Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Joanna Bednarek - Przygody w krainie doksy

Błażej Warkocki. 2018. Pamiętnik afektów z okresu dojrzewania. Poznań: Wydawnictwo UAM/IBL PAN.

 

Pamiętnik afektów z okresu dojrzewania to jedna z tych książek akademickich, które pochłania się jednym tchem. Podobnie jak Ofelizm Katarzyny Czeczot czy Ten pierwszy raz Anny Zawadzkiej stanowi bowiem, w duchu najlepszych prac z dziedziny krytyki queerowej, LGBT czy feministycznej, tyleż wkład w teorię, co interwencję polityczną. Ukazuje potencjał queeru jako teorii, metody interpretacyjnej, a także polityki – słowami Eve Kosofsky Sedgwick, „zarazem antyseparatystycznej i antyasymilacyjnej” (za: Warkocki 2018, 39; cytat zmieniony). Perspektywa queerowa wymusza porzucenie istniejących kategorii – czy to odwołujących się do pustej uniwersalności, czy przywołujących partykularne tożsamości – i dotarcie do systemowego mechanizmu wytwarzającego i jedne, i drugie. Błażej Warkocki dokonuje tego, prezentując bliskie czytanie debiutu Witolda Gombrowicza, Pamiętnika z okresu dojrzewania, przez pryzmat teorii Eve Kosofsky Sedgwick.

Perspektywa ta okazuje się szczególnie produktywna dlatego, że choć zajmujący się Gombrowiczem badacze i badaczki dostrzegali w Pamiętniku zakodowaną czy też zaszyfrowaną homoseksualność (186, 237–238), za formę i treść tworzących go opowiadań odpowiada raczej dynamika męskiej homospołeczności i rola, jaką odgrywa w niej homofobia. By wyjaśnić sedno tej pomyłki, autor poświęca sporo miejsca przypadkowi Daniela Paula Schrebera, paradygmatycznemu dla psychoanalitycznej teorii paranoi i homoseksualizmu – czy ściślej, paranoi jako (wypartego) homoseksualizmu. Urojenia prześladowcze Schrebera powiązane z jego lekarzem Flechsigiem są, jak konkluduje Freud w Psychoanalitycznych uwagach o autobiograficznie opisanym przypadku paranoi, przejawem skierowanego ku lekarzowi pragnienia homoseksualnego; następnie uogólnia ową tezę, uznając, że za paranoją zawsze skrywa się homoseksualizm.

 

Jak za Sedgwick zauważa Warkocki, wniosek ten jest pod wieloma względami problematyczny. Oznacza bowiem zbyt pochopne uznanie, że prześladowania są iluzorycznym wytworem aparatu psychicznego pacjenta, i że to on, choć nieświadomie, ponosi odpowiedzialność za swoje cierpienia. Psychoanaliza obwinia w ten sposób ofiarę i zamyka sobie drogę do analizy społecznych mechanizmów rządzących pojawianiem się homofobii i homoseksualizmu – zwykle ściśle splecionych. Urojenia prześladowcze są rzeczywiście istotne dla homoseksualizmu konstruowanego społecznie i tyleż znajdującego odbicie, co współkonstruowanego w tekstach literackich badanych przez Sedgwick. Dzieje się tak jednak z powodu charakteryzującej nowożytność ewolucji męskiej homospołeczności: „im bliżej wieku XX, tym mocniej kontinuum męskich relacji homospołecznych – czyli wszelkich więzi między mężczyznami – jest przecięte, i to w sposób strukturyzujący, przez instytucjonalizującą się homofobię […]. Homofobia ma władzę nad więziami między wszystkimi mężczyznami” (28, 241). Jak pisze Sedgwick: „Nie tylko homoseksualni mężczyźni nie powinni nigdy być pewni, czy nie staną się »przypadkowym« obiektem homofobicznej przemocy, ale żaden mężczyzna nie powinien być całkowicie pewien, czy jego więzi nie są homoseksualne” (za: tamże, 242).

 

Panika homoseksualna i nieoczywistość heteronormy pozostają w centrum opowiadań z Pamiętnika; ich bohaterowie to odmieńcy, nie czujący się na miejscu w normalnym świecie i dlatego zarażający swoje otoczenie absurdem – czy raczej wydobywający z niego ten absurd, który ukrywa się pod cienką warstwą logiki i poprawności. Badacze nie uwzględniający kwestii płci i seksualności interpretowali tę dynamikę w kategoriach abstrakcyjnego nieprzystosowania do społecznych wymogów oraz równie abstrakcyjnego absurdu i arbitralności stosunków społecznych (193). Takie odczytanie nie jest rzecz jasna „błędne”, ale zaciera tyle samo, co ujawnia; interpretacja przez pryzmat kategorii homospołeczności pozwala zaś doprecyzować charakter osobliwych procesów zachodzących w tych tekstach.

