Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Kamil Piskała - Postawić historię z głowy na nogi

Staughton Lynd. 2014. Doing History from the Bottom Up: On E.P. Thompson, Howard Zinn, and Rebuilding the Labor Movement from Below. Chicago: Haymarket Books.

Historia – zarówno pod względem politycznym, jak i metodologicznym – cieszy się powszechnie opinią jednej z najbardziej konserwatywnych (zapewne obok politologii) dyscyplin uprawianych na polskich uniwersytetach. Niestety, trudno uznać tego rodzaju głosy za bezpodstawne – wydziały i instytuty historii, mimo wszystkich dzielących je różnic i mimo zatrudniania pewnej liczby postępowych badaczy oraz badaczek, jako całość są zwykle bastionami intelektualnej konserwy. Czy jest to jednak tylko polska przypadłość? Wydaje się, że nie – z podobnymi narzekaniami spotkamy się również w innych państwach. Poddany odpowiedniemu liftingowi „neorankizm” wciąż ma się dobrze nawet na najbardziej prestiżowych zachodnich uniwersytetach. Różnica polega jednak na tym, że nawet pomimo instytucjonalnej potęgi konserwatywnej i obiektywistycznej historiografii, tamtejsza debata jest znacznie bardziej pluralistyczna, a różnego rodzaju nurty krytyczne, rewizjonistyczne i radykalne, choć nadal mniejszościowe, są zalegitymizowanym sposobem uprawiania historii. W Polsce zaś takie podejścia wciąż piętnowane są jako szkodliwa próba „upolitycznienia” nauki (niemal zestawiana z wysiłkami reżimowych propagandystów w PRL) albo – w najlepszym razie – kwalifikowane jako „niepoważna” naukowa ekstrawagancja. Odnieść można wręcz wrażenie, że dorobek krytycznych nurtów światowej historiografii jest nierzadko intensywniej przyswajany przez przedstawicieli innych dyscyplin, niż przez historyków i historyczki.

I historycy, i aktywiści

Miejmy nadzieję jednak, że i ci ostatni życzliwszym okiem spojrzą na możliwości oferowane przez radykalną historiografię. Bez wątpienia przyczynić może się do tego najnowsza książka zawierająca rozproszone teksty amerykańskiego historyka, prawnika i aktywisty, Staughtona Lynda – Doing History From the Bottom Up: On E.P. Thompson, Howard Zinn, and the Rebuilding the Labor Movement from Below, wydana przez chicagowską oficynę Haymarket. Zgromadzone tutaj eseje stanowić mogą dobre wprowadzenie do badań nad doświadczeniami i polityczną aktywnością klas ludowych, określanych zwykle mianem „historii ludowej” (people’s history) albo „historii oddolnej” (history from below).

Lynd w latach sześćdziesiątych XX wieku był aktywnym uczestnikiem ruchu antywojennego i kampanii na rzecz równouprawnienia. Przez kilka lat wykładał w Spelman College i na Yale, jednak po publikacji książki Intellectual Origins of American Radicalism (1968), która spotkała się z ostrą krytyką – również ze strony środowisk lewicowych, podkreślających słabości metodologiczne pracy i kiepską argumentację – utracił posadę i rozstał się z akademią. Od tej pory pracował jako niezależny badacz, a także prowadził kancelarię prawniczą specjalizującą się w pomocy działaczom robotniczym oraz związkom zawodowym. Szczególne uznanie zdobyły sobie jego prace poświęcone oddolnym, radykalnym ruchom pracowniczym, wpisujące się w nurt oral history.

Doing History składa się z dwóch części. Pierwsza z nich poświęcona jest „mentorom i wzorom” – jak głosi tytuł – czyli historykom-aktywistom E.P. Thompsonowi i Howardowi Zinnowi, na drugą zaś składają się eseje powstałe w rezultacie zaangażowania Lynda w walki toczone przez robotników z Pasa Rdzy (Rust Belt), skupiającego najważniejsze amerykańskie ośrodki przemysłu metalowego. Tematy podejmowane w obydwu częściach książki tylko na pozór są od siebie odległe – pisząc o samoorganizacji pracowników zamkniętej w 1986 roku stalowni w Youngstown czy o radykalizacji metalowców w latach trzydziestych XX wieku, Lynd stara się podążać tropem Thompsona i Zinna, wykorzystując zaproponowane przez nich perspektywy we własnych badaniach.

