Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Damian Winczewski – Dialog postępowej keynesistki z marksizmem

Joan Robinson. 2016. Szkice o ekonomii marksowskiej. Tłum. Helena Hagemejer, Joanna Bednarek. Poznań: Wydawnictwo Ekonomiczne „Heterodox”.

Poznańskie Wydawnictwo Ekonomiczne „Heterodox”, rozpoczynające swoje starcie z neoklasyczną hegemonią na rynku publikacji ekonomicznych, zadebiutowało wznowieniem klasycznego już dzieła najbardziej znanej ekonomistki XX wieku: Joan Robinson. Ta uczennica i przyjaciółka Johna Maynarda Keynesa, a także Michała Kaleckiego, jako pierwsza podjęła dialog z myślą Marksa na gruncie współczesnej ekonomii politycznej głównego nurtu, zapoczątkowując w ten sposób zbliżenie postkeynesizmu z neomarksizmem. Dzięki tej wymianie myśli obecnie w pracach wielu ekonomistów heterodoksyjnych Keynes często wymieniany jest jednym tchem obok Marksa. Również dominujące nurty neomarksizmu opierają się na syntezie dorobku tych dwóch myślicieli, a także kontynuatorów ich dzieła z obu stron – przykładem może być znane i cenione czasopismo „Monthly Review”, które przez niektórych publicystów ekonomicznych mylnie określane jest jako postkeynesowskie, mimo swojej jednoznacznie promarksistowskiej i prosocjalistycznej orientacji. Podobnie czołowe czasopisma postkeynesowskie jak np. „Cambridge Journal of Economics” również otwarte są na myśl marksistowską.

W czasach, kiedy Joan Robinson tworzyła swoje szkice poświęcone ekonomii Marksa, było jednak nieco inaczej. Marks był niemal nieobecny w ekonomii akademickiej, a sam marksizm traktowano z pogardą. Dotyczyło to również samego Keynesa, który nie ukrywał swojego antykomunizmu. Jedynie wśród lewicowych keynesistów Marksa traktowano, jak z humorem zauważyła sama autorka, jako „mało znanego poprzednika Kaleckiego”. Prawdopodobnie dzięki popularności polskiego ekonomisty wśród lewicowych keynesistów, spośród których jego szczególną zwolenniczką była właśnie autorka Szkiców, zaczęto uważniej przyglądać się niektórym koncepcjom autora Kapitału, takim jak choćby schematy reprodukcji. Robinson jako jedna z pierwszych podeszła do ekonomii Marksowskiej bez zacietrzewienia, za to z konstruktywnym krytycyzmem.

Publikacja przygotowana przez Heterodox zawiera oprócz Szkiców także List otwarty keynesistki do marksisty, w którym autorka opowiada o swym stosunku do marksizmu, oraz przedmowę do Akumulacji kapitału Róży Luksemburg, w której dokonała przełożenia teorii autorki na język keynesowski, podchodząc zresztą dość życzliwie do licznych niejasności w pracy polskiej marksistki. Same Szkice składają się z jedenastu krótkich rozdziałów. Pierwszych pięć jest przełożeniem koncepcji Marksa na terminologię ówczesnej ekonomii akademickiej. W rozdziale VII zaznaczone zostały główne różnice pomiędzy teorią myśliciela z Trewiru, a ekonomią neoklasyczną. Kolejne dwa rozdziały mówią o postępie w ekonomii akademickiej po rewolucji keynesowskiej, która zbliżyła ją do pewnych koncepcji antycypowanych przez Marksa. W rozdziale X autorka rozważa z kolei momenty, w których doktryna Marksa zbliża się do ekonomii ortodoksyjnej. W ostatnim rozdziale zaprezentowane zostały natomiast kwestie, które zdaniem Robinson nie zostały dotąd rozstrzygnięte przez żadną ówczesną teorię ekonomiczną.

Szczególnie interesujący jest stosunek Robinson do Marksa i marksizmu wyrażony we wspomnianym już Liście, a także w rozmaitych dygresjach zawartych w poszczególnych rozdziałach Szkiców. Autorka ceni teorię Marksa za ujmowanie problemów ekonomicznych w dynamicznych kategoriach. Jest to jej zdaniem jego główna przewaga nad ekonomią ortodoksyjną. Traktuje go jak poważnego myśliciela, jest krytyczna, ale potrafi też być wyrozumiała, zwracając uwagę na trudne warunki, w jakich tworzył autor Kapitału. Dobrze zdaje sobie sprawę z faktu, że jego dzieło było w dużej mierze nieukończone (tylko pierwsza księga została przez Marksa osobiście oddana do druku) i w znacznej części składane przez Fryderyka Engelsa z luźnych notatek i zapisków. W przeciwieństwie do innych ekonomistów nie patrzy na Kapitał przez pryzmat rzekomych sprzeczności wykrytych pomiędzy pierwszym a trzecim tomem. Z drugiej strony da się odczuć, że Kapitał jest dla niej głównie czymś w rodzaju wykładu marksowskiej makroekonomii. W związku z tym pomija filozoficzne i socjologiczne niuanse tego dzieła, przy czym szuka w nim wewnętrznych sprzeczności, ale raczej posługując się analizą opartą na klasycznej logice formalnej. Całkowicie odrzuciła więc filozoficzną swoistość wywodu Marksa opartego na dialektyce, a w szczególności nie rozumiała jego metody abstrakcji i stopniowej konkretyzacji (której poświęcony jest w jednym z ostatnich numerów „Praktyki Teoretycznej” obszerny artykuł Davida Harveya). Jak wiadomo, w pierwszej księdze Marks chciał zaprezentować ruch kapitału w najbardziej pomyślnych dla niego, ogólnych warunkach. Sformułował pewne abstrakcyjne założenia, które w toku wykładu były systematycznie znoszone. Natomiast dla Robinson aparatura i metoda Marksa jest wyjątkowa mętna, nie ma ochoty wikłać się w rozważania na wysokim poziomie abstrakcji, dlatego dopiero trzecią księgę Kapitału uważa za właściwy przedmiot swoich analiz.

Robinson, wychowana w tradycji brytyjskiego pozytywizmu i empiryzmu, chciała odrzucić cały filozoficzny i metodologiczny ciężar Kapitału jako utrudniający jego właściwą recepcję w polu akademickim. Można powiedzieć, parafrazując znane sformułowanie autora Kapitału z przedmowy do drugiego wydania, że Robinson chciała postawić Marksa na nogach i wydobyć z jego doktryny ekonomicznej „racjonalne jądro ukryte w mistycznej skorupie”. Myśl filozoficzna Marksa była dla niej metafizyką, tak samo jak teoria wartości, chociaż ta zawiera według niej pewne pokłady racjonalności. Nie bez słuszności jednak autorka dowodzi, że dużo wygodniejsze w analizie współczesnych problemów ekonomicznych jest posługiwanie się np. kategorią zysku krańcowego. Teoria wartości jest mało operatywna i rodzi problemy, chociażby przy dobrze znanym problemie kalkulacji ekonomicznej. Współczesnych sobie marksistów uznaje za dogmatyków, którzy skupili się na obronie każdego twierdzenia wysuniętego przez ich najwyższy autorytet i, posługując się heglowskim językiem, czynią jego doktrynę jeszcze bardziej mętną. Co więcej, uważała, że nie będąc marksistką, jest w stanie przeprowadzić bardziej wnikliwą analizę, która przyniesie korzyści teorii Marksa. Sądziła bowiem, że uprawia krytykę w Marksowskim duchu, nie broniąc żadnych świętości, krytykując poszczególne detale, ale jednocześnie nie tracąc z oczu pozytywnego, całościowego obrazu teorii gospodarki kapitalistycznej zawartej w dziełach Marksa.

Obierając taki punkt wyjścia, Robinson krytykuje wiele aspektów Kapitału, jak choćby koncepcję płac, ocenę roli związków zawodowych, koncepcję tendencji spadkowej stopy zysku oraz niedostateczną, z keynesowskiego punktu widzenia, rolę efektywnego popytu i inwestycji, a także wiele pomniejszych detali. Jednocześnie dostrzega, że liczne twierdzenia Marksa stanowią intrygującą zapowiedź bardziej zaawansowanych rozwiązań Keynesa oraz to, że choć doktryna Marksa nie była tworzona w zaciszu uczelni, to jednak znacznie wyprzedzała ówczesną naukę akademicką.

Nie będziemy tutaj oceniać słuszności krytyki Robinson, choć współczesna myśl ekonomiczna wydaje się potwierdzać wiele jej przypuszczeń – choćby co do pozytywnej roli związków zawodowych czy historycznego przemijaniu problemu tendencji spadkowej stopy zysku. Tylko zaciekli dogmatycy w rodzaju Andrew Klimana bronią dziś tych koncepcji Marksa, które zwyczajnie się zestarzały. Reszta badaczy idzie w kierunku wyznaczonym przez Robinson – czyli dialogu neomarksizmu z postkeynesizmem.

Z naszej perspektywy niezwykle cenną zaletą książki Robinson jest przełożenie języka Kapitału na język ekonomii akademickiej. Oczywiście nie oddaje to całego bogactwa myśli Marksa i może budzić wątpliwości ze strony tych, którzy swoją edukację ekonomiczną zaczynali właśnie od niej i to jej język uznają za najbardziej adekwatny do opisu zjawisk ekonomicznych. Z drugiej strony książeczka Robinson posiada jednak niezwykły walor dydaktyczny. Umożliwia zrozumienie głównych twierdzeń ekonomii Marksowskiej całej reszcie, wychowanej na języku narzuconym przez ekonomię akademicką. Dzięki temu zarówno studenci, jak i profesjonalni ekonomiści mogą zrozumieć, o co Marksowi chodziło, i zestawić to ze swoją wiedzą, po czym wykorzystać tę wiedzę we własnych analizach. Jest to szczególne ważne w kontekście dialogu marksizmu z postkeynesizmem, a także innymi heterodoksyjnymi doktrynami. Wiadomo już, że np. Marksowskie schematy reprodukcji da się dzięki temu dostosować do współczesnych realiów, co podkreśla aktualność tego narzędzia.

Wypada zatem podziękować wydawnictwu Heterodox za przypomnienie tej ważnej pozycji. Dzięki temu młode pokolenie polskich nieortodoksyjnych ekonomistów będzie mogło poszerzyć swoje horyzonty i zrozumieć nieco lepiej marksizm, który być może jest mniej przystępny ze względu na specyfikę terminologii. Pozycja ta w żadnym wypadku nie zamyka debaty na temat aktualności ekonomii marksistowskiej, a dopiero ją otwiera. Nie musimy się zgadzać z Robinson, ale trzeba podążać za jej tokiem myślenia, który podobnie jak u Róży Luksemburg, miał na celu zwalczanie dogmatyzmu w naukach ekonomicznych.

Książka Joan Robinson do nabycia za pośrednictwem sklepu internetowego Wydawnictwa Ekonomicznego „Heterodox”.