Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Karolina Jesień - Skończoność podziurawiona i polityka psychoanalizy

Kuba Mikurda. 2015. Nie-całość: Žižek, Dolar, Zupančič. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

Nie-całość: Žižek, Dolar, Zupančič Kuby Mikurdy to monografia poświęcona twórczości współczesnych, żyjących filozofów – trójki słoweńskich interpretatorów Jacques’a Lacana – która jest efektem osobistej współpracy i wywiadów autora z „lacanistami z Lublany”. To pierwsze w Polsce, i, jak się wydaje, na świecie, całościowe ujęcie „szkoły słoweńskiej”. Przyznanie jej istnienia jest już samo w sobie istotnym założeniem metodologicznym projektu Mikurdy – Jacques-Allain Miller w rozmowie z autorem stwierdził „Jaka szkoła słoweńska? Nie ma czegoś takiego” (s. 28). Ale celem Mikurdy jest właśnie ukazanie myśli Slavoja Žižka, Mladena Dolara i Alenki Zupančič w ich ścisłym powiązaniu, jako spójny projekt filozoficzny. W obliczu silnej hegemonii Žižka na polu interpretacji Lacana w Polsce (gdzie dopiero rozpoczęto wydawanie pism psychoanalityka) wybór takiego pola badawczego nie jest neutralny. Tym bardziej, że niemalże celebrycka sława Žižka sięga dużo dalej niż rzetelna recepcja jego filozofii. Opisać „słoweńską szkołę psychoanalityczną” oznaczałoby w tym kontekście wykonać gest co najmniej dwustopniowy: wprowadzić na polską scenę filozoficzną nową perspektywę myślenia o psychoanalizie i jednocześnie przywrócić świeżość dotychczasowej recepcji Lacana w Polsce, nie uśmiercając przy tym jej podstarzałej ikony.

Poza horyzontem teorii

Odchodząc od strategii polemicznej, Nie-całość obudowuje Žižkową sławę dorobkiem współpracujących z nim Mladena Dolara i Alenki Zupančič tak, że jego dorobek zaczyna nabierać cech pełnoprawnego, wpisanego w tradycję i kontekst społeczno-historyczny stanowiska filozoficznego i wychodzi poza etykietę celebryckiego rozbłysku erudycji. Właściwie jednak to nie Žižek i jego wykładnia psychoanalizy są centralnymi postaciami Nie-całości, a ów specyficzny, słoweński punkt widzenia, z jakiego na psychoanalizę patrzy cała trójka. Wchodzący w skład „szkoły słoweńskiej” Žižek, Dolar i Zupančič to część środowiska akademickiego skupionego wokół czasopisma Problemi. I chociaż, a może właśnie dlatego, że te trzy nazwiska nie wyczerpują wcale długiej listy słoweńskich teoretyków psychoanalizy, ich wybór umożliwia Mikurdzie rozpisanie wielogłosowego projektu filozoficznego, który wychodzi od sprzeciwu wobec dogmatycznej wykładni francuskiego strukturalizmu. We wstępie do Nie-całości Mikurda opatruje go przystępną wykładnią podstawowych pojęć Lacana i streszcza zarówno ważne dla „szkoły słoweńskiej” inspiracje i konteksty teoretyczne, jak i społeczno-polityczny horyzont rozpadu Jugosławii, który towarzyszył początkom ich działalności. Nie bez powodu pierwszy i ostatni rozdział książki noszą odpowiednio tytuły „Psychoanaliza… W Słowenii?” i „Polityka psychoanalizy?”. Polityczny użytek z teorii psychoanalitycznej to stale obecny horyzont odniesień zarówno dla samej trójki Słoweńców, jak i dla interpretującego ich dorobek Mikurdy, choć – jak zobaczymy – dla każdego z nich w inny sposób. Ani te pytania nie sprowadzają się bowiem do podsumowania treści analizy Mikurdy, ani to, co pomiędzy nimi, nie sprowadza się do prostego rozwinięcia tych pytań.

