Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Isabel Loureiro - Luksemburg broniła idei demokracji radykalnej

Prezentujemy kolejny z cyklu wywiadów prowadzonych przez Davida Muhlmanna. Tym razem o Róży Luksemburg opowiada brazylijska filozofka Isabel Loureiro.

David Muhlmann ((David Muhlmann (ur. 1974) jest francuskim socjologiem i psychoanalitykiem. Publikowany wywiad pochodzi z jego książki – Réconcilier marxisme et démocratie, Paris 2010, s. 243-257. Dziękujemy autorowi za możliwość przekładu. Tytuł pochodzi od redakcji.)) : Chciałbym rozpocząć naszą rozmowę następującą serią pytań: od kiedy i dlaczego jest Pani zainteresowana Różą Luksemburg? Jest pani filozofką. Jak wyglądała dokładnie Pani ścieżka intelektualna i polityczna? Chciałbym zrozumieć, skąd się wzięło i jak rozwinęło Pani zainteresowanie Różą...

Isabel Loureiro ((Isabel Loureiro jest profesorką filozofii na Państwowym Uniwersytecie w São Paulo (UNESP/ Marilia).)): Wszystko zaczęło się w latach osiemdziesiątych, tu w Brazylii. Po zrobieniu licencjatu z filozofii przyjechałam do São Paulo na studia uzupełniające na tamtejszym uniwersytecie. W kraju panowała dyktatura wojskowa, która jednak zaczynała się już chwiać i rodziło się nowe zainteresowanie socjalizmem. Wtedy właśnie zaczęłam poznawać prace na ten temat i rozpoczęłam badania do pracy magisterskiej. Odnalazłam gazetę „Vanguarda Socialista” [Awangarda Socjalistyczna] kierowaną przez bardzo ważnego dla brazylijskiej lewicy człowieka – Mario Pedrosę ((Mario Xavier de Andrade Pedrosa (1901-1981) – brazylijski lewicowy działacz polityczny i krytyk sztuki, wykluczony z brazylijskiej partii komunistycznej za trockizm, współzałożyciel trockistowskiej Ligi Komunistycznej. Działał w IV Międzynarodówce, później jednak zdystansował się wobec Trockiego i jego epigonów; w początku lat siedemdziesiątych współpracował z lewicowym rządem Salvadora Allende w Chile.)) , urodzonego w 1901 a zmarłego w 1981 roku. Można powiedzieć, że był ojcem brazylijskiego „trockizmu” i również brazylijskiego „luksemburgizmu”, oczywiście w cudzysłowie.

Po drugiej wojnie światowej wrócił do Brazylii. Ponieważ był członkiem opozycji za czasów dyktatury Vargasa, musiał uciekać do Stanów Zjednoczonych. Kiedy więc pojawił się ponownie w Rio de Janeiro, stworzył, a następnie kierował dziennikiem „Vanguarda Socialista”, w którym rozpowszechniał poglądy Róży Luksemburg. Opublikował również, po raz pierwszy w Brazylii, tłumaczenie Rewolucji rosyjskiej, zdaje pan sobie sprawę? Wydanie rosyjskie pochodzi z czasów schyłku ZSRR, podczas gdy w Brazylii stało się to w 1946 r. Zespół redakcyjny dziennika składał się z byłych trockistów, ale Mario Pedrosa w tamtym okresie był już daleki od trockizmu. Nie zgadzał się z tezą Trockiego, jakoby Rosja była „zdegenerowanym państwem robotniczym”. Zerwał więc z nim i zaczął rozpowszechniać pisma Róży na temat partii. Popierał partię masową, demokratyczną oraz ideę autonomicznej działalności mas itd. Dokonywał również krytyki awangardy w ujęciu Lenina. Tworzył małą grupę, która sprzeciwiała się Partii Komunistycznej jako partii, która uległa stalinizacji. Po utworzeniu Partii Robotniczej na początku lat osiemdziesiątych Mario Pedrosa jako pierwszy podpisał jej program założycielski. Był, jak tu się zawsze mówi, działaczem numer jeden Partii Robotniczej, ponieważ w tamtych czasach była dla niego ucieleśnieniem partii marzeń...

D.M. To znaczy?