Historiografia nadziei

Samo zestawienie Thompsona i Zinna nie jest wcale oczywiste i naturalne. Owszem, jednego i drugiego uznać należy za przedstawicieli radykalnej historiografii, jednak różnic dzielących obydwu badaczy jest naprawdę sporo, począwszy od trajektorii politycznej, na stylu uprawiania historii skończywszy. Thompson to, obok Erica Hobsbawma, najwybitniejszy przedstawiciel brytyjskiej historiografii marksistowskiej; w swych pracach nie unikał teoretyzowania. Prace Zinna, z jego opus magnum, czyli People’s History of the United States na czele, wyrastają zaś z tradycji amerykańskiego radykalizmu, w którym wątki marksistowskie czy socjalistyczne swobodnie mieszały się z anarchizmem, komunitaryzmem czy wyrastającą z religii moralistyką. Zinn nie tworzy pojęć czy rozbudowanych wyjaśnień, zastępując je zwykle efektownym porównaniem albo retorycznym chwytem, a swoje rozważania uprawomocnia raczej odwołując się do „zdrowego rozsądku” (w bardzo amerykańskim stylu), niż do teoretycznych schematów. Thompson w swych badawczych pracach raczej waży słowa i unika moralizowania. Zinn przeciwnie – często buduje swoją narrację w oparciu o schemat „dobry/zły”, a krytykując amerykański system polityczny, swobodnie zestawia go z jednopartyjnymi totalitaryzmami (wszak Ameryka jest „lepsza” ledwie o jedną partię…). Czy można wobec tego czuć się jednocześnie intelektualnym dłużnikiem dwóch badaczy o tak różnym temperamencie?

Zdaniem Lynda jest to możliwe. Jak przekonuje, tym co łączy Thompsona i Zinna, jest szczególna wrażliwość na wyparte, zapomniane i zmarginalizowane głosy ludu. Uprawiana przez nich historia nie jest jedynie „przypominaniem” o tych, dla których zwykle brakuje miejsca na kartach podręczników i historycznych monografii. Nie jest to też forma celebracji ich cierpienia czy lamentu nad towarzyszącą im od wieków niedolą oraz biedą. Tym, co przyciąga ich uwagę, jest historyczna sprawczość klas ludowych, a także duch solidarności, wzajemnej pomocy i równości objawiający się w spontanicznych inicjatywach politycznych mas. To właśnie te przebłyski utopii, odkrywane w przeszłości, dla obydwu historyków stanowiły źródło nadziei i zapowiedź lepszego jutra. Ich książki nie są po prostu opowieściami o „zwykłych ludziach” – ich kulturze, warunkach życia i pracy, zdrowiu czy seksualności. Zajmująca się takimi problemami historia społeczna może być bliska różnym nurtom politycznym, albo też pozostawać pod tym względem indyferentna czy stać na stanowisku „naukowego obiektywizmu”. Polityczność takich projektów jak „historia ludowa” albo „historia oddolna” polega na tym, że zarazem dostarczają narzędzi do krytyki istniejącego porządku – poprzez pokazanie jego korzeni i historyczności – jak i niosą obietnicę zmiany, której zapowiedź odnajdują w oddolnych ruchach ludowych, odradzających się stale, mimo najbardziej niesprzyjających okoliczności.

„Wszyscy jesteśmy liderami”