Topologia niewyjątkowości

W centrum rozprawy Mikurdy zostaje postawiony podmiot i pytanie o strukturę zajmowanej przez niego po analizie pozycji. Tytułowa nie-całość to ten specyficznie pojęty punkt dojścia procesu analitycznego, który nigdy nie ma oznaczać ani końca, ani nowego początku. Dla Lacana bowiem po analizie nie następuje żadne uspójnienie podmiotu – jedynym zadaniem, jakie stawia przed nim proces psychoanalizy, staje się „akceptacja własnego nieistnienia” (s. 74). Ten ruch upłynnienia ścisłych ram podmiotowości à la cogito jest przez słoweńskich interpretatorów Lacana odczytywany nie tyle jako faktyczne unicestwienie, ile jako możliwość zajęcia przez podmiot nowych, nieokreślonych pozycji. Punktem wyjścia staje się dla Mikurdy Lacanowskie rozróżnienie pomiędzy męską i żeńską formułą seksuacji – niezależne od płci biologicznej pozycje zajmowane na poziomie nieświadomego przez każdą i każdego w języku, umożliwiającym pomyślenie pełni rozkoszy.

Ten wybór metodologiczny – formuły seksuacji jako głównej kategorii interpretacyjnej i żeńskiej strony diagramu jako głównej figury projektu – to być może najważniejsza i najmocniejsza teza Mikurdy. Formuła męska została opisana i skategoryzowana przez interpretatorów Lacana dość zgodnie jako porządkujący pragnienie fantazmat Pełni. Obranie za podstawę drugiej, żeńskiej, formuły seksuacji – znacznie mniej jednoznacznej, bo i dotyczącej niejednoznaczności – to jednocześnie ważna praca pojęciowa na gruncie kategorii Lacanowskich, jak i bardzo odświeżająca perspektywa myślenia o podmiocie.

Fundamentalne wybrakowanie podmiotu, który dzięki istnieniu języka jest w stanie zawołać „Encore!” i zawsze chce więcej, jeszcze raz, przekształcając linię swojego pragnienia w wieczne „ku czemuś”, stanowi perfekcyjne podłoże dla walki z logiką wyjątku (a nie jej powielania). Ta kategoria, dobrze znana z biopolitycznych filozofii w duchu Giorgia Agambena czy postschmittiańskich teologii politycznych, zostaje przez Mikurdę poddana bardzo zniuansowanej i swoiście „wewnętrznej” krytyce – takiej, która nie rozsadza pojęcia od środka, ale stara się w jego ramach zaproponować alternatywę. Topologia wyjątkowości zawsze pozostaje uwikłana w myślenie całościujące, podążające za potrzebą uspójnienia. Nie ma nic rewolucyjnego w topologii wyjątkowości, która przyklepuje binarną logikę wykluczenia sprytnym zagięciem wstęgi Möbiusa i paradoksalną pozycją ekstymną – bycia jednocześnie w centrum i poza obszarem danego systemu – którą zajmuje obiekt wyjątkowy. Wyjątek pozwala wtedy tylko domknąć zbiór i tym samym ustanawia Całość (s. 64).

O możliwości nieautotelicznej immanencji, czyli skończoność podziurawiona

Według Žižka nowoczesny podmiot ustanawia się dopiero przez podwójne zaprzeczenie – rezygnuje ze swojej Sprawy (swojego obiektu wyjątkowego), dla której wcześniej gotów był poświęcić wszystko inne. „Najpierw poświęca partykularną substancję dla uniwersalnej Sprawy, a następnie – samą Sprawę” (s. 134). Dopiero w tej podwójnej negacji wyłania się prawdziwa figura wyjątku uwolniona od logiki całościowania. Pomyślenie problemu topologii wyjątkowości na gruncie etycznym pozwala ująć tę alternatywę jako specyficzny rodzaj działania – takiego, które byłoby pozbawione ukierunkowania, niezorientowane na żaden transcendujący prawo wyjątek. I które, w związku z tym, byłoby także w stanie przekroczyć fantazmat.