 

Wiąże się to z przewartościowaniem statusu Gombrowicza jako pisarza. Należy on dziś do kanonu polskiej literatury; choć to zasłużona nobilitacja, oznacza w dużej mierze wygłuszenie wywrotowego potencjału jego książek. Dlatego w projekcie Warkockiego Sedgwick uzupełniają Deleuze i Guattari; propozycja, by czytać Gombrowicza jako pisarza mniejszego służy odwróceniu efektu kanonizacji. Jest to o tyle istotne, że sam pisarz był niezwykle wyczulony na relacje władzy, tak w polu społecznym, jak w polu literatury. Uważnie śledził, na przykład, przejawy nowej literatury, tworzonej przez podmioty „aspirujące” – kobiety czy robotników (127–128). W dodatku po publikacji Pamiętnika wielu krytyków opatrzyło i dzieło, i autora etykietką niedojrzałości (czyli, w domyśle, tyleż niepoważności, co zgodnie z psychoanalityczna teleologią zatrzymania na homoseksualnym wyborze obiektu). Zmusiło to pisarza do zajęcia się bliżej tematem niedojrzałości w następnej książce, Ferdydurke, i uczyniło teoretykiem mniejszościowości/niedojrzałości avant la lettre, przed Deleuze’em i Guattarim.

 

Cofnięcie się do debiutu, czyli niejako „embrionalnej” fazy rozwoju Gombrowicza (192), zawierającej już w zalążkowej formie wszystkie elementy jego późniejszego pisarstwa, pozwala na wydobycie tych mniejszościowych/niedojrzałych sił, zatajonych nie tylko przez krytyków i literaturoznawców, ale i przez samego autora, po wojnie „ukrywającego” Pamiętnik w wydanym w 1957 roku większym zbiorze Bakakaj (tamże, 48). Przy okazji Warkocki dokonuje korekty koncepcji Deleuze’a, ukazując, że jego wizja stawania-się-mniejszościowym, rozwijana na przykładzie analiz Bartleby’ego i Billy’ego Budda Hermana Melville’a, jest ślepa na płeć – czy może raczej, że zagadnienie homospołeczności i pragnienia homoseksualnego pozostaje dla niej kluczowe, choć sam filozof jakby to wypiera (225).

 

Praca Warkockiego korzysta rzecz jasna z wcześniejszych analiz twórczości Gombrowicza – także, a może w szczególności, tych formalistycznych. Ukazuje na przykład, wykorzystując ustalenia Włodzimierza Boleckiego i Michała Głowińskiego, jak pola semantyczne pojedynczych słów – na przykład „tajemnica” w Krótkim pamiętniku Jakuba Czarnieckiego czy „jeść” w Biesiadzie u hrabiny Kotłubaj – wytwarzają „fabuły językowe” ukazujące mechanizmy władzy. W pierwszym przypadku fabuła dotyczy niemęskości (żydowskiej? homoseksualnej? obie były wówczas w kulturowym imaginarium ściśle powiązane); w drugim – ludożerczości (dosłownej? metaforycznej?) arystokracji (73, 134–135). Radykalizm polityczny tych tekstów nie wynika z treści, ale jest bezpośrednio zależny od ich eksperymentalnego charakteru.

 

Ujawnia to również kwestia sposobu traktowania przez Gombrowicza konwencji, do których się odwołuje. Absurdalne bądź groteskowe fabuły opowiadań nie wyśmiewają po prostu danej konwencji, ale ukazują jej głęboką strukturę i to, w jaki sposób powiązana jest z rozleglejszymi strukturami społecznymi. Biesiada…, parodiująca pozytywistyczne nowelki ze społecznym przesłaniem, jest krytyką społeczną; nawiązujące do prozy inicjacyjnej Dziewictwo („powiastka filozoficzna o przygodach Alicji w krainie doksy”, 153) rzeczywiście dotyczy inicjacji w heteronormę; Zdarzenia na brygu „Banbury”, będące parodią powieści marynistycznej, faktycznie ukazują ważne dla tego gatunku napięcia przenikające homospołeczną wspólnotę i etos męskości. Wszystko to jest możliwe właśnie dzięki modernistycznemu eksperymentowi; opowiadania „o” kondycji homoseksualisty w homofobicznym społeczeństwie, wykorzystujące zasoby dyskursywne epoki i gotową konwencję, nie mogłyby dokonać tak wnikliwej i skutecznej interwencji.

 

Unaocznia to dobrze, poprzez kontrast, „futurystyczna” część Miłości Ignacego Karpowicza, również dotycząca kwestii homofobii. Będąca, jak się wydaje, niezwykle na czasie historia o prześladowaniu gejów przez prawicowo-katolicki reżim totalitarny nie budzi większych emocji i, co gorsza, nie zmusza do myślenia. Dzieje się tak być może dlatego, że Karpowicz wykorzystuje gotową konwencję dystopijną, która sama w sobie opiera się na prostym geście ekstrapolacyjnym („a co, gdyby rzeczywiście prawo nakazywało »leczenie« homoseksualistów?) i nie pozwala powiedzieć zbyt wiele o mechanizmach homofobii i paniki homoseksualnej. To raczej „trudny”, „dziwny” tekst modernistyczny charakteryzuje się większym potencjałem krytycznym. Potencjał ten staje się jednak widoczny dzięki queerowej lekturze, wrażliwej na „odchylenia” i „rozszczelnienia” tekstu (87).

 

Kanonizujące tryby przemieliły Gombrowicza niemal całkowicie; pozostaje on dzisiaj głównie Wielkim Pisarzem, którego zbyt często nie czytamy, bo, jak nam się wydaje, wiemy, co u niego znajdziemy. Jak pokazuje książka Błażeja Warkockiego, autor Ferdydurke może być też jednak, na szczęście, pisarzem mniejszym, pracowicie demontującym opresyjne wzorce i instytucje.