I.L. Przez całe życie marzył o niej, jednak nigdy nie założył, ani nie należał do podobnej organizacji. Kiedy utworzono PR, był naprawdę bardzo szczęśliwy. Jednak zmarł w 1981 roku, nie mógł więc brać udziału w tym, co działo się później. Zainteresowałam się Różą Luksemburg właśnie w tamtym okresie. Następnie wyjechałam do Niemiec, gdzie nawiązałam kontakt z Wolfgangiem Fritzem Haugiem, mężem Friggi Haug, wydawczyni „Das Argument”, czasopisma świętującego w tym roku pięćdziesiąte urodziny. W tamtym czasie w Niemczech badania nad Różą przeżywały renesans, a jej pisma zebrane zostały właśnie opublikowane w Republice Demokratycznej. Kupiłam więc zbiór Róży i zaczęłam na serio uczyć się niemieckiego. W 1995 roku zrobiłam doktorat na temat Róży Luksemburg na Uniwersytecie w São Paulo. Wydano go w formie książkowej ((I. Loureiro, Rosa Luxemburgo: os dilemas da ação revolucionária, Sao Paolo 1995.)), następnie w 2003 roku wyszło drugie wydanie, przy wsparciu niemieckiej Fundacji Róży Luksemburg, której brazylijskiemu oddziałowi w pewnym sensie przewodniczę obecnie w São Paulo.

D.M. Co dziś zostało Pani z Róży Luksemburg? Co wydaje się Pani aktualne w jej myśli? Innymi słowy, czego uczy nas o międzynarodowym kontekście i dynamice kapitalizmu?

I.L. Wydaje mi się, że dziś, jeśli chce się uprawiać lewicową politykę, należy sięgnąć do kilku pomysłów Róży. Dla mnie pierwszym z nich jest idea demokratycznego socjalizmu. Ta idea musi być rozumiana jako wymóg autonomicznej kreacji przez masy ludowe. Inaczej rzecz ujmując, wolne działanie i doświadczenie mas są jedynymi sposobami na stworzenie tego, co nazywamy dziś kontrhegemonią w społeczeństwie kapitalistycznym. Wydaje mi się, że chodzi tu o najważniejszą ideę Róży Luksemburg. I to właśnie dlatego, że wierzyła bardzo mocno w ideę wolnego działania i doświadczenia mas. Była przeciwna Leninowskiej koncepcji partii scentralizowanej i hierarchicznej, złożonej z zawodowych rewolucjonistów. Była przeciwna idei awangardy, która kieruje i uświadamia rzekomo amorficzną masę szeregowych działaczy. Zawsze była przeciwniczką takiej perspektywy, a moim zdaniem mamy tu do czynienia z naprawdę proroczą myślą jak na początek dwudziestego wieku.

Sądzę, że drugą niezwykle ważną ideą była krytyka biurokracji. Róża Luksemburg zawsze krytykowała biurokrację, bo sama miała z nią styczność w SPD. Do tego krytykowała biurokrację nie tylko w partii, ale również w związkach zawodowych i w radach robotniczych. Obawiała się, że biurokracja wkradnie się do rad robotniczych w Rosji i to właśnie tę obawę wyraziła w Rewolucji rosyjskiej. Myślę, że Róża Luksemburg odczuwała bardzo silną antypatię do wszystkiego, co skostniałe, nieruchome i sparaliżowane. Zawsze broniła „życia”: metafora „życia” odgrywa niezmiernie ważną rolę w jej pismach, listach... Postrzegała życie jako synonim twórczości, spontaniczności, aktywności i ten postulat działania jest u niej bardzo ważny. To dlatego posługuje się ciągle cytatem z Fausta Goethego: „Na początku był czyn”. Niemiecka biografka Róży Luksemburg, Annelies Laschitza, zatytułowała zresztą jej biografię Im Lebenrausch, Trotz Alledem ((A. Laschitza, Im Lebensrausch. Trotz Alledem: Rosa Luxemburg Eine Biogrphie, Berlin 1996.)) [Upojona Życiem].