Propozycja etyki według „szkoły słoweńskiej” tak, jak przedstawia ją Mikurda, nie jest więc prostym zaprzeczeniem logiki wyjątku. Okazuje się, że na gruncie estetyki bliżej do zobrazowania takiej wykładni działania jest raczej, jak pokazuje Mikurda, nowoczesnej komedii niż klasycznej tragedii. Klasyczna tragedia nie przekracza w ogóle męskiej strony seksuacji, operuje transcendentną Sprawą, która napędza jej bieg (s. 173). Dopiero komedia jest w stanie reprezentować interesy metafizyki immanentystycznej, zakładającej autoteliczne działaniem, w którym bohaterowie „zamiast jednym torem (wiodącym ku Sprawie), poruszają się bez wyraźnego celu, w różnych kierunkach, kręcą się w kółko, wielokrotnie powtarzają ten sam ruch” (s. 190). Tak specyficznie pojęta metafizyka nazywana jest przez Zupančič „skończonością, która przecieka”, która wykracza poza ograniczenia źle pojętego immanentyzmu. Próba prostego „spłaszczenia”, unicestwienie transcendencji przez proste zaprzeczenie istnienia jakiejkolwiek zewnętrznej Sprawy, oznaczałoby według niej „nakaz tego, co możliwe” i prowadziłoby do radykalnego pragmatyzmu. Innymi słowy, do reżimu realizmu prawnego – największej pułapki wszelkiej centrowej atopii (bo ani u-, ani dys-).

Tej logice Zupančič przeciwstawia strukturę komedii, w której nie chodzi o prosty mechanizm wyśmiania rzeczywistości przy użyciu komicznych środków (Dolar powie, że właśnie wtedy „ideologia ma nas w garści” – s. 181). Istotna jest tu raczej możliwość zobaczenia „krótkiego spięcia pomiędzy dwiema stronami wstęgi Möbiusa” (s. 190) – pomiędzy wewnętrzną logiką rzeczywistości skończonych możliwości i „transcendentną” warstwą napędzających działanie sił. Stawką staje się tu możliwość przeskakiwania pomiędzy dwoma porządkami bez doświadczenia przełomu przejścia na drugą stronę. To właśnie skończoność, która przecieka, której wyrazem staje się komedia absurdu. Czy raczej, jak uprecyzyjnia Zupančič, komedia „nonsensu, który ma sens”.

Ruchliwość niespójności

Lacanowskie pojęcie Kobiety służy w Nie-całości za narzędzie pomyślenia podmiotu całkowicie płaskiego i jednocześnie niejednorodnego. Płaskiego w sensie pozbawienia odwołań do jakiegokolwiek zewnętrznego czy głębszego poziomu znaczenia. Niejednorodnego w sensie, w jakim ta płaskość nie oznacza żadnej uspójniającej płaszczyzny interpretacyjnej. „Kobieta jako Zagadka to widmo wytworzone przez niespójną powierzchnię wielości masek – pisze Žižek – A Lacanowska nazwa tej niespójności powierzchni (…) to po prostu podmiot”( cyt. za s. 73). Ujęcie Mikurdy byłoby jednak czymś nieco więcej niż porządkowaniem struktury ontologicznej Lacanowskich pojęć przy użyciu współczesnych kontekstów ich zastosowania. Z tej mocno pojęciowej i sprawozdawczej monografii wyłania się też projekt, który na użytek tej recenzji nazwałabym ontologią ruchliwości.

Mikurda detronizuje interpretację, w ramach której u swoich źródeł psychoanaliza absolutyzowałaby seksualność i popęd jako „stałe” podłoże ludzkich działań. Na gruncie analizy pojęcia sublimacji – nigdy nieokreślonego w sposób całkowicie jednoznaczny przez samego Freuda – wyraźna staje się niejednolitość popędowej podstawy seksualności. Tym, co interesuje Mikurdę, za szkołą słoweńską, są raczej ruchy, które odbywają się w ramach tego schematu, a nie jej skrystalizowana i zamrożona w strukturze ontologia. W miarę jak rozwija się rysowany przez Mikurdę obraz „żeńskiej” pozycji podmiotowej, coraz częściej w kolejnych częściach powraca echem pytanie o stosowność użycia samej kategorii podmiotu w tego rodzaju ontologicznej konfiguracji. To najbardziej deleuzjański motyw przekroczenia, jakiego Mikurda dokonuje w swojej monografii. Czemu to przekroczenie dotyczy? Na poziomie przywoływanej przez niego treści jest to mantryczne hasło „przemierzenia fantazmatu”, którego dwa ujęcia (w postaci analizy czynu Žižka i Zupančič) stanowią fundament dla przejścia od estetycznego do etycznego wymiaru proponowanej ontologii podmiotu.