Przejęta od Thompsona i Zinna wiara w siłę oddolnej samoorganizacji i polityczne znaczenie ludowej solidarności jest wyraźnie wyczuwalna w podejmowanych przez Lynda studiach nad amerykańskim ruchem robotniczym. Badając doświadczenia metalowców z Pasa Rdzy, Lynd poszukuje przyczyn degeneracji ruchu związkowego i źródła kolejnych porażek ponoszonych od lat siedemdziesiątych XX wieku przez świat pracy w konfrontacji z kapitałem. Oddaje w tym celu głos szeregowym związkowcom, analizuje przebieg pojedynczych strajków i konfliktów, bada relacje w poszczególnych zakładach. W ten sposób tworzy narrację alternatywną względem oficjalnej, „odgórnej” historii amerykańskiego ruchu związkowego, której oś stanowi konflikt pomiędzy robotniczym radykalizmem a ugodowością funkcjonariuszy związkowych. Choć posłużenie się tak prostą dychotomią musi budzić pewną nieufność i prowokować krytykę, uznać trzeba, że rozważania Lynda nad alternatywnymi nurtami w ruchu związkowym w latach trzydziestych XX wieku rzucają nowe światło na początki potężnej centrali, jaką stało się pod koniec lat trzydziestych CIO (Congress of Industrial Organizations), obnażając jednocześnie ograniczenia polityki New Deal. Rooseveltowski interwencjonizm i keynesizm wciąż mają na lewicy niemało entuzjastów, którzy w realizacji podobnej strategii widzą nadzieję na poprawę sytuacji świata pracy. Książka Lynda, przez pryzmat doświadczeń robotników i toczonej przez nich walki pokazuje wyraźnie ograniczenia tego modelu i jego funkcjonalny, względem kapitalizmu, charakter. Nie odgórne reformy, lecz walka toczona w miejscu pracy – jak przekonuje Lynd – przynosi robotnikom największe korzyści; nie hierarchicznie zorganizowana centrala związkowa negocjująca z kapitalistami, lecz odżywająca w oddolnych ruchach pracowniczych solidarność i etyka wzajemnej pomocy dają nadzieję na trwałe i radykalne zmiany. „Wszyscy jesteśmy liderami” – tak, zdaniem Lynda, brzmi formuła łącząca trwale obecne w amerykańskim ruchu robotniczym radykalne i oddolne formy samoorganizacji.

O rewolucję w historiografii

W przywoływanym bardzo często przez zwolenników „historii ludowej” wierszu Pytania czytającego robotnika Bertolt Brecht pyta:

Kto zbudował siedmiobramne Teby? W książkach czytam imiona królów. Czy królowie przyciągali bloki skalne? A wielokrotnie burzony Babilon, Kto go wielekroć na nowo budował? (…) Młody Aleksander zdobył Indie. On sam? Cezar podbił Gallów. Czyżby nie miał przy sobie przynajmniej kucharza? Hiszpański Filip płakał, gdy jego flota Tonęła. Czy nikt poza nim? Fryderyk Drugi zwyciężył w Siedmioletniej Wojnie. Kto Zwyciężył prócz niego? (…)

W Polsce nadal powszechnym jest postrzeganie historii na sposób podobny do tego, z którego drwił Brecht. To Cezar podbił Galów, to Fryderyk II zwyciężył w wojnie siedmioletniej, a mury Teb czy Babilonu zdają się wyrastać z ziemi same, na mocy jakiegoś naturalnego prawa – taką perspektywę oferują w dużym stopniu szkolne podręczniki, popularyzatorskie teksty, media oraz niemała część akademickiej historiografii. „Zwykli ludzie”, o których przypominają nam Thompson, Zinn czy Lynd, zostali z uprawianej w tradycyjny sposób historii społecznej zupełnie wymazani albo też – w najlepszym razie – występują jako zwykle anonimowa, statyczna masa.

Słabości i braki współczesnej polskiej historiografii można byłoby długo wymieniać. Wydaje się jednak, że jednym z zaniedbań, którego nadrobienie jest sprawą szczególnie pilną jest właśnie rozwój badań wpisujących się w nurt „historii ludowej” czy „historii oddolnej”, odzyskujących pamięć o doświadczeniach klas ludowych, ich oporze i historycznej sprawczości. Jest to zarówno kwestia choćby częściowego przywrócenia pewnej równowagi w obrębie dyskursu historiograficznego, jak i kwestia etyki – powrotu do historii tych, których skazano na zapomnienie. Przede wszystkim jednak jest to kwestia polityki – dostrzeżenia w aktywności mas najważniejszego motoru progresywnych zmian społecznych.

W odkrywaniu takiego podejścia do przeszłości zarówno Thompson i Zinn, jak i sam Lynd mogą być dobrymi przewodnikami. I choć oferowane przez nich perspektywy nie są wolne od słabości i nie są jedynym sposobem uprawiania radykalnej historiografii, to jednak z polskiej perspektywy szczególnie dobrze widać doniosłość ich dzieła. Miejmy nadzieję, że niedługo i w Polsce historia zostanie postawiona wreszcie na nogach i zaczniemy poszukiwać odpowiedzi na Pytania czytającego robotnika.

Kamil Piskała