Myślę, że idea życia i upojenia jest bardzo ważna dla Luksemburg, przeciwstawiała ją wszystkiemu, co mechaniczne, sztywne, pasywne – jednym słowem wszystkiemu, co biurokratyczne. Te właśnie wady widziała w niemieckiej socjaldemokracji i obawiała się, że jeśli w Rosji nie będzie wolności, pojawią się również w bolszewizmie. Myślę więc, że chodzi o drugą naprawdę ważną ideę: krytykę biurokracji. Nie myślała nigdy w kategoriach sztywnej organizacji, wyposażonej w hierarchię... Może w tym tkwi efekt peer group, o którym mówiła Hannah Arendt w swoim tekście poświęconym Róży ((Zob. H. Arendt, Men in Dark Times, New York 1968 (esej o Róży Luksemburg pochodzi z roku 1966, pierwotnie opublikowano go w „The New York Review of Books”).)) , a po niej Jörn Schütrumpf ((J. Schütrumpf, Rosa Luxemburg: der Preise der Freiheit, Berlin 2006. )) . Była to grupa przyjaciół, głównie Żydów, którzy mieli wielkie ambicje intelektualne. Byli intelektualistami, uwielbiali dyskutować o ideach. Można więc obstawiać, że partia według Róży miała być miejscem dyskusji, argumentowania, Aufklärung. To wszystko jest niezbędne w partii, w przeciwnym wypadku jest tylko biurokratyczną organizacją i niczym poza tym.

Jest jeszcze trzecia idea, którą osobiście uważam za bardzo ważną, tak samo jak wszyscy, którzy zajmowali się naukowo Różą Luksemburg. Chodzi o zaproponowane przez nią hasło „socjalizm albo barbarzyństwo”. Podoba mi się bardzo jego interpretacja sformułowana przez Michaela Löwy’ego: myśl, że Róża rozwija otwartą koncepcję historii. Oznacza to, że jej zdaniem socjalizm od momentu wojny 1914 roku nie jest już gwarantowany przez prawa ekonomiczne kapitalistycznego rozwoju, ale staje się możliwością, o którą trzeba walczyć. Prowadzi nas to do zagadnienia etyki socjalizmu. Chodzi o fundamentalną dla interpretacji Löwy’ego ideę, w myśl której historia jest procesem otwartym, który zależy od działania, od świadomości mas. Löwy uważa, że stanowi to przełom w pismach Róży Luksemburg i myślę, że ma w pewien sposób rację. Nie zgadzam się z nim jednak, kiedy mówi, że Róża porzuciła swoją, powiedzmy nieco „mechaniczną”, wizję marksizmu. Myślę, że u Róży Luksemburg, i to właśnie próbowałam pokazać w mojej pracy doktorskiej, jest ciągle obecne napięcie między dość dogmatycznym czy mechanicznym marksizmem a marksizmem bardziej otwartym. Odcień mechaniczny nie znika z jej pism i ciągle powraca, trochę jak refren. Z drugiej strony, od czasu wojny odcień anarchistyczny, jeśli można go tak nazwać, zaczyna dominować nad tym pierwszym. Myślę, że jest u niej ciągle obecne to, co nazwałam napięciem między spontanicznością i przeświadczeniem, że socjalizm jest zagwarantowany przez prawa rozwoju kapitalistycznego społeczeństwa. W każdym razie zgadzam się z Michaelem Löwym, że hasło „socjalizm albo barbarzyństwo” jest dziś bardziej aktualne niż kiedykolwiek. Dlatego właśnie zbiór wywiadów, które wydaliśmy, zatytułowałam Socjalizm albo barbarzyństwo ((I. Loureiro, Socialismo ou Barbárie: Rosa Luxemburgo no Brasil, Sao Paolo 2008.)) .

Jest jeszcze jedna koncepcja u Róży Luksemburg, która wydaje mi się bardzo aktualna, szczególnie u nas w Ameryce Łacińskiej. Mianowicie od czasów wojny możemy wyciągnąć z Róży Luksemburg pewne elementy pozwalające na sformułowanie krytyki ideologii postępu. Kiedy czytamy Wstęp do ekonomii politycznej, Róża mówi tam o „ludach pierwotnych”, o „tubylcach”, o „trzecim świecie” – używając anachronicznego języka – i ma naprawdę dużo sympatii dla tych ludów. Ponieważ jest Polką, ponieważ jest Żydówką i ponieważ jest kobietą, nie ma u niej eurocentrycznej wizji. Z tego punktu widzenia bardzo różni się od swoich towarzyszy z socjaldemokracji. Dla nas, tutaj, jest to ważne. Również dla zapatystów w Meksyku, na przykład. Gilberto López y Rivas, który jest bliski subcomandante Marcosowi, napisał recenzję mojej książki. Odnosząc się do fragmentu na temat ludów pierwotnych u Róży Luksemburg, podkreślił znaczenie tego aspektu dla zapatystów. Wydaje mi się, że ta perspektywa, według której kapitalistyczna modernizacja jest związana z głębokimi cierpieniami, jak twierdzi cały czas Róża, jest obecnie bardzo ważna dla nas w Ameryce Łacińskiej.