Na poziomie projektu jest tu jeszcze coś więcej. Dla Žižka i Dolara inspiracja Lacanem była po części podstawą do psychoanalitycznej krytyki strukturalizmu i pomyślenia podmiotu, który nie byłby tylko efektem struktury. Psychoanaliza staje się dla nich furtką do pomyślenia podmiotu jako luki, z którą ten może się wreszcie utożsamić. Jako taka psychoanaliza w ich ujęciu staje się też działaniem ściśle antyideologicznym. Gdzieś na obrzeżach tego ruchu od rozpadania się podmiotu do próby pomyślenia tego rozpadu jako dającej się zająć pozycji mieściłby się najistotniejszy w analizie Mikurdy wkład Słoweńców. W seminariach i pismach francuskiego psychoanalityka „znajdują [oni] dowody, że psychoanaliza nie tyle »operacyjnie usuwa nadzieję« (jak ujmuje to Miller), ile ją »odczarowuje«, pozwala pomyśleć nadzieję, która nie byłaby konkretną wizją tego, co ma nadejść (i na owej wizji utrwalała pragnienie podmiotu), ale samym uchyleniem tu i teraz, możliwością, że niemożliwe nie tyle się nie zdarza, ile zdarza się właśnie jako niemożliwe” (s. 366).

Polityka psychoanalizy… poza Słowenią?

Psychoanaliza zastosowana do polityki nie staje się tutaj narzędziem analizy społecznej, ale stanowi raczej wrośnięty w praktykę politycznego oporu dyskurs zmiany. Moment interregnum, który służy za podłoże słoweńskiej wykładni interpretacyjnej – punkt politycznego przełomu, w którym wszystko jest możliwe i z którego wynika potrzeba nowego języka – może stanowić perfekcyjną perspektywę nowego spojrzenia na kontrowersyjny na polskim gruncie problem „nieprzystawania” narzędzi psychoanalitycznych do przestrzeni społecznych (patrz dyskusje na temat Prześnionej rewolucji Andrzeja Ledera czy Fantomowego ciała króla Janka Sowy). W analizie Mikurdy przestrzeń społeczna, jako historyczny punkt wyjścia dla stworzonego na słoweńskim gruncie dyskursu psychoanalitycznego, nie stanowi bezpośrednio treści odniesienia, a jednocześnie horyzont politycznego użytku pozostaje silnie obecny. Dzięki temu udaje mu się wytworzyć spójną dyskursywnie i metodologicznie propozycję ontologiczną. To propozycja ściśle antypolityczna w znaczeniu, w jakim psychoanaliza „zmusza podmiot do konfrontacji z własną pustką, z realnym, na którym się on zasadza, rozbija wszelką tożsamość, czy to symboliczną, czy wyobrażeniową. Rozwiązuje to, co zawiązała polityka” (s. 358).

Ta ontologia wyciągnięta z formuły żeńskiej seksuacji, operująca w ramach antybinarnej logiki – raczej na granicy absurdu niż zniesienia sprzeczności – stanowi w tym sensie, jak sądzę, bardziej metodologię myślenia o polityczności niż projekt (anty)polityczny w prostym sensie. Zwłaszcza że w miarę rozwijania się narracji Mikurdy kategorię podmiotu coraz częściej puentuje zamiast kropki znak zapytania.

Trzeba by się zastanowić, czy pytanie o sensowność kategorii podmiotu sprawia, że proponowana ontologia jest faktycznie bardziej ruchliwa, i czy nie jest to nadużycie owej luki, do której Lacanowska psychoanaliza ma doprowadzić podmiot? Puste miejsca z jednej, a pozostawanie w ruchu z drugiej strony nie są jeszcze, na gruncie kategorii Lacana, w sposób oczywisty tym samym. Stawką tego rozróżnienia pozostają tu wciąż pytania (wielokrotnie zadane przez Mikurdę) o to, czy nie-rozpoznanie siebie w strukturze symbolicznej uwalnia nas rzeczywiście od ideologii? A może po prostu „loguje nas” w innym jej miejscu czy innej wersji? Wydaje się, że jedyną bronią, jedyną strategią umożliwiającą nie-celowość naszego działania i nie-całościującą pracę naszego ujmowania rzeczywistości jest pozostawanie w ciągłym ruchu pomiędzy potencjalnymi pozycjami na powierzchni, pod którą nie znajduje się żadna istota, która stanowiłaby uprawomocnienie czy drugie dno aktywności. A książka Mikurdy stanowi na pewno dobry podręcznik do tego, żeby wyrobić w sobie tę „żeńską” logikę.