnie w postaci siły roboczej, która jedynie od wewnątrz kapitału wywołać może kryzys w całym kapitalistycznym społeczeństwie. Tylko rewolucyjny rozwój klasy robotniczej może ujawnić, a zarazem urzeczywistnić głęboką sprzeczność między poziomem sił wytwórczych a społecznymi stosunkami produkcji: bez tego rozwoju sprzeczność ta pozostanie w istocie jedynie czymś potencjalnym, a nie realnym, zwykłą możliwością, niczym możliwość kryzysu na poziomie T-P-T. Poziomu sił wytwórczych nie mierzy się stopniem technologicznego zaawansowania, tylko poziomem rewolucyjnej świadomości klasy robotniczej. A ściślej, w pierwszym przypadku to miara kapitalisty, traktującego robotnika jedynie jako ludzki dodatek do swych maszyn, w drugim – to miara zorganizowanego ruchu robotniczego, który na tej właśnie podstawie realizuje proces niszczenia stosunku społecznego, hamującego i blokującego rewolucyjne doświadczenie klasy robotniczej. W tym sensie sprzeczność między poziomem sił wytwórczych a społecznymi stosunkami produkcji okazuje się jedynie zewnętrznym wyrazem innej sprzeczności, działającej w całości w obrębie społecznego stosunku produkcji: między uspołecznieniem procesu produkcji a prywatnym przywłaszczeniem jego wytworu, między pojedynczym kapitalistą dążącym do zaniechania owego uspołecznienia a zbiorowym robotnikiem, który dąży do jego umocnienia, między podejmowaną przez pracodawców próbą ekonomicznego włączenia a politycznym sprzeciwem robotników. Nie przypadkiem mowa o tych kwestiach. Proces ten rozgrywa się dziś we Włoszech na oczach wszystkich. Na tym polu rozstrzygnie się wkrótce na długi okres czasu spór między kapitalizmem a socjalizmem. Polityczne stronnictwo włoskiego kapitału zdaje się to w pełni rozumieć: stronnictwo ruchu robotniczego – bynajmniej nie.

Nie idzie o usunięcie siłą wszystkich innych sprzeczności, które mimo to się utrzymują, stając się być może dla wszystkich bardziej oczywiste, a przez to wydają się bardziej istotne dla zrozumienia całości. Idzie o zrozumienie owej podstawowej zasady: w określonym stadium kapitalistycznego rozwoju wszelkie sprzeczności między rozmaitymi częściami kapitalizmu muszą znaleźć swój wyraz w zasadniczej sprzeczności między klasą robotniczą a całością kapitalizmu; tylko wówczas wszcząć będzie można proces rewolucji socjalistycznej. Wyrażanie wszelkich sprzeczności kapitalizmu poprzez klasę robotniczą oznacza już samo z siebie, że owych sprzeczności nie da się rozwiązać w ramach samego kapitalizmu, odsyłają one zatem poza system, który je wywołuje. Z tej racji, że klasa robotnicza w ramach kapitalizmu jest jedyną sprzecznością nie do rozwiązania dla samego kapitalizmu, a ściślej, staje się nią z chwilą, w której samoorganizuje się w postaci klasy rewolucyjnej. Nie idzie o zorganizowanie klasy uciskanej, wzięcie w obronę interesów pracowników ani o organizację jako klasę rządzącą czy o zarządzanie kapitalistycznymi interesami. Idzie o organizację jako klasę przeciwstawną: polityczną samorządność klasy robotniczej w ramach gospodarczego systemu kapitalizmu. Jeśli formuła „dwuwładzy” ma jakiś sens, musi tak być. Dziś problemem nie jest to, czy świadomość polityczna musi zostać wpojona robotnikowi z zewnątrz, czy z zewnątrz wnieść miałaby ją jakaś partia. Rozwiązanie się znalazło, podyktowane wprost przez rozwój kapitalizmu, kapitalistyczną produkcję, która ostatecznie sięga granic burżuazyjnego społeczeństwa, przez fabrykę, która zapanowała niepodzielne nad całym społeczeństwem: świadomość polityczną wnieść musi partia, wszelako od wewnątrz procesu produkcji. Nikt dzisiaj już nie sądzi, że można proces rewolucyjny przygotować ad hoc, bez jakiejkolwiek politycznej organizacji klasy robotniczej, bez partii robotniczej. Nazbyt wielu osobom wydaje się jednak, że partia może kierować rewolucją w zamknięciu, z dala od fabryki; że działalność polityczna zaczyna się tam, gdzie kończy się stosunek produkcji, a powszechna walka z systemem toczyć się może na najwyższych szczeblach burżuazyjnego państwa, które w międzyczasie stało się szczególnym wyrazicielem społecznych potrzeb kapitalistycznej produkcji. Zastanówcie się głębiej: nie idzie o wyrzeczenie się Leninowskiego hasła unicestwienia machiny państwowej, czym kończy się nieuchronnie obranie drogi demokracji. Idzie o umocowanie dzieła zniszczenia państwa w ramach społeczeństwa, rozkładu społeczeństwa w obrębie procesu produkcji, zachwianie stosunkami produkcji w ramach społecznych stosunków fabrycznych. Burżuazyjna machina państwowa rozpada się dziś wewnątrz kapitalistycznej fabryki.

Niezależnie od tego, czy w rozważaniach wyjdzie się od Kapitału, czy od aktualnego poziomu rozwoju kapitalizmu, dojdzie się zawsze do jednakowych wniosków. Nie sposób w tym miejscu jeszcze orzec, czy wnioski te znalazły swe potwierdzenie: trzeba przemierzyć na powrót od początku inną drogę, zgłębić od nowa sens Marksowskiej teorii kapitalistycznego rozwoju, która z każdym dniem zyskuje na doniosłości jako historyczne sedno wszystkich problemów: celem oczyszczenia jej z wszystkich ideologicznych naleciałości, które uśpiły część ruchu robotniczego w czysto oportunistycznym oczekiwaniu na katastrofalny upadek, a pozostałą jego część włączyły w niezależny mechanizm niekończącego się utrwalania systemu. Co należy uczynić w następstwie tego wystąpienia.

W tym miejscu wystarczyło przywołanie wstępnej konieczności obrania właściwszej drogi, zarówno dla analizy teoretycznej, jak dla walki praktycznej. Fabryka-społeczeństwo-państwo jest punktem, w którym obecnie zbiegają się ostatecznie naukowa teoria z wywrotową praktyką, analiza kapitalizmu z robotniczą rewolucją. Już to wystarczyłoby do potwierdzenia słuszności owej drogi. „Naukowe pojęcie” fabryki otwiera dzisiaj drogę wiodącą do najpełniejszego zrozumienia teraźniejszości, a równocześnie doszczętnego jej zniszczenia. Z tego właśnie powodu, jeśli chcemy budować robotnicze państwo w całości w ramach nowych stosunków produkcji przyszłego socjalistycznego społeczeństwa, jako podwalinę nowego gmachu, jako punkt wyjścia obrać musimy fabrykę.

(1962)

Przełożył Sławek Królak