Na koniec dodam, że moim zdaniem należy czytać Różę Luksemburg z jeszcze jednego powodu, który będzie już ostatnim, jaki przywołam. Mianowicie: jest to bardzo niezależna kobieta. Jej osobowość nas obecnie przyciąga, ponieważ jest oczywiście marksistką, ale niezależną, co jest dość rzadkie w klanie marksistów, którzy najczęściej są raczej dogmatyczni. Róża Luksemburg już w tamtych czasach była bardzo niezależną marksistką, jak również, i będzie to już ostatnia rzecz, którą dodam, bardzo niezależną kobietą. Widać to w jej listach i myślę, że jest to ważne świadectwo dla kobiet. Dobrze wiemy, że nie była feministką w znaczeniu, jakie przypisujemy temu terminowi dzisiaj, ale sposób, w jaki uniezależniła się jako kobieta od Leo Jogichesa pozostaje bardzo interesujący, nawet dziś. Kiedy pojechałam w styczniu do Berlina, obejrzałam tam sztukę wystawioną przez teatr Grips de Berlin, zatytułowaną Rosa, która pokazuje tę stronę osobistą, sposób bycia Róży Luksemburg. Zdaniem reżyserów było to bardzo ważne dla młodych kobiet i ogólnie młodych ludzi ((Rosa. Schauspiel mit Musik (spektakl z muzyką), reż. V. Ludwig, F. Steiof, Berlin, Teatr Grips.)) .

D.M. To, co Pani mówi, nasuwa mi bardzo wiele pytań, ale wolę pójść naprzód i porozmawiać o Róży Luksemburg w kontekście brazylijskim. Jaki był dokładnie jej wpływ? Co można powiedzieć o stanie recepcji myśli Róży Luksemburg w Brazylii? Musiało istnieć wiele prac na ten temat...

I.L. Ten wpływ był, jeśli mogę to tak ująć, bardzo elastyczny, w tym sensie, że nie istniały prądy czy frakcje luksemburgistów w Partii Robotniczej. Na początku, kiedy w 1980 roku stworzono PR, niektórzy niezależni intelektualiści dołączyli do nowej partii politycznej, w tym socjaldemokraci, którzy powoływali się na poglądy Luksemburg. Paul Singer czy Mario Pedrosa są tego przykładami. Ale nie chodziło tak naprawdę o grupę, a raczej o wspólnotę myśli, o pewien Weltanschauung przeciwko stalinistom. Ci ludzie znali Różę Luksemburg lepiej lub gorzej, ale nie byli luksemburgistami w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dziś to się bardzo zmieniło: PR jest partią reformistyczną uprawiającą Realpolitik bez żadnych zasad... To już nie jest ta sama partia, co w latach osiemdziesiątych. Myślę, że dziś spadkobiercami Róży w Brazylii jest Ruch Pracowników Rolnych bez Ziemi (RPRbZ).

D.M. Może to Pani rozwinąć?

I.L. Ruch interesuje się Różą Luksemburg – jego działacze poprosili mnie o zorganizowanie szkoleń politycznych i napisałam wtedy małą książkę o Luksemburg ((I. Loureiro, Rosa Luxemburgo: vida e obra, São Paolo 1999.)) – ponieważ dla nich najważniejsze jest bezpośrednie działanie i doświadczenie. Zajmują ziemię i nie zadowalają się siedzeniem i czekaniem, aż rząd przeprowadzi reformę rolną. Trzeba działać i dlatego uważają, że poglądy Róży Luksemburg wspierają ich w tym działaniu. Luksemburg była kobietą lewicy, która zawsze broniła idei bezpośredniego działania mas, demokracji radykalnej, o której już mówiłam. Dla RPRbZ jest to bardzo ważne. Stale próbują przekuć te założenia w praktykę, co nie jest zbyt łatwe. I z tego też powodu bronią nadal socjalizmu – dyrekcja Ruchu jest socjalistyczna.

D.M. Gdzie dokładnie sytuują się w dzisiejszym kontekście brazylijskim granica między „reformą” a „rewolucją”? Brazylia wybrała lewicowy rząd pochodzący z Partii Robotniczej. Jak pani obecnie ocenia to socjalistyczne doświadczenie?

I.L. W latach osiemdziesiątych, kiedy pisałam doktorat, myślałam, że istnieje w PR dialektyka między reformą a rewolucją i cała moja praca była dialogiem z PR, choć niewypowiedzianym wprost. Myślałam, że ta partia uprawia rewolucyjną Realpolitik, jak mawiała Róża Luksemburg. Jednak obecnie PR uprawia po prostu Realpolitik: nie ma już żadnych ideałów, a jej przywódcy to pragmatycy. Ciągle się usprawiedliwiają, ale nie sądzę, żeby mieli rację. Ta sprawa zasługiwałaby na dłuższe rozwinięcie. Powiem tylko, że z punktu widzenia idei Róży Luksemburg dialektyka między reformą a rewolucją jest martwa, tu w Brazylii, w łonie PR.

D.M. Nie chcę za bardzo bronić PR, ale przypominam sobie moją niedawną rozmowę z Paulem Singerem. Nie uważa pani, że w Brazylii rodzi się pewna dialektyka, która sieje, jakby to powiedzieć... „ziarna” socjalizmu wewnątrz kapitalistycznego społeczeństwa? Czy dialektyka, o której Pani mówi, nie sytuuje się między tymi wysepkami socjalizmu tworzonymi przez ekonomię solidarną a rozwojem kapitalistycznym? Czy uważa Pani, że to twierdzenie jest fałszywe, czy może niemożliwe do utrzymania?

I.L. Nie sądzę, że jest fałszywe. Teoretycznie się z nim zgadzam i Paul Singer ma wiele powodów, aby w to wierzyć, ale według mnie jest zbyt optymistyczny, podobnie jak inni. Bardzo go lubię i robi naprawdę dobre rzeczy dla rządu Luli. Dużo pracuje nad projektem ekonomii solidarnej i naprawdę wierzy, że to coś zmieni...

D.M. … przez stworzenie ośrodków socjalizmu.

I.L. Tak, ośrodków socjalizmu, które będą się rozprzestrzeniać w społeczeństwie kapitalistycznym. To bardzo optymistyczna teza... Sprawa jest niezwykle skomplikowana, ponieważ to, co robi w tym momencie rząd Luli, to działanie na rzecz zmniejszenia ubóstwa kraju. Szczerze mówiąc, Luli nie starczyło odwagi. Jestem jednak świadoma, że nie możemy okopywać się na pozycji tej abstrakcyjnej lewicowości... Trzeba zauważyć, że Lula robi dobre rzeczy, ale nadal utrzymuję, że sojusz z najbardziej konserwatywną partią prawicową w Brazylii był i jest wielkim błędem z jego strony.

D.M. Z punktu widzenia Europy Brazylia jawi się jako kraj lewicowy, również z powodu rozwijających się tu ruchów, występujących pod wspólnym mianem „alterglobalistów”. Można w tym miejscu przywołać Światowe Forum Społeczne, walkę o ekologię polityczną i prawa mniejszości etnicznych itd. Odnosi się wrażenie, że ruchy te chcą diametralnie odnowić tradycyjne metody uprawiania polityki na lewicy

I.L. Tak, to są bardzo istotne sprawy, o których jeszcze nie wspomniałam. Jak Pan dobrze wie, Róża Luksemburg zyskała na aktualności na skalę światową dzięki książce Davida Harveya The New Imperialism, która zwróciła uwagę na trafność koncepcji akumulacji kapitału autorstwa Luksemburg – pogląd, że kapitał, aby się powiększyć, potrzebuje nadmiaru, którego szuka we wszystkim, co poza nim. Obecnie obszary, które pozostają zewnętrzne w stosunku do kapitału nie mają już natury geograficznej, jak dawniej, ale ekonomiczną – kultura, edukacja, zdrowie, natura, woda… Krótko mówiąc, tym, co pozostaje na zewnątrz kapitału, jest to wszystko, co nie zostało jeszcze przez niego skolonizowane, ale co chciałby skolonizować. Otóż dziś widzimy na naszym kontynencie, w Ameryce Łacińskiej, brutalną ofensywę kapitału w obszarze np. agrobiznesu: biopaliwa, plantacje niszczące lasy, olbrzymie tamy powodujące poważne problemy ekologiczne, jak również społeczne spowodowane przymusem zmiany miejsca zamieszkania przez lokalną ludność. Niedawno odkryto w Amazonii rdzenne plemiona, które nigdy nie miały kontaktu z ludźmi z zewnątrz i które kompletnie zignorowano w projekcie budowy nowych tam na rzece Madeirze. To prawdziwy skandal. Wszystko to dzieje się w imię modernizacji kraju, w imię przeforsowania idei rozwoju stawiającej znak równości między rozwojem a wzrostem materialnym, co jest fałszywe. Z punktu widzenia ruchów społecznych, w Brazylii celem jest walka z tym modelem i wypracowanie nowego modelu cywilizacyjnego rozwoju.

Ta kwestia znajdowała się w centrum Światowego Forum Społecznego w Belém w 2009 roku. Celem jest znalezienie nowego modelu cywilizacyjnego, który godzi socjalizm z ekologią. Można zastanawiać się, co Róża Luksemburg ma tu do zrobienia. Czy była zwiastunką aktywizmu proekologicznego? Nie i nie o to chodzi. Jednak kiedy myślimy o jej sympatii do ludów nazywanych pierwotnymi i o jej ironii w stosunku do ludów nazywanych cywilizowanymi, np. do Niemców z ich szowinizmem i nędznym posłuszeństwem cesarzowi, może to nam nasunąć pewną refleksję: oznacza to, że ludy pierwotne nie są aż tak prymitywne, a ludy cywilizowane aż tak cywilizowane. Z tego miejsca można podać w wątpliwość wartość postępu rozumianego jako wzrost sił wytwórczych, nazywanych przez Michaela Löwy’ego „niszczycielskimi siłami”. Myślę, że w tym miejscu możemy zauważyć związek z poglądami Luksemburg. Uważam, że są one wystarczająco nowoczesne, jeśli pragniemy nowego modelu cywilizacji, nawet jeśli nie dają odpowiedzi na wszystko.

D.M. Przejdźmy do „osobowości” Luksemburg. Na początku naszego wywiadu podkreślała Pani fakt, że była bardzo niezależną kobietą i że rozwijała ideę „doświadczania życia” i spontaniczności, co sprzyjało być może odruchowi antybiurokratycznemu, a nawet nielinearnej, a w każdym razie mniej mechanicznej, wizji historii w porównaniu z wyznawaną przez wielu marksistów jej czasów. Chciałbym posłuchać, co ma Pani do powiedzenia na ten temat, ponieważ wie Pani, że nie była feministką. Twierdzi Pani, że była bardzo niezależną kobietą, ale myślę o biografii autorstwa Elżbiety Ettinger ((E. Ettinger, Rosa Luxemburg: a Life, Boston 1990.)) , która opowiada o jej ogromnym uzależnieniu od Leo Jogichesa…

I.L. Tak, ale z tego względu warto przeczytać jej listy, co też zrobiłam. Czasami pisze codziennie, czasami nawet dwa razy dziennie, w niektórych miejscach możemy widzieć w nich rodzaj dziennika, który pokazuje, jak bardzo zależna była młoda Luksemburg. Najważniejsze jest jednak, że dzięki swojej pracy intelektualnej powoli się uniezależnia. I właśnie ten fakt uważam za bardzo znaczący.

D.M. Elżbieta Ettinger kładzie nacisk na fakt, że była kobietą, Żydówką, cierpiącą dodatkowo na upośledzenie fizyczne. Te trzy cechy miały zbudować jej specyficzny „styl” rewolucyjny. Co Pani o tym sądzi?

I.L. Kiedy czytałam po raz pierwszy książkę Ettinger, nie byłam może na nią wściekła, ale miałam wrażenie, że usiłowała napisać coś dokładnie odwrotnego niż męscy biografowie Luksemburg. W starszych biografiach Luksemburg odmalowana jest w dość przestarzały sposób jako bohaterka. Ettinger chciała dla kontrastu pokazać słabą i złamaną stronę jej osobowości… Teraz wydaje mi się, że miała rację. Możemy postawić się na jej miejscu. Luksemburg próbowała ukrywać swoją niepełnosprawność, istnieją tego świadectwa, próbowała szyć sukienki, które chowały chorobę biodra, aby nie było zbyt wyraźnie widać, że kuleje. Myślę, że to wszystko ją w jakiś sposób naznaczyło – nie była piękna, była zbyt niska… W niedawnym studium na temat Luksemburg zatytułowanym Rosa Luksemburg und die Kunst der Politik ((F. Haug, Rosa Luksemburg und die Kunst der Politik, Hamburg 2007.)) Frigga Haug napisała coś bardzo ważnego: dlaczego nie zauważa się takich rzeczy u polityka płci męskiej? Nie pisze się, że Lenin był brzydki albo że nosił takie a takie spodnie… Kiedy pisze się za to o Róży Luksemburg, trzeba zawsze uściślić, że miała duży nos, była niska, utykała i nie wiem, co jeszcze. Od razu tworzy to obraz z perspektywy macho. I ja sama taki obraz tworzyłam! Mając tę świadomość, należy również pamiętać, że Luksemburg pokazała pewien aspekt osobowości, którego nie pokazali inni wielcy marksiści: napisała wiele intymnych, prywatnych listów, które się zachowały i dzięki którym możemy poznać jej sposób myślenia i jej osobiste odczucia, które w nich odkrywała. W rezultacie, kiedy w latach siedemdziesiątych Feliks Tych zaczął publikować listy miłosne Róży Luksemburg do Leo Jogichesa, stał się persona non grata w NRD, ponieważ pokazał ten prywatny rys Luksemburg, który był nie do przyjęcia u socjalistycznej bohaterki…

D.M. A jeśli chodzi o jej żydowskie pochodzenie?

I.L. Róża Luksemburg, kiedy była bardzo mała, przeżyła straszny pogrom w Warszawie i to zostawiło w niej ślad do końca życia. W jednym ze swoich więziennych listów pisze: „Nie chcę już uczestniczyć w zebraniach, boję się zgromadzonych tam ludzi”. Ettinger wiąże ten lęk przed tłumem z pogromem warszawskim. Czy to prawda, czy nie, jest to dobra obserwacja. Zresztą istnieje list, który Róża napisała chyba do swojej przyjaciółki Marty Rosenbaum, w którym czytamy: „Gdzie chcesz dojść z jednostkowymi cierpieniami Żydów? Nie rezerwuję specjalnego miejsca w moim sercu dla getta, jestem u siebie wszędzie, gdzie żyją pariasi, gdzie istnieją cierpienia”. W tamtym okresie czytała książkę – którą znam tylko dlatego, że Róża do niej nawiązuje – na temat Niemców na pustyni Kalahari, w której znalazła sprawozdanie niemieckiego generała opisującego okropne cierpienia, które dotknęły Afrykanów na tej pustyni, na którą ich wywożono, aby umarli z głodu i pragnienia… Naprawdę nie wierzę, że getto zajmuje u niej specjalne miejsce. To była zasymilowana Żydówka. Do furii doprowadzało ją mówienie o jej żydowskim pochodzeniu, na przykład wtedy, gdy skrytykowano ją w polskim dzienniku, ponieważ była Żydówką. Wydaje mi się zresztą, że zostało to opisane przez Ettinger. Ogólnie rzecz biorąc, nie mówiła o swoim pochodzeniu. Zgadza się Pan?

D.M. Nie do końca. Myślę, że w swoim stosunku do tradycji żydowskiej była o wiele bardziej ambiwalentna. Ten rys pojawia się w niektórych listach miłosnych do Leo Jogichesa. Widać go również w wyrażanym w listach poczuciu winy, kiedy jest daleko od rodziny, szczególnie podczas żydowskich świąt… No cóż. Wróćmy teraz może do szerszej perspektywy, na zakończenie tej rozmowy. Jaki jest według Pani szczególny wkład Róży Luksemburg w „zachodni marksizm” ((P. Anderson, Considerations on Western Marxism, London 1976.)) ? Z mojego punktu widzenia, kluczowe w jej teorii jest poszukiwanie drogi socjalistycznej demokracji, która przeciwstawia się dwóm typom „odgórnego” socjalizmu – bolszewizmowi i socjaldemokracji. Myślę – co by nie mówili trockiści – że istnieje realne zaprzeczenie, może mniej polityczne niż intelektualne, między „luksemburgizmem” a leninizmem. Co Pani o tym sądzi?

I.L. Myślę, że każde z nich działało w innym kontekście i dlatego mają różne poglądy na partię. To zagadnienie można nazwać historycznym. Ale abstrahując od niego, przyznaję, że naprawdę istnieje obecnie rozróżnienie między tradycją bolszewicką a tradycją Róży Luksemburg. Dziś zakładanie partii według modelu leninowskiego jest dla mnie nie do pomyślenia. Jest to coś kompletnie pozbawionego sensu, co zdecydowanie nie wchodzi w rachubę.

D.M. Absolutnie. Obawiam się jednak, że we Francji w każdym razie, z powodu historycznego wpływu trockizmu na radykalną lewicę, mit Października 1917 roku nie został nigdy zakwestionowany. Jest bardzo ciężko odbudować w tych warunkach jasny program. Myślę, że jednym z głównych powodów, dla których NPA (Nowa Partia Antykapitalistyczna) nie sformułowała programu pozytywnego – antykapitalizm, zgoda, ale jaki i w jaki sposób? – jest skrępowanie względem Października, którego model jest ciągle nieprzemyślany: nie możemy już chwalić zasług modelu radzieckiego, więc nic nie afirmujemy i nawet nie nazywamy się już marksistami! Michael Löwy, z którym rozmawiałem, twierdził, że Róża Luksemburg krytykowała politykę bolszewików dopiero w 1918 roku, a więc już po 1917. Jego zdaniem nie kwestionowała samego sposobu przejęcia władzy, zamachu stanu. Moim zdaniem natomiast właśnie to robiła.

I.L. Musiałby Pan rozwinąć tę myśl, bardzo zresztą ciekawą. Ja powiedziałabym, jeśli chcemy być wierni słowom Róży Luksemburg, że istnieje dialektyka między rewolucją „długą” a „krótką”, jeśli można tak powiedzieć. Rewolucja krótka to przejęcie władzy. Luksemburg nie jest przeciwna przejęciu władzy. Ale jednocześnie nie wystarczy zastąpić dziesięciu mężczyzn na szczytach władzy inną grupą. Trzeba zmienić społeczeństwo w samej jego strukturze, a to wymaga dużo czasu. Mówiła o tym, i to bardzo jasno, w przemówieniu na rzecz założenia Niemieckiej Partii Komunistycznej. Na temat żołnierzy na początku rewolucji mówiła: „ci ludzie, którzy byli na froncie, którzy jeszcze wczoraj zabijali Rosjan, nie mogą dziś stać się rewolucjonistami, to wymaga czasu. Muszą wykształcić się w Radach”, itd. Widzimy tu wizję Rad pełniących rolę narzędzia pedagogicznego dla edukacji mas. Ludzie uczą się uczestniczyć poprzez uczestnictwo właśnie. W tym więc tkwi idea długiej rewolucji. Jednocześnie Luksemburg nie jest przeciwna przejęciu władzy i nie zgodziłaby się np. z Johnem Hollowayem, który napisał książkę Change the World Without Taking Power ((J. Holloway, Change the World Without Taking Power, London 2002.)) [Zmienić świat bez przejmowania władzy].

D.M. Mogę spokojnie dać się przekonać w tym punkcie, pod warunkiem, że nie utożsamiamy przejęcia władzy z zamachem stanu… Przejęcie władzy to w pierwszym rzędzie akt zniszczenia burżuazyjnego państwa, jest to więc przejęcie władzy w znaczeniu stworzenia państwa proletariatu: celem są Rady, a nie podbicie centralnego aparatu państwa.

przełożyła Joanna Aleksiejuk