Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

afbf7f009bdfbc438ba7f9de25f7ee86,780,0,0,0.jpg

Ćwiczenia z ekspansji. Kolonialne wątki endeckiego zwrotu ku dyscyplinie

W oczekiwaniu na anglojęzyczny numer "Images of the Rabble" przedstawiamy polską wersję artykułu Claudi Snochowskiej-Gonzalez na temat XIX wiecznej migracji polskich chłopów do Brazylii i endeckiej trwogi mas

W połowie lat 90. XIX wieku Galicję, podobnie jak kilka lat wcześniej Królestwo Kongresowe, ogarnęła „gorączka brazylijska”[1]. Mieszkańcy wsi sprzedawali cały swój dobytek i ruszali do Hamburga, Bremy, Genui lub Triestu, by następnie przeprawić się przez Atlantyk do ziemi obiecanej – Brazylii. Nadzieja, którą się kierowali, miała dość oczywisty przedmiot. Rząd brazylijski po zniesieniu niewolnictwa w 1888 roku usiłował uzupełnić braki w sile roboczej i zaprosić do osiedlania się albo zatrudniania na plantacjach migrantów z Europy. Zainteresowanym oferowano bezpłatne bilety na statek do São Paulo i pomoc na początku życia na nowym kontynencie. Galicyjscy chłopi, trapieni nędzą i żyjący w obliczu bliższego lub dalszego, ale stałego zagrożenia głodem, w swoich wsiach nie mieli dużo do stracenia. Wyjeżdżali więc całymi rodzinami, zachęcając następnie w listach sąsiadów i krewnych, aby poszli w ich ślady[2].

Oczywiście „gorączka brazylijska”, choć spektakularna, nie wyczerpywała całej różnorodności XIX-wiecznej chłopskiej migracji. O ile do pierwszej wojny światowej do Ameryki Południowej wyjechało łącznie 110 tysięcy włościan z ziem polskich, o tyle do Stanów Zjednoczonych przeniosło się ich prawie 2 miliony (Mazurek 2006, 30–31). W latach 1895–1896 migracja z Galicji do Brazylii osiągnęła jednak niespotykany wcześniej poziom 17–25 tys. osób i była większa niż ta do Stanów Zjednoczonych (Pilch 1984, 267). To właśnie ona stała się też tematem licznych dzieł literackich (autorstwa pisarzy takich jak Maria Konopnicka czy Adolf Dygasiński) i przyczyniła się do rozpoczęcia dyskusji na temat znaczenia migracji mas chłopskich z podzielonej rozbiorami Polski do innych krajów oraz – szerzej – na temat samych tych mas.

W tym artykule chcę się skupić na znaczeniu, jakie migracji do Brazylii przypisywało środowisko narodowodemokratyczne, oraz na wpływie dyskusji na temat polskiego wychodźstwa do Ameryki Południowej na rozwój endecji i jej ideologii. Kształtowanie się ideologii narodowej demokracji postrzega się jako próbę udzielenia nowej odpowiedzi (wobec utraty wiary we wcześniejsze propozycje) na sytuację braku niepodległości Polski. Za najistotniejszą cechę narodowej demokracji jako nowoczesnej formacji politycznej podaje się jej „zwrot ku dyscyplinie”, ku wizji hierarchicznej, karnej wspólnoty organizowanej zgodnie z zasadą integralnego nacjonalizmu (Krzywiec 2009; Marzec 2014; 2016; Porter 1999; 2011). Autorzy zajmujący się tym tematem uznają, że splot czynników, które doprowadziły do tego zwrotu, stał się najbardziej ewidentny w latach 1905–1907, i że do tych czynników należały przede wszystkim masowe, rewolucyjne wystąpienia robotników, na które nowe myślenie endeckie miało stanowić reakcję. W moim artykule proponuję, by konstruując genealogię „zwrotu ku dyscyplinie”, sięgnąć do wydarzeń, które miały miejsce dziesięć lat wcześniej. W odpowiedzi na „gorączkę brazylijską” w dyskursie endecji zaczęły być wówczas dostrzegalne „światowe” ambicje: próby rozpoznania pozycji Polski w porządku globalnej gospodarki kapitalistycznej oraz próby wysondowania możliwości stanięcia do konkurencji o wpływy w zamorskich krainach. Nawet jeśli te ambicje nie zostały zwieńczone żadnym „kolonialnym” sukcesem, nawet jeśli przez samych endeków zostały w końcu odrzucone jako mrzonki, należy je według mnie uznać za wyraz kształtującej się ideologii endeckiej, która już na dziesięć lat przed rewolucją 1905 roku wykazywała nie tylko tendencję do dyscyplinowania spontanicznych działań mas chłopskich, ale też zastanawiającą (i paradoksalną) bliskość z zasadniczymi rysami dyskursu kolonialnego, ujmującego rzeczywistość jako grę o sumie zerowej i jako domenę podporządkowywania i wymuszania uległości.

Aby to udowodnić, poddam analizie przede wszystkim artykuły pierwszego rocznika Przeglądu Wszechpolskiego – założycielskiego pisma endeków, zaskakująco mocno związanego ze środowiskami „organizatorów” ludowej migracji do Brazylii, to znaczy lwowskich prawników, ekonomistów i działaczy usiłujących ująć ją w racjonalne ramy. Badając sposoby pisania o tej migracji, sposoby rozumienia przez redaktorów pisma terminu „kolonizacja” i poszukiwania przez nich korzystnego dla niej zastosowania, pokażę, jakie miejsce w rodzącym się światopoglądzie endeckim zaczęły zajmować chłopskie masy – przewidywany podmiot i jednocześnie, jak się okazało, przedmiot tej kolonizacji. Pozwoli mi to uchwycić kluczowe w ideologii narodowodemokratycznej pojęcie narodu jako żywego ciała, żywiołu, który ma zająć odpowiednie miejsce wśród innych ciał – żywiołów uczestniczących w walce o byt. Biorąc pod uwagę liczne zgrzyty, niespójności i niezgrabności w pisaniu o żywym ciele i duszy narodu, typowe dla języka pierwszych numerów Przeglądu Wszechpolskiego, zastanowię się nad samym procesem wykuwania się takiej politycznej wyobraźni.

Nędza Galicji

Najpierw jednak przenieśmy się do Galicji drugiej połowy XIX wieku. Transformacja demograficzna dokonała się tu późno i w swojej początkowej fazie nie ograniczyła rodności, utrzymując ją na poziomie typowym dla społeczeństw starego ładu demograficznego, przy stopniowej stabilizacji liczby zgonów (Zamorski 1991, 145–146). Narastającej nadwyżki ludności nie był w stanie zaabsorbować słabo rozwinięty przemysł, zaś wydajność rolnictwa pozostawała bardzo niska. Panujący w Galicji ekspulsywny model gospodarki (Pilch 1984, 9) objawiał się serią kryzysów, klęsk żywiołowych i wymuszonych przez nie fal migracji; pod koniec wieku szczególnie dawał się we znaki kryzys na rynku zboża (Assorodobraj-Kula i in. 1973). Obraz warunków życia galicyjskiej ludności wiejskiej oddał Stanisław Szczepanowski[3] w głośnej pracy Nędza Galicji w cyfrach (1888). Na podstawie danych z 1883 roku opisał wyniszczone ciało społeczne, którego komórki pierwotne, ciała pracujących – chłopów, są niewydajne, ponieważ za mało jedzą, zaś jedzą za mało, ponieważ ich praca jest niewydajna. „Każdy Galicyanin pracuje za ćwierć, a je za pół człowieka” – pisał Szczepanowski (1888, 22). Co prawda chłopi produkują tu zboże, fasolę, jaja, masło i inne produkty, jednak większość z tego idzie na sprzedaż w celu zapłacenia podatków (Szczepanowski 1888, 48). Ustalenia Szczepanowskiego potwierdzał Napoleon Cybulski w pracy poświęconej sposobom żywienia się ludu wiejskiego Galicji (1894), dochodząc do wniosku, że znaczna część populacji pozostaje w stanie permanentnego półgłodu (1894, 176): „W Złotnikach, p. Podhajce, przeważnie żyją barszczem i kartoflami naprzemian, rzadko używając nabiału, a także głuchą pokrzywą i lebiodą, w zimie zaś używają tych samych potraw tak w dnie zwykłe jak i postne” (Cybulski 1894, 52). Oczywistym efektem takiego stanu rzeczy była śmiertelność wyższa niż w innych krajach (Szczepanowski pisał o przeciętnej długości życia w Galicji 27 lat dla mężczyzn i 28,5 dla kobiet, podczas gdy w Anglii wynosiła ona wówczas 40 lat dla mężczyzn i 42 lata dla kobiet, nawet w Bengalu była ona korzystniejsza, jak donosił zszokowany Szczepanowski[4]), podatność na epidemie, niska zdatność do służby wojskowej, a także ogólna apatia, brak inicjatywy i sił potrzebnych do podejmowania przedsiębiorczych działań czy poprawy losu. Migracja chłopska, choć w tym kontekście przypominała wydobywanie się z bagna za własne włosy, zdawała się więc być po prostu racjonalnym sposobem zmiany życiowej sytuacji[5].

Nas jednak interesuje proponowany przez Szczepanowskiego sposób łączenia kwestii bytu narodu, kondycji gospodarstwa krajowego i mas głodujących chłopów. Kwestie te przedstawił jako współzależne, co pozwala mu twierdzić, że zajęcie się rozwojem całego gospodarstwa krajowego pozwoli uzyskać „rzetelną podstawę do działalności politycznej i spółecznej i stworzyć naród tam gdzie dotychczas tylko materyał na naród się znajduje” (Szczepanowski 1888, XIX). Ten materiał na naród to oczywiście wynędzniali chłopi. Nie staną się świadomymi obywatelami, uczestnikami życia społecznego, politycznego, a przede wszystkim gospodarczego, wymarzonymi przedsiębiorczymi jednostkami, bez wyjścia z błędnego koła braku wydajności i nędzy uniemożliwiającej tej wydajności poprawę. Jednocześnie społeczeństwo w wizjach Szczepanowskiego zaczyna przypominać nie tylko organizm, ze swoimi podstawowymi komórkami – pracującymi jednostkami ludzkimi, lecz wielkie przedsiębiorstwo, bogacące się oszczędnością i pracą, robiące pożytek z siły i energii jednostek, nie marnujące jej w nieracjonalny sposób. Masy głodujących galicyjskich chłopów są wciąż jeszcze tylko materiałem na naród, ten zaś, utożsamiany z dobrze prosperującym gospodarstwem, urzeczywistni się tylko, jeśli przestaniemy się godzić na zaniedbywanie podstawowych życiowych potrzeb warstw niższych. Szczepanowski proponuje odejście od tradycji traktowania tych warstw jako niewyczerpanych, wiecznych zasobów naturalnych – zgodnie z tą tradycją przyzwyczailiśmy się do myślenia, że, jak pisze z przekąsem, „Opatrzność przeznaczyła żaby dla bociana, siano dla wołu, bodiaki dla osła, tak ochłapy i wybiórki dla chłopa” (Szczepanowski 1888, 48). Sam proponuje zajęcie się każdą jednostką tak, aby mogła w pełni rozwinąć swoją produktywność. Dopóki ten cel nie zostanie osiągnięty, migracja będzie oczywistym wyborem dla tych, którzy sami będą chcieli poprawić swój los. Za granicą bowiem, w sprzyjających okolicznościach, „cenne zalety i ukryte przymioty [polskiego robotnika i chłopa], na których my się nie poznali”, zostaną odpowiednio docenione. „Amerykanin, Anglik lub Niemiec potrafi je odkryć, ocenić i użyć. Tylko w naszych własnych rękach jest on do niczego” (Szczepanowski 1888, 13).

Książka Szczepanowskiego zrobiła olbrzymie wrażenie na współczesnych. Jego propozycje odpowiedzi na nędzę mas chłopskich, mocno osadzone w etosie pracy organicznej i w liberalnym paradygmacie utożsamiającym życie ciała społecznego z życiem gospodarczym, nie były jednak jedynymi. Nie były to też jedyne propozycje skierowane na odnalezienie nowej użyteczności tych mas. W tym samym czasie, gdy galicyjskie wsie zaczęła trawić „gorączka brazylijska”, i gdy z drugiej strony coraz bardziej na znaczeniu zyskiwał ruch ludowy, nadający pozostałym w kraju chłopom polityczną podmiotowość, swoją propozycję wysunął krystalizujący się właśnie ruch narodowodemokratyczny. Propozycja ta stanowiła nowatorskie przekształcenie liberalnego organicyzmu, a zarazem odpowiedź na trapiące współczesnych pytanie: czy masowa migracja chłopska to niebezpieczeństwo dla Polski? Kto na niej traci, a kto może na niej zyskać?

Racjonalna kolonizacja w duchu narodowym

Migracja mas chłopskich do Brazylii była dla polskiego społeczeństwa zaskoczeniem. Wyglądało na to, że odbywa się ona spontanicznie, bez udziału jakichkolwiek instytucji poza agentami migracyjnymi, których złowroga rola była jednak, jak dowodzi Michał Starczewski (2012b), zdecydowanie wyolbrzymiana. Jednocześnie niewiele było na ziemiach polskich osób, które wiedziałyby cokolwiek o sytuacji w Brazylii. Nieliczne grono zawiązało kontakty w Galicji. W 1889 roku, na II Zjeździe Prawników i Ekonomistów Polskich we Lwowie, podróżnik, ekonomista i członek Ligi Polskiej, a potem Narodowej, Stanisław Kłobukowski wystąpił z postulatem otoczenia migrującego za ocean ludu opieką, której celem byłoby nie tyle wspomaganie jego rozwoju materialnego, ile „przeszczepienie naszej narodowości na drugą półkulę” (Drugi Zjazd... 1891, 239). Sposobem na osiągnięcie tego celu miałoby być zakładanie kolonii, to znaczy skupisk polskich wychodźców – unikając rozproszenia, łatwiej byłoby tę narodowość pielęgnować. Zjazd postanowił powołać komisję (zostali do niej wybrani Stanisław Kłobukowski, Józef Kleczyński, Stanisław Szczepanowski, Józef Mączewski i Alfons Parczewski; Drugi Zjazd... 1891, 252), mającą zbadać kwestię migracji polskiego ludu i przedstawić wnioski na kolejnym spotkaniu prawników i ekonomistów. Na trzecim Zjeździe, w Poznaniu w 1893 roku, komisja mogła się pochwalić nie tylko wnioskami z kwestionariuszy wypełnianych we wsiach, z których chłopstwo migrowało, i w miejscowościach, do których migrowało, ale też informacją o założeniu we Lwowie w 1892 roku pisma Przegląd Emigracyjny. Celem tego pisma miało być promowanie łączności ekonomicznej z wychodźstwem z ziem polskich i rozpowszechnianie informacji potrzebnych do podjęcia racjonalnej decyzji o wyjeździe.

Wiktor Ungar, lwowski adwokat, również członek Ligi Narodowej i redaktor Przeglądu Emigracyjnego, w swoim referacie poświęconym owej łączności definiował ją jako obronę przed wynarodowieniem: będzie ona możliwa wtedy, gdy „połączyć zdołamy kolonie nasze z metropolią węzłami materyalnemi i ogół dostrzeże, że wzajemna łączność przynieść może nie tylko duchowe korzyści” (Ungar 1894, 191). W tym samym referacie Ungar przedstawił ideał „Większej Polski, tj. kulturalnego związku wszystkich społeczeństw polskich bez względu na przynależność państwową” (Ungar 1894, 191), co miało być prefiguracją idei wszechpolskiej i odpowiednikiem imperialnej idei Greater Britain (sic!). Kłobukowski i Ungar zapowiedzieli również założenie Towarzystwa Handlowo-Geograficznego, które miałoby dbać o utrzymanie łączności ekonomicznej z wychodźstwem. Zostało ono rzeczywiście powołane w 1894 roku, a Przegląd Emigracyjny został jego organem prasowym (Skrzypek 1966, 105; Przegląd Emigracyjny nr 8 z 15 IV 1894). W styczniu 1895 roku dwutygodnik został przemianowany na Przegląd Wszechpolski na znak skojarzenia idei łączności z wychodźstwem z ideą wszechpolską. 15 marca 1895 roku w Przeglądzie Wszechpolskim ukazał się pierwszy artykuł Romana Dmowskiego[6], który właśnie w tym czasie zamieszkał we Lwowie, a 15 lipca Dmowski objął nie tylko redakcję pisma (choć formalnie jako redaktor podpisywał się wciąż Ungar), ale też pisanie (pod różnymi pseudonimami) większości artykułów. Jako dodatek do Przeglądu Wszechpolskiego od lipca zaczął być wydawany Przewodnik Handlowo-Geograficzny, który przejął bardziej prozaiczną tematykę nawiązywania relacji gospodarczych, Przegląd zaś koncentrował się na idei wszechpolskiej, jednoczącej wszystkie części polskiego ciała i duszy, czy to pod zaborami, czy to na wychodźstwie. Kronikę wydarzeń w „polskich koloniach” można było znaleźć i w jednym, i w drugim piśmie, choć naświetlały one nieco inne ich aspekty (por. Garlicki 1966; Skrzypek 1966; Jakubowska 1988)[7].

Analiza treści przejściowego rocznika Przeglądu Wszechpolskiego może być interesująca z wielu względów. Umożliwia ona rekonstrukcję krystalizacji profilu ideowego wczesnej endecji i odtworzenie historii ważnych dla niej pojęć, takich jak kolonizacja, żywioł, ciało narodu czy eksterminacja. To oczywiście wciąż pojęcia w procesie: w ich użyciu widać wpływy różnych paradygmatów, także tych tracących na znaczeniu, jak chociażby romantyczny mesjanizm. Z całą pewnością znaczącą cezurą było pojawienie się w redakcji Dmowskiego, który uporządkował pismo, nadał mu jednolity charakter ideowy i je sprofesjonalizował. To nie on jednak (a przynajmniej nie on bezpośrednio) stał za pomysłem przemianowania pisma na Przegląd Wszechpolski i uczynienia z idei wszechpolskiej najważniejszej myśli określającej misję dwutygodnika. Przeniósłszy się do Lwowa, Dmowski dołączył do środowiska, które zdążyło już zaproponować nowe podejście do kwestii zagospodarowania ludowych mas, i zaczął je współkształtować. Choć później drogi głównego nurtu endecji z tym środowiskiem częściowo się rozeszły, narodowa demokracja wyciągnęła z lwowskiego spotkania ważne wnioski, dotyczące i kwestii mas, i kolonizacji.

Słownik kolonizacji

W ujęciu autorów Przeglądu Wszechpolskiego kolonizacja była synonimem osiedlania się na odległych, niezaludnionych terenach, przez nadwyżkę ludności, dla której nie wystarcza miejsc albo zasobów w kraju pochodzenia. W swoim podstawowym zastosowaniu pojęcie to miało niewiele wspólnego z ekspansją, a zupełnie nic – z misjami militarnymi i imperialnymi marzeniami. Gdy autorzy Przeglądu opisywali wyprawy kolejnych rodzin, które ruszały transzami ze Lwowa pod opieką działaczy Towarzystwa św. Rafała i Towarzystwa Handlowo-Geograficznego, a także, gdy zamieszczali korespondencje nadsyłane przez samych migrantów, czytelnicy mogli sobie wyobrazić rzesze biedaków z dziećmi i tobołami, wyruszających w poszukiwaniu chleba i wolności i w nowym kraju odnajdujących się jako rolnicy albo rzemieślnicy, dorabiających się powoli i żyjących skromnie, ale już bez widma śmierci głodowej, próbujących także organizować swoje życie społeczne, religijne i kulturalne (por. Assorodobraj-Kula i in. 1973; Groniowski 1972; Pilch 1984). Im bardziej jednak opisom polskich kolonii towarzyszyły próby interpretacji zjawiska, tym bardziej polska kolonizacja nabierała dalekosiężnych znaczeń, pomoc zaś wychodźcom stawała się misją – planem „racjonalnej kolonizacji w duchu narodowym” (por. Starczewski 2010)[8]. W jednym ze swoich pierwszych artykułów napisał o tym Dmowski:

zrozumiawszy, że pewna cyfra wychodztwa rocznego jest koniecznością, wywołaną przez warunki ekonomiczne, zaczęto myśleć nad tem, żeby tę ludność, opuszczającą kraj ojczysty, ocalić za morzem dla narodu, żeby wychodztwo nie było stratą sił narodowych, ale ich mnożeniem przez pozyskanie dla kultury i myśli polskiej nowych terytoryów. Stanęło przed oczyma społeczeństwa zadanie skupienia wychodztwa na pewnych terytoriach, w zwartych koloniach, wszelki bowiem rozproszony śród obcych żywioł skazany jest na zagładę (Skr. [Dmowski], PW 1895, 8, 114).

Praktyczne wyzwania związane z tworzeniem zwartych skupisk były przedmiotem licznych sporów. Czy lepiej, żeby wychodźcy osiedlali się w stanie Santa Catarina, czy w Kurytybie w stanie Paraná? Czy lepiej, żeby pracowali na roli, zatrudniali się w miastach, czy żeby zakładali „wendy” (ale niech, broń Boże, nie pracują na plantacjach!)? To jednak, że wychodźcy powinni tworzyć skupiska, a więc polskie kolonie, było dla wszystkich oczywiste.

Skąd wynikała ta oczywistość? Stało za nią przekonanie o nieuchronności i naturalności zarówno kapitalizmu, jak i kolonizacji, którą określono jako „prawo rozwoju cywilizacyjnego narodów” (b.a., PW 1895, 22/23, 344). W walce o byt, która działa nie tylko w przyrodzie i w życiu gospodarczym, ale też wśród narodów, oczywiste jest, że będą one się starały prowadzić ekspansję, czy będzie ona wynikała z „prawa ludnościowego” (tzn. prawa Malthusa, „większej siły rozrodczej naszego plemienia, niż wytwarzającej się dla niego w kraju dostatecznej ilości środków do życia”; Oksza, PW 1895, 9, 130), czy z chęci podbijania nowych lądów dla zwiększenia swojej potęgi. Jeśli naród jest żywy, ekspansja jest jego naturalnym zachowaniem, czymś w rodzaju instynktu samozachowawczego. Narody, które takiego instynktu nie mają, zginą wśród narodów weń wyposażonych, ulegną bowiem ich dążeniom ekspansyjnym: walce o terytoria, wpływy, zasoby i przewagę liczebną. Jeśli więc naród polski chce istnieć (a w przyszłości także odzyskać swoje państwo), musi przystąpić do tej walki, czy to usiłując „odwojować kresy [tzn. Śląsk] dla idei narodowości polskiej” (Skr. [Dmowski], PW 1895, 8, 114), czy to opierając się germanizacji i rusyfikacji i wzmacniając polskość dawnych ziem polskich, czy to zajmując się kwestią wychodźstwa i kolonizacji – np. Brazylii.

W artykułach Przeglądu Wszechpolskiego rzuca się w oczy bardzo wyraźnie koncentracja na kwestii żywotności plemion, ludów i narodów. To właśnie żywotność, rozumiana jako zdolność do prowadzenia ekspansji w swoim własnym imieniu i na swoją korzyść, jest najważniejszą cechą każdej jednostki – organizmu, człowieka czy narodu. Ta żywotność ma większe znaczenie niż poziom cywilizacyjny, kulturalny, siła militarna albo gospodarcza. Jest nawet ważniejsza od posiadania własnego państwa. Doskonale to widać w artykule, w którym Dmowski dyskutuje z Maksem Weberem (sic!). Niemiecki socjolog na wykładzie we Fryburgu stwierdził, że Polacy mnożą się bardziej niż Niemcy, bo są na niższym poziomie umysłowym i kulturalnym. Przyznając mu rację, Dmowski zupełnie inaczej ocenia to zjawisko, twierdzi bowiem, że właśnie stąd płynie siła polskiego ludu:

Jest nasz lud niższy od niemieckiego kulturalnie i to pod pewnymi względami w naszych ciężkich warunkach życia stanowi siłę społeczną. Temu właśnie że przy byle jakiem pożywieniu może on wykonywać ciężką pracę, żyć i rozmnażać się, zawdzięczamy nieznaną w innych krajach gęstość zaludnienia Galicyi, zwłaszcza zachodniej, przy ograniczeniu produkcyi krajowej do jednego prawie rolnictwa; stąd pochodzi w znacznym stopniu szybsze mnożenie się polaków w porównaniu z niemcami w zaborze pruskim, zarówno jak niesłychana obfitość dzieci w rodzinach polskich w Stanach Zjednoczonych Ameryki północnej; czem innem wreszcie wytłómaczyć nie można tego, że gdzieś tam w odwiecznych lasach brazylijskich, śród dzikiej przyrody, wobec której bezsilny jest niemiec, włoch lub portugalczyk, nasz mazur osiada, las powoli wycina i karczuje zdobywając coraz więcej ziemi pod zasiew i w końcu rozwija kwitnącą kolonię. Niebywała skromność potrzeb, a jednocześnie zdolność do pracy, wytrwałość, wreszcie ogólna żywotność ustroju, oto siła, którą chłop polski robi podboje. Jest on, jak owa zwyczajna trawa, która na najlichszym gruncie rozrasta się, zdeptana najbardziej, podnosi się, a z korzeniami wyrwać jej nie podobna... [...] Nasza niższość w porównaniu z Niemcami jest tylko względna. Jest to niższość kultury, i wiele faktów wskazuje, że nie łączy się ona z niższością rasową, że przy wzroście kultury lud nasz nietylko dorównywa Niemcom, ale pod wielu względami może ich prześcignąć (Żagiewski [Dmowski], PW 1895, 16, 251–252).

Żywotność to nie tylko uparte rozrastanie się, to także walka. Takie przekonanie pozwala Przeglądowi skomentować dyskusję między pismem Gegenwart a Dziennikiem Poznańskim. Pismo niemieckie przekonuje, że naturalne jest poszukiwanie nowego miejsca dla swojej nadwyżki ludnościowej, czy przez zabieranie ziemi, czy przez pokojowe wysyłanie ludzi i kolonizację miejsc mniej zaludnionych – to prawo natury, zjawisko, które świadczy o zdrowiu wewnętrznym. Dziennik Poznański bulwersuje się, twierdząc, że takie stawianie sprawy to opiewanie prawa silniejszego, tymczasem natura dba o równowagę, na wszelki wypadek dodaje jednak, że sami możemy być spokojni, bo naród polski jest żywotny i płodny. Komentarz Przeglądu Wszechpolskiego jest dobitny: nam nie wystarczy spokój i wiara w naturalną równowagę, żywotność i płodność. „Zależnie od tego, jakie będzie nasze zachowanie się wobec napastujących wrogów, będziemy w przyszłości narodem albo... «narodkiem». Niedość, żebyśmy przetrwali – trzeba walczyć, ażeby nic ze swej liczby nie stracić na rzecz wrogów” (b.a., PW 1895, 14, 227).

Żywotność staje się najważniejszą oznaką, przyczyną i skutkiem patriotyzmu. Jak twierdzi Dmowski,

piastunkami uczuć patryotycznych oraz idei bezwzględnego oporu przeciw wrogom zewnętrznym są zawsze warstwy społeczne, posiadające największą żywotność, grające najważniejszą rolę w życiu społeczeństwa i czujące się silnemi nawewnątrz. Te zaś klasy, które tracą w społeczeństwie znaczenie, które zmuszone są patrzeć, jak wpływ ich z dnia na dzień upada, które czują się nawewnątrz coraz słabszemi, te klasy szukają oparcia nazewnątrz, gotowe sprzymierzać się nawet z wrogiem narodu, aby podtrzymać swoje upadające znaczenie (Żagiewski [Dmowski], PW 1895, 15, 234).

Patriotyzm cechuje więc tylko tych najżywotniejszych, a żywotne są tylko te jednostki, które są pobudzane duchem narodowym. Patriotyzm jest więc tożsamy z żywotnością, dbaniem o życie narodu i jego ciała i z walką o należne mu miejsce.

Dla języka Przeglądu Wszechpolskiego typowe jest wyjątkowo często posługiwanie sie sformułowaniem „żywioł". Słowem tym określane są masy: „żywioł polski”, „żywioł rusiński”, „żywioł obcy” itd. Ma to być synonim słowa „element”, określenie mas ludności, ale przez skojarzenie z siłami natury podkreślony jest najważniejszy aspekt opisywanej rzeczy, to znaczy fakt, że jest ona żywa. Jest żywym ciałem między innymi żywymi ciałami; relacje między nimi są relacjami ze świata przyrody postrzeganej jako domena walki i ścierania się organizmów.

Żywioł to jednak masa ludzka niekoniecznie świadoma własnego ducha. Taką może się stać naród, łączący swoje narodowe ciało z narodową duszą. Już w pierwszych numerach Przeglądu Wszechpolskiego widoczne było ujmowanie narodu (polskiego) jako takiego połączenia. W numerze 5 (a więc przed pojawieniem się w redakcji Dmowskiego) pismo cytowało wybrane wpisy z księgi pamiątkowej wystawionej w pawilonie polsko-amerykańskim w czasie wielkiej lwowskiej wystawy prezentującej polskie osiągnięcia gospodarcze. Być może omyłkowo, ale aż dwukrotnie zacytowano wpis z życzeniami dla Polonii: „Zdobywajcie pieniądze – a nie traćcie duszy, to stworzycie potężne ciało dla przyszłości narodu” (b.a., PW 1895, 5, 74, powtórzone na s. 75). Tu widać, że funkcję zaopatrzyciela w składniki odżywcze ciała narodu pełni gospodarka i życie ekonomiczne. Od czasu objęcia redakcji przez Dmowskiego takie bezpośrednie i dosadne porównania stawały się jednak rzadkością; mowa była o narodzie jako organizmie ze swoimi specyficznymi dążeniami i rozwijającego się jak żywa istota, ale w o wiele większym stopniu zależnym od kondycji swojej duszy:

Naród nasz stracił to, co miał najdroższego – wolność. Tracąc ją, został zepchnięty z drogi naturalnego rozwoju sił i samoistnego postępu cywilizacyjnego. Ale wobec upadku Rzeczypospolitej w narodzie zdrowym, niezepsutym i pełnym sił do życia powstała idea, która stała się jego duszą, celem wysiłków jego najszlachetniejszych obywateli. To idea niepodległości (b.a., PW 1895, 19, 293).

Kondycja duszy tego ciała narodowego, zdrowego przecież i pełnego żywotności, okazuje się więc ważniejsza niż bardziej przyziemne, cielesne potrzeby, których zaspokajanie oddelegowano tymczasem do Przewodnika Handlowo-Geograficznego. To ona decyduje również o stanie całości – czego rozbiór Polski może być najlepszym przykładem:

Jesteśmy rozczłonkowani...

Uderzając się w piersi, musimy się przyznać do tego i przypisać sobie samym wielką część winy... Narodowi naszemu nie brakowało zdolności twórczej w wielu kierunkach, nie brakowało męstwa i chęci poświęcania się, nie brakowało sił żywiołowych, które są podstawą wszystkiego, na których wszelki plan działania opierać się musi. Ale zawsze cierpieliśmy na brak myśli politycznej, i im trudniejsza była chwila, im bardziej wikłały się warunki naszego życia, tem bardziej się ten brak uwydatniał... Nigdy zaś pewnie nie byliśmy tak pogrążeni w odmęcie różnego rodzaju zagadnień, jak w chwili dzisiejszej. To nas w części z naszego bezplanowego postępowania usprawiedliwia (Żagiewski [Dmowski], PW 1895, 19, 299–300).

Artykuły Przeglądu Wszechpolskiego, szczególnie po przejęciu redakcji przez Dmowskiego, dowodzą przekroczenia organicystycznych wizji, w których przedstawianie społeczeństwa jako organizmu było po prostu metaforą. Tu wybija się przekonanie o rzeczywistym, cielesnym istnieniu całego narodu. W Przeglądzie nie ma mowy o żywieniu galicyjskiego chłopa i związanej z tym jego wydajności. Nie ma mowy o ciałach konkretnych ludzi. Tematem staje się ciało żywe[9] przekraczające ciała poszczególnych członków społeczeństwa, ciało, którego najważniejszym przymiotem jest nieustanny ruch, żywotność, ekspansja, albo przeciwnie, może to być ciało zaatakowane przez pasożyty, martwa masa, której już nie porusza duch narodowy. To polskie ciało walczy o swoje miejsce między innymi ciałami, bo takie są prawa natury, ekonomii i polityki. Rozbiory są skandalem, ponieważ rozczłonkowują geograficzne miejsce tego ciała; tak samo skandalem jest podbijanie wewnętrznych antagonizmów między Polakami, np. klasowych. To wszystko narusza integralność polskiego ciała.

Polskie ciało żywe powinno być silne i odporne, jak zdrowy organizm, który jest w stanie oprzeć się pasożytom. Najlepszym wskaźnikiem takiej odporności jest kondycja (w danym miejscu, np. pod konkretnym zaborem) społeczności żydowskiej, też traktowanej jako ciało zbiorowe, ale właśnie pasożytujące na ciele polskim. W artykule poświęconym stosunkom demograficznym w Litwie i wyjątkowemu przyrostowi tam ludności żydowskiej, Dmowski przekonuje, że

żydzi, żyjący z miejscowej ludności, muszą coraz więcej ją wyzyskiwać, żeby istnieć w coraz większej liczbie. Ludność żydowska jest niezaprzeczenie pasorzytem na ciele społecznem tego kraju, który zamieszkuje. Ale w tym właśnie jej charakterze szukać należy objaśnienia rozpatrywanego zjawiska. Ciało zdrowe, silne, którego wszelkie czynności odbywają się normalnie według wskazanego przez prawa przyrody porządku, jest najmniej odpowiedniem podścieliskiem dla rozwoju pasorzytów. Przykładem tego W. Ks. Poznańskie, w którem rozwój kulturalny klas ludowych i za niem idące usamodzielnienie ekonomiczne, dalej się posunęło, niż w jakiejkolwiek innej części Polski, i w którem procent ludności żydowskiej z roku na rok maleje. Tam, gdzie ludność miejscowa ma swobodę poruszania się, gdzie rozwija samodzielną czynność gospodarczo-społeczną, łączy się w stowarzyszenia dla celów ekonomicznych, gdzie się racyonalnie organizuje przemysł i handel, tam pasorzytnicza masa żydowska nie wiele ma do roboty i musi powoli ustępować (Skrzycki [Dmowski], PW 1895, 10, 147).

W Kongresówce liczba Żydów się nie zmienia, bo osiągnięty został stan równowagi – „społeczeństwo rozwija w dostatecznym stopniu czynności życiowe, ażeby szybszy rozwój pasorzyta powstrzymać, choć nie dość silny, ażeby go zmusić do cofania się” (Skrzycki [Dmowski], PW 1895, 10, 147).

Tymczasem w Litwie, na skutek działań rosyjskich wymierzonych w Polaków,

jedyny społecznie czynny pierwiastek w kraju, żywioł polski, który niósł ludności miejscowej oświatę i postęp na wszelkich polach, legł skrępowany, bezwładny... Kwitnące do niedawna społeczeństwo zamieniło się w nieruchomą masę, zatrzymało się w rozwoju, bo ci co mieli dość siły niszczącej, by żywioł polski ubezwładnić, nie mieli dość budującej, by go w pracy społecznej zastąpić. Na zdrowem, silnem niegdyś ciele porosła pleśń, wybujał pasorzyt – piękna Litwa zamieniła się w królestwo żydowskie!... Dla żywiołu istniejącego wyzyskiem, znajdującego najobfitszy pokarm tam, gdzie panuje nędza i ciemnota, nie potrzebującego żadnych swobód, bo robota niszcząca, gospodarstwo rabunkowe bez nich się obchodzi, nie można sobie wyobrazić większego raju, jak ta nieszczęsna Litwa (Skrzycki [Dmowski], PW 1895, 10, 147).

O tym, jak bardzo pojęcie ciała narodowego nie odnosi się do ciał poszczególnych ludzi, najlepiej świadczy specyficzny sposób użycia przez pismo słowa „eksterminacja”. Nie oznacza ona np. śmierci milionów ludzi zaprowadzonej za pomocą zaplanowanej i zorganizowanej machiny śmierci. W przypadku eksterminacji w rozumieniu Przeglądu Wszechpolskiego może się zdarzyć, że w ogóle nikt nie zginie. Zaatakowane zostanie za to ciało narodu. Do tego właśnie sprowadza się i rusyfikacja, i germanizacja. O planach zaliczenia „etnograficznych Polaków” (a więc mówiących po polsku) prawosławnych ex-unitów z guberni chełmskiej do narodowości rosyjskiej, a następnie odłączenia tej guberni od Królestwa Przegląd pisze: „Oddzielenie więc tych ziem [...] będzie także [...] wielkim krokiem na drodze do eksterminacyi żywiołu polskiego” (b.a., PW 1895, 13, 205). O tym, na czym konkretnie polega taka eksterminacja, pisze Zdzisław Dębicki: „cała [...] polityka rosyjska względem nas, przy ciągłym wzmacnianiu środków, zmierza do jak największego zubożenia nas pod względem liczebnym, materyalnym i duchowym, a zarazem jak największego wzbogacenia siebie naszym kosztem” (b.a. [Dębicki], PW 1895, 22/23, 343). „Rosya dąży do zabicia nas pod względem narodowym” (b.a. [Dębicki], PW 1895, 22/23, 344). Podobnie jest w przypadku germanizacji: „rząd pruski [...] ziemie zaboru pruskiego traktuje tak, jak prowincye niemieckie [a więc nie najważniejsze, centralne], z tą tylko różnicą, że prowadzi w nich politykę eksterminacyjną względem żywiołu polskiego” (b.a., PW 1895, 21, 328).

Co ważne, nie chodziło tu tylko o liczby, lecz również o jakość mas – migrujących lub pozostających na miejscu, przyznających się do tej lub innej religii, zajmujących określoną pozycję klasową, na różne sposoby znaczącą dla przetrwania narodu. Wszystkie te czynniki w artykułach Przeglądu Wszechpolskiego stawały się elementami złożonej strategii zwiększającej lub zmniejszającej szanse Polaków na zajęcie miejsca wśród rywalizujących narodów. Dlatego na przykład redaktorzy Przeglądu inaczej oceniali migrację Polaków na wschód i na zachód. Na wschód, to znaczy w głąb Rosji, przenosili się głównie przedstawiciele inteligencji, którzy w Królestwie nie mogli znaleźć zadowalającego miejsca pracy; ich wyjazd był uznawany za stratę dla ojczyzny, bo zubażał ją o cenne zasoby, zaś na obczyźnie tacy migranci „martwieją i wyrodnieją pod wpływem otoczenia i giną raz na zawsze dla sprawy narodowej” (Zd. Wł. [Dębicki], PW 1895, 20, 310). Na łamach Przeglądu nie znalazło jednak wyrazu przekonanie, że wyjazd z Galicji (czy z innych ziem Polski) mas ludowych, które migrowały na zachód, jest jakąkolwiek stratą: czy to ekonomiczną (z powodu straty nadwyżki rąk do pracy – pogląd popularny wśród fabrykantów i właścicieli wielkich posiadłości ziemskich), czy to demograficzną (przez niekorzystną dla Polaków zmianę w strukturze narodowościowej danego terytorium). Zupełnie jakby te masy stanowiły niewyczerpane, nieskończenie żywotne, wiecznie odnawiające się źródło, albo jakby pozbycie się ich nadwyżki z Galicji było podwójną korzyścią: po pierwsze usuwało rzesze „zbędnych” i przez to potencjalnie niebezpiecznych ludzi, po drugie zaś otwierało perspektywę na polską kolonizację za oceanem.

Ani razu w 1895 roku nie pojawiło się też na łamach pisma nawoływanie do modelowania składu etnicznego grup wychodźców poddających się „gorączce brazylijskiej". Wiadomo, że z Galicji wyjeżdżali także Żydzi – i galicyjscy, i rosyjscy, których droga na zachód prowadziła przez granicę w Brodach i dalej na południowy zachód[10]. Ich odpływ nie został jednak odnotowany przez Przegląd Wszechpolski jako ważny w rywalizacji o odgrywanie wiodącej roli na ziemiach polskich. Rywalizacja miała raczej polegać na zwiększaniu „jakości” polskich mieszkańców: ich żywotności, narodowego uświadomienia i – last but not least – przedsiębiorczości ekonomicznej (stąd np. apele o wspieranie polskich kupców i właścicieli ziemskich, zakładanie „chrześcijańskich” sklepików kółek rolniczych – to tu najwyraźniej zaznaczała się konieczność konkurowania z Żydami, ale też z Niemcami). Dla rywalizacji gospodarczej w opinii redaktorów Przeglądu Wszechpolskiego nie miała znaczenia sama liczebność polskiej masy, ale jej żywotność, kondycja polskiego zbiorowego ciała.

Czym się żywi ciało narodu? W pierwszych numerach Przeglądu, redagowanych przez członków Polskiego Towarzystwa Handlowo-Geograficznego, było to oczywiste: żywi się sprawnie działającym przemysłem, silną gospodarką, mocnymi więziami handlowymi między „swoimi” – Polakami w starym kraju i w rozproszeniu – kupującymi „u swoich". Oczywiście, ponieważ nie chodziło już o konkretnych ludzi, pożywieniem nie mogły być produkty wytwarzane przez te instytucje, tylko one same. To one bowiem sprawiały, że ciało narodu „rosło” i zajmowało poważniejsze miejsce w światowym obiegu gospodarczym. Nie było więc mowy o jajach, fasoli, zbożu, które mogliby jeść wychodźcy z Galicji, ale o pszenicy, yerba mate, kukurydzy, które zaczęli uprawiać i sprzedawać w swoich „wendach” w Brazylii, i o płótnie, mydle i dewocjonaliach (tak!), które przedsiębiorcy z Galicji mogliby tam eksportować. Artykuły poświęcone tym kwestiom obfitowały jednak w liczne zgrzyty i niezgrabności, kiedy w jednym zdaniu próbowano łączyć sacrum zabiegania o przetrwanie ducha narodowego i profanum starań o gospodarcze zyski. Po podniosłych tyradach na temat walki o polskość Cieszyna i o założenie w nim polskiego gimnazjum, dzięki któremu wytworzy się tam inteligencja, Stanisław Kłobukowski dodawał:

Przegląd Wszechpolski postara się obznajmić czytelników swych o dość zajmujących wewnętrznych sprawach tej krainy. Na razie zwraca uwagę na pożyteczność prowadzenia korespondencyi polskiej z firmami tamtejszymi, eksportującemi mnóstwo artykułów do Galicyi. Zmuszać je należy do tego, choćby zagrożeniem, że owe towary sprowadzi się skądinąd. Przez takie postępowanie stwarza się posady dla polaków w zakładach niemieckich i wzmacnia się inteligentny żywioł polski, którego tam jest brak wielki! (Kłobukowski, PW 1895, 1, 11).

Po dywagacjach na temat Polaków we wschodniej Syberii, na temat ich możliwego wynarodowienia i trudności związanych z ekspansją poza granice żywiołu polskiego, pojawia się puenta: „Jednakże i te efemeryczne kolonie mogłyby spełnić bardzo ważną i pożyteczną rolę w rozszerzaniu naszego przemysłu i handlu” (C., PW 1895, 5, 71).

Po objęciu redakcji przez Dmowskiego wszystkie takie niezgrabności i zgrzyty zniknęły. Nie wynikało to tylko z większej sprawności retorycznej twórcy narodowej demokracji. (Choć oczywiście nie było to bez znaczenia). Przekonując o konieczności podtrzymywania więzi z Polonią w obu Amerykach, Przegląd pisał o obowiązkach kolonii amerykańskich względem ojczyzny. Konkretne, przyziemne aspekty wypełniania tych obowiązków zostawił jednak innym: donosząc o współpracy Związku Wychodźstwa Polskiego w Rapperswilu ze Związkiem Narodowym Polskim w Stanach Zjednoczonych, wspominał o „praktycznych Amerykanach” (tzn. o polskich wychodźcach w Ameryce Północnej), którzy sami dobrowolnie wpłacają składki na Skarb Narodowy (a więc Przegląd Wszechpolski już o tym tylko donosi, nie musi w tej sprawie agitować), a także o tym, że sprawą nawiązywania kontaktów handlowych z Ameryką Południową zajmie się Towarzystwo Handlowo-Geograficzne i Stanisław Kłobukowski, który właśnie wyruszył na wyprawę do Brazylii (b.a., PW 21, 329). Widzimy więc, że kwestia karmienia ciała narodu weszła już na inny, bardziej wyrafinowany i dystyngowany poziom. Sam Dmowski zajął się pożywieniem innego rodzaju: strawą duchową. Jako najważniejszy produkt żywiący narodowe ciało i krążący w jego obiegu ekonomicznym i duchowym wymienił prasę i książkę (por. Skrzycki [Dmowski], PW 1895, 11, 161–163; I.Ż. [Dmowski], PW 1895, 17, 262–264; I.Ż. [Dmowski], PW 1895, 20, 311–312). Kupowanie i konsumowanie polskich książek i czasopism przedstawiał jako obywatelski obowiązek, którego wypełnianie jest bezpośrednio związane z istnieniem żywiołu polskiego: „Usuwając ze stanowiska Polaka, usuwa się jednocześnie gazetę polską, książkę polską [,] z przychodzącym na jego miejsce Rosyaninem wprowadza się słowo drukowane rosyjskie” (Skrzycki [Dmowski], PW 1895, 11, 162). Ten związek ma charakter sprzężenia zwrotnego, na poziomie całego społeczeństwa i poszczególnych jego warstw. Z jednej strony charakter wydawanej w danym miejscu prasy świadczy o tym, która warstwa jest w niej najbardziej żywotna i w której najbardziej wzrasta oświata, z drugiej strony to przecież prasa oświeca i tchnie życie we wszystkie warstwy, napełniając je duchem narodowym. Z kolei prasa wszechpolska, pisana z perspektywy całego kraju, a nie poszczególnych zaborów i kolonii czy poszczególnych warstw/klas, jednoczy ducha narodu i nadaje mu uniwersalny, nie prowincjonalny charakter.

Od mas biedaków do narodu gotowego do kolonizacji

Widzimy więc, że w ciągu pierwszego roku swojego istnienia Przegląd Wszechpolski przebył długą drogę. Od opisu prób organizowania mas galicyjskich biedaków, porównywanych ze zgrozą do mieszkańców najbardziej zacofanych, skolonizowanych zakątków świata, mas gromadzących się nieraz bez żadnego przemyślanego planu w niemieckich i włoskich portach w oczekiwaniu na statek do ziemi obiecanej, biedaków głodnych, zagubionych i nieoświeconych – przeszliśmy do opisu mas, których istnienie dowodzi polskiej żywotności, mas stanowiących jedną z odnóg ciała narodu, prowadzącego ekspansję gospodarczą i narodową, narodu gotowego do prowadzenia kolonizacji. Jak to się stało? Jak taka sztuczka retoryczna była w ogóle możliwa?

Była możliwa, ponieważ stało za nią przekonanie, że masy ludowe można unarodowić i że paradoksalnie właśnie to dzieje się z nimi za oceanem. Chłopi z Galicji, nie zastanawiający się do tej pory nad swoją przynależnością narodową, świadomi tylko swojej tożsamości religijnej, w Brazylii i Stanach Zjednoczonych dowiadywali się, że są Polakami[11]. Z pewnością wynikało to z samych okoliczności: próbując nazwać i zrozumieć świat za oceanem nie mogli pominąć kwestii różnic etnicznych i narodowościowych, ponieważ to one najbardziej definiowały ich własną inność i obcość w nowym kraju (Starczewski 2012a). Ale doświadczali też czegoś więcej. Od samego początku, jeszcze w Galicji, kiedy gromadzili się, by zwartą grupą pod opieką Towarzystwa św. Rafała i działaczy Towarzystwa Handlowo-Geograficznego wyruszyć w drogę, wysłuchiwali całej serii mów i kazań w języku polskim i ruskim, nawołujących, by zachowali wiarę ojców, narodowość i łączność z krajem, byli też zapewniani, że będą utrzymywani w wierze i narodowości ojców przez swoich opiekunów: księży i działaczy (por. np. b.a., PW 1895, 9, 135– 136). I właśnie w trakcie tej podróży i urządzania się za granicą stawali się Polakami. W „polskich koloniach” uczyli się obchodzić polskie święta, np. rocznicę Konstytucji 3 maja, poznawali historię Polski i rozmaite wyznaczniki bycia Polakami, wspólnie z innymi wychodźcami składali się na polski kościół, szkołę i czytelnię (por. na temat emigrantów z Królestwa kongresowego z początku lat 90. XIX wieku Assorodobraj-Kula i in. 1973 – zawarte w tej pracy stwierdzenia można potraktować jako ważne również w przypadku galicyjskich chłopów z połowy lat 1890.; o życiu polskich migrantów w Brazylii na przełomie XIX i XX wieku – Groniowski 1972). „Unaradawianie” odbywało się częściowo z inicjatywy samych migrantów, a częściowo dzięki wysiłkom działaczy i księży. I zapewne przynosiło skutki. O Polakach w Ameryce Przegląd Wszechpolski pisał więc:

Że ta różnobarwna do niedawna rzesza staje przed nami zorganizowana i karna, pełna zaufania w swe siły i poczucie swojej godności; [...] że jej liczna dziatwa, której towarzyszy kapłan i zakonnica wbrew obawie jej wynarodowienia, z miłością i czcią uprawia mowę ojczystą w domu i szkole; dziełem to jest ludzi, których opatrzność tam posłała. [...] Więc cześć im i chwała! cześć prawym synom Polski, którzy na drugiej półkuli, idąc spokojnie i równo wszędzie i zawsze wiernie jej służą. Cześć niestrudzonym siewcom na jałowem i dzikiem nieraz polu, którym kmiotek galicyjski wróciwszy z Ameryki, zawdzięcza nieraz, że się tam poczuł i nauczył być Polakiem (Pawłowicz, PW 1895, 9, 133).

Skuteczność tego stawania się Polakiem zależała zapewne od prężności istniejących w danym kraju organizacji polonijnych. W Stanach Zjednoczonych działał m.in. wspomniany Związek Narodowy Polski i to właśnie z nim nawiązał współpracę Zygmunt Balicki, jeden z ojców–założycieli endecji, gdy jako delegat Związku Wychodźstwa Polskiego przyjechał do Ameryki Północnej (najważniejszym tematem poruszanym przez Balickiego było wspieranie przez amerykańską Polonię Skarbu Narodowego). O efektywności działań ZNP tak pisał Przegląd Wszechpolski: „Nieraz, przy pracy w kraju napotyka się człowieka, który wrócił z Ameryki i który tam pod wpływem Związku wyrobił się na myślącego, czynnego obywatela, i widzi się, jak dobroczynny znów wpływ ten człowiek wywiera na swe otoczenie” (b.a., PW 1895, 15, 230). W tym samym 1895 roku do Brazylii udał się Stanisław Kłobukowski; tu jednak działalność polskich stowarzyszeń dopiero była inicjowana (por. Groniowski 1972), Kłobukowski nie występował też jako wysłannik ZWP.

Odpowiedź na pytanie, na ile „unaradawianie” mas chłopskich okazywało się w Brazylii faktem, a na ile postulatem działaczy związanych z Przeglądem Wszechpolskim, nie jest przedmiotem tego artykułu. Bezsprzeczne jednak pozostaje to, że w wyobraźni politycznej wczesnych endeków pojawił się bardzo wyraźny obraz plastycznego, kolonizowalnego ludu. Nie ulega bowiem wątpliwości, że rzeczywistym przedmiotem kolonizacji prowadzonej na półkuli zachodniej miał się stać lud – jeszcze nie polski, ale dający nadzieję na takie urobienie, by stał się polskim – „z gustów, opinii, moralności i intelektu” (Macaulay 1835). Nie odnosząc się więc do kwestii, na ile zrealizowanie tego celu pozostawało w sferze życzeń, warto dodać, że nieodłącznym atrybutem takiego wymarzonego ludu była karność i podatność na narodowe wezwania. Za przykład obrazu takiego urabialnego ludu może posłużyć opis chłopów, którzy wzięli udział w wiecu zorganizowanym przy okazji zakładania towarzystwa ludowego w Lalkowicach w Prusach Zachodnich:

Wszystkich dusze były roznamiętnione, umysły rozgorączkowane, całe zgromadzenie było rozognione; każdy z nas czuł, że trzeba było iskierkę rzucić w te prochy, a wybuch nastąpiłby gwałtowny i nieobliczalny przeciw niemcom. Za każdem gorętszem przemówieniem grzmot oklasków zrywał się jak gra bliskiej bateryi. W głosie ludu czułeś jakby szmer poprzedzający burzę; milczała zaś ta masa „jak broń przed wystrzałem". Na twarzach czytać można było często radość zwycięstwa. Gdy zaś wspominaliśmy o krzywdach, dziejących się nam Polakom ze strony Niemców, dłoń niejednego zżymała się, zęby zgrzytały, a twarz cała nabierała cynicznego wyrazu. – Przy wspominaniu naszego zwycięstwa pojawiał się uśmiech, jako wyraz niepohamowanej radości i nienawiści. Pomyśleliśmy sobie, czego by nasz 20-milionowy naród nie dokonał, gdyby go w całości przechodziły takie dreszcze jak na tem zgromadzeniu (B., PW 1895, 8, 121).

Rozwój endecji jako reakcja na gorączkę brazylijską

Jakie wnioski możemy wyciągnąć z historii brazylijskiej przygody wczesnej endecji? Przede wszystkim dowodzi ona, że kolonialne mapy mentalne (Białas Z. 2005) dostarczały współrzędnych także narodowym demokratom, i że ich myślenie organizowało się zgodnie z nimi niezależnie od rzeczywistych możliwości prowadzenia imperialnego podboju. Kolonialne mapy mentalne przedstawiają świat jako miejsce rywalizacji o wpływy w bliskich i dalekich krainach i o polityczne, kulturowe i gospodarcze podporządkowanie innych, podział na kolonizujących i kolonizowanych uzasadniają hierarchią ras, kultur i cywilizacji, zaś konieczność prowadzenia misji kolonizacyjnej czynią wyznacznikiem zajmowania najwyższych szczebli w tych hierarchiach. Dostarczają dyskursu, który uzasadnia działania militarne(Said 1994), ale może też być reprodukowany niezależnie od ich prowadzenia, także w krajach, które nie są kolonialnymi imperiami (por. Naum, Nordin 2013; Grzechnik 2017). Mieszkańcy ziem polskich sami odczuwali fakt rozbiorów jako sytuację kolonialnego podporządkowania – a na pewno tak odbierali ją redaktorzy Przeglądu Wszechpolskiego. Kolonialne aspiracje nie tylko nie zostały przez nich odrzucone, lecz miały się właśnie okazać drogą do wyjścia z sytuacji podległości i potwierdzeniem przynależności do „narodów, nie narodków". Zamiast być krajem podporządkowanym „nienowoczesnemu”, feudalnemu kolonializmowi carskiej Rosji czy imperium habsburskiego (obaj zaborcy byli postrzegani na łamach Przeglądu jako formacje anachroniczne), Polska, żywiąc kolonialne aspiracje, miała rozpocząć drogę do świata kolonializmu nowoczesnego i kapitalistycznego (przy czym wzorem do naśladowania miało się już wkrótce stać Imperium Brytyjskie).

Wiadomo, że z samej kolonizacji rozumianej jako rozszerzanie polskich wpływów na kontynencie Ameryki Południowej niewiele wyszło. Organizacje polskich wychodźców były, jak to zwykle bywa, skłócone i rozproszone (por. Groniowski 1972), współpraca gospodarcza też raczej była trudna do nawiązania. Co najważniejsze, organizatorzy migracