Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Marek Piekarski - Strajk artystów! Teraz!

Pracownicy takich publicznych galerii, jak poznański Arsenał, muszą mieć świadomość, że są częścią szerszego sektora publicznego. Dlatego będziemy nawoływać środowisko związane z kulturą i sztuką do dołączenia do strajku generalnego, ogólnopolskich dni protestu 11-14 września – z Markiem Piekarskim, anarchistą, działaczem Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza i Federacji Anarchistycznej, rozmawiają Krystian Szadkowski i Michał Pospiszyl („Praktyka Teoretyczna”)

Czy zaskoczyła cię decyzja prezydenta Ryszarda Grobelnego unieważniająca konkurs na dyrektora poznańskiej Galerii Miejskiej Arsenał? Nie za bardzo. Poznań jest miastem które aspiruje do bycia liderem w neoliberalnej logice „zarządzania” miastem. Nie bez kozery wymyślono kampanię Poznań miasto know how. Władze miasta cały czas kombinują jak lepiej prywatyzować zyski, uspołeczniać koszta. Przyszedł czas na kulturę. Po przegranym konkursie o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016, z cichym poklaskiem władzy która do tego doprowadziła, powołano antykryzysowy komitet, którego celem było debatowanie na temat kultury w mieście. „Instytucje”, które wyłoniły się z tego komitetu nieco później, jak Poznański Kongres Kultury oraz Obywatelskie Forum Kultury, również próbowały analizować kondycję kultury w Poznaniu. Skończyło się to porażką, Kongres w żadnym stopniu nie znalazł panaceum na kryzys kultury. Wszelkie ich pomysły rozbiły się o elitarystyczne pojmowanie demokracji. Środowisko anarchistyczne w Poznaniu ujmowało to strukturalnie, postrzegając problem z kulturą jako część szerszego kryzysu zarządzania sektorem publicznym. Kryzys ten wynika przede wszystkim z wyabstrahowania twórców kultury ze społeczeństwa, elitarystycznej postawy ludzi kultury, którzy wyżej stawiali kwestię dobrego kontaktu z biznesem od traktowania kultury jako katalizatora dla oporu i walki. Ale dlaczego kultura i sztuka ma być tak silnie związana z walką? Tak bywa, zdarza się, ale czy musi? To samo pytanie od lat. Jak nie odpowiesz będzie źle. W tym kontekście ja mam lepsze – gdzie jesteśmy, dlaczego i czy musi tak być. Jesteśmy w totalnej zapaści kulturalnej. Ludzie kultury przede wszystkim celebrują swoje jestestwo. Jeśli interesują się walką to tak jak Żmijewski w Berlinie. Powierzchownie i bez wyrzeczeń. Nie mówię już o całej gawiedzi wokół, świecącej odbitym światłem odbitego światła. No i mamy odpowiedź. Kultura albo będzie się zajmować walką, uczestniczyć w walce, albo będzie tkwiła w legitymizacji władzy – kapitalizmu – wyzysku. Prywatnie też bym chciał poopowiadać o Groupiusie, Baumanie czy Cras’ie, ale gdy na około trwa wojna, komu to potrzebne? Reasumując, jak widziałbym tych ludzi kultury angażujących się w strajki, protesty, siedzących godzinami z konfrontującymi się z władzą ludźmi, powiedziałbym – OK. Jeśli tego w ogóle nie ma, to co to za tekst – tak bywa, zdarza się. Nie. „Zdarza się” to jakiś pajac z kamerą, który później z nagrań demonstracji „robi sztukę”. Tu jesteśmy. Ludzie cierpią, zdychają na marginesie, ze świadomością, że nie mają na kogo liczyć fizycznie w konfrontacji z przemocą władzy, co gorsza nie mają nawet języka, którym mogliby kwestionować tą niesprawiedliwość. Tym językiem mogłaby być kultura, ale ona woli zadawać pytania, które są w granicach akceptacji przez Kulczykową i innych takich. A nuż coś się wystawi, sprzeda, zarobi. Dalej zadajemy te pytania? Sztuka, kultura nic nie musi. Problem polega na tym że nic nie robi. Jakie widzisz zagrożenia w zmianach jakie w funkcjonowaniu Arsenału proponują władze samorządowe? Ważnym elementem tych działań – będących częścią szerszej strategii „substandaryzacji” kultury – jest to, że miasto opiera się na pewnych koncepcjach wysuniętych przez Obywatelskie Forum Kultury, czyli na idei, iż należy przekazać zarządzanie instytucjami kultury – oraz w szerszym sensie organizacjami przestrzeni publicznej – NGO-som. Z jednej strony, władze miasta mówią o zwiększaniu partycypacji mieszkańców, wyjściu instytucji publicznych do społeczeństwa, z drugiej zaś strony jest to substandaryzacja stosunków pracy. Wszystkie sfery, za które odpowiadają tradycyjnie podmioty publiczne, a które z rynkowego punktu widzenia się nie opłacają, zostają przerzucone na organizacje pozarządowe. Mamy do czynienia z outsourcingiem kosztów, które ponosił dotąd budżet miasta na NGO’sy, które biorą odpowiedzialność za zarządzanie niegdyś publicznymi instytucjami. Większość organizacji pozarządowych nie stosuje zabezpieczeń socjalnych czy stałych warunków zatrudnienia, które są normą w publicznych czy samorządowych zakładach pracy. Wspomniane przeniesienie obowiązków z instytucji publicznej na organizację pozarządową opiera się w rzeczywistości na ludziach pracujących za małe pieniądze, w prekarnych warunkach. Problem z Arsenałem polega według mnie na tym, że przez długi czas większa część tego środowiska kładła zbyt duży nacisk na pozytywne aspekty NGOizacji sektora kultury. Natomiast teraz kiedy ich samych dotknął ten proces – próbują jakoś naprawić swoją narrację i przepracować krytykę działań w trybie NGO. Jak w takiej sytuacji organizować opór? Z jednej strony, sytuacja z NGOizacją jest niesatysfakcjonująca, z drugiej - nie sposób utrzymać funkcjonującego status quo, opartego na politycznych grach z samorządem i kapitałem. Czy w ogóle istnieje możliwość oporu, który wychodziłby poza obie hołubione przez magistrat logiki – publiczną i prywatną? Ważne w tego typu dyskusji jest wskazywanie na to, w jakim letargu znajduje się środowisko kulturalne. Trwają w jego ramach ciągłe poszukiwania każdorazowo innej formuły na partycypację, demokratyzację procesu podejmowania decyzji, walki o swoje zakłady pracy czy o równoprawne uczestniczenie w całej rzeczywistości społecznej. Obywatelskie Forum Kultury było próbą uspołecznienia przestrzeni publicznej dla ludzi, których można nazwać robotnikami sztuki. Okazało się jednak, że nie posiadają oni nawet języka, który stawiałby ich na lepszej czy bardziej postępowej pozycji niż ta, którą zajmuje aktualna władza. Władze miasta są w równym stopniu wyalienowane, co Obywatele Kultury – ci drudzy przez 20 lat legitymizowali prywatyzowanie środków produkcji i przestrzeni publicznej. Po jej dokonaniu posiadaczom kapitału przestała być potrzebna ta legitymizacja, a więc doszło do odstawienia odpowiedzialnych za nią podmiotów. Dziś, po tych 20 latach, twórcy kultury nie spełniają swojej roli społecznej. Przestali być elitami, ponieważ dziś jest to zarezerwowane dla ludzi posiadających kapitał. Więc trudno odnaleźć im się tożsamościowo. Z jednej strony są jednak prokapitalistyczni, zajmują się tworzeniem dobrej atmosfery dla działalności bogaczy, z drugiej strony odczuwają, że ich wpływ na rzeczywistość jest znikomy. Obywatelskie Forum Kultury miało wytworzyć pewną formę komunikacji na podstawie przekonania, że nas, ludzi kultury należy cenić wyłącznie za to, że jesteśmy. Jak się okazało, władza się ugięła – nawet prezydent Grobelny zaproponował, że środowiska kulturalne powinny rozporządzać pieniędzmi z budżetu miasta przeznaczonymi na kulturę, dokonując zarazem demokratyzacji dotyczącego jej procesu decyzyjnego. Z drugiej strony, pieniądze na kulturę stanowią 3,5 procent budżetu miasta, czyli mniej więcej równowartość rocznej raty, jaką miasto płaci za stadion. Pokazuje to skalę absurdu, w którym tkwimy. Sądzę, że środowisko kultury ciągle postrzega zbyt wąsko swoje problemy. Jej główną aspiracją jest stanie się na nowo elitą, nie zaś otwarcie debaty, nie mówiąc o walce o całe społeczeństwo, a szczególnie o tych, którzy nie mogą się obronić. Dlaczego w ogóle taki związek zawodowy jak Inicjatywa Pracownicza interesuje się sprawą Arsenału? Tym bardziej, że tak jak już mówiłeś, Arsenał, czy też ludzie w nim pracujący, do tej pory byli raczej po drugiej stronie barykady, raz legitymizując panujący w Poznaniu porządek, dwa uzyskując stabilne publiczne finansowanie. Można traktować to jako sytuację zastaną – nic nie robić w związku ze złą sytuacją kultury i jej finansowania w tym kraju. Jednocześnie mieliśmy do czynienia z takimi działaniami jak strajk artystów i innymi wyrazami niezadowolenia, które nie były w pierwszym rzędzie ukierunkowane na jakieś abstrakcyjne problemy „z demokracją”, ale przede wszystkim dotyczyły ich sytuacji materialnej – warunków wykonywania pracy: braku świadczeń socjalnych, braku ciągłości przychodów w długim okresie czy ogólnie pracy bez systemu umów. Generalnie, po 1989 roku ci ludzie zostali pozostawieni samym sobie. W kontekście Arsenału mieliśmy do czynienia z ludźmi, którzy od wielu lat z nami współpracują na różnych polach – w związku z tym doszliśmy do wniosku, że trzeba zainterweniować i włączyć się w tę sytuację i zdefiniować ją z perspektywy politycznej żeby nie pisać klasowej, co drażni to środowisko. Opisaliśmy konflikt w kategoriach walki o konkretne miejsca pracy – a nie jakąś bliżej nieokreśloną kulturę – i w konsekwencji zaproponowaliśmy uzwiązkowienie. W ten sposób dyskusja dotycząca zamknięcia galerii i przerzucenie jej obowiązków do trzeciego sektora w ramach outsourcingu zaczyna się stawać problematyczna – ponieważ przestaje wreszcie być interpretowana tak, jak interpretować chciałaby ją władza. Chcieliśmy przede wszystkim pokazać, że nie jest to wyłącznie placówka, która posiada jedynie kuratorów i kuratorki, zdolne do mówienia o jakości sztuki i kultury. Jest to również miejsce zatrudnienia dla pracowników, którzy fizycznie tworzą owe wystawy, sprzedają bilety, prowadzą księgarnię czy sprzątają budynek. Nagle okazuje się, że z potocznego wizerunku galerii z 4 kuratorami na krzyż robi się średniej wielkości zakład pracy zatrudniający 17 pracowników. I jak wygląda skuteczność waszych działań? Wszyscy pracownicy się uzwiązkowili? Założyliśmy związek i w Arsenale jest już funkcjonująca komisja wraz z chronionymi pracownikami. Niestety aktualnie mamy okres letni i część pracowników jest na urlopach, ale liczymy na to, że po powrocie z wakacji dołączą do nas. Pytaliście o to dlaczego Inicjatywa Pracownicza angażuje się w tę walkę. Generalnie jesteśmy za uzwiązkowieniem całego sektora kultury. Zależy nam na przekonaniu tych pracowników, że są częścią szerszego sektora samorządowego – takimi samymi, jak np. pracownicy Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, a pracowników MPK do tego, że galerie to takie same zakłady pracy jak zajezdnie i wykonuje się w nich pracę podobną do mycia samochodów. Poszerzylibyśmy wówczas to grono potencjalnych niezadowolonych ze zmian z dzisiejszych 3% osób uczestniczących w kulturze i chodzących do galerii o pracowników sektora publicznego i ich rodziny. Możliwa byłaby wówczas zmiana języka i włączenie do dyskusji społeczności lokalnej – kogoś poza środowiskiem wzajemnej adoracji. W idealnej sytuacji ludzie pytaliby jednym ciągiem: Jakim prawem zamykacie nam szkoły i galerie czy podnosicie ceny biletów? W ten sposób mielibyśmy szansę na uniknięcie negatywnych konsekwencji słusznego, ale odosobnionego działania jakim był, np. zeszłoroczny Strajk artystów, który według mnie był takim trochę wołaniem na puszczy. Częściowo był to problem braku instytucjonalnego umocowania. I tutaj pojawia się najważniejsze moim zdaniem zadanie galerii publicznej. Należy podkreślić, że ona właśnie odpowiada nie tylko za swoich pracowników, ale za całe rzesze prekarnych pracowników sztuki znajdujące się poza kontekstem instytucjonalnym. Pracownicy takich publicznych galerii, jak Arsenał, muszą mieć również świadomość, że są częścią szerszego sektora publicznego. Dlatego będziemy nawoływać to środowisko do dołączenia do strajku generalnego, ogólnopolskich dni protestu 11-14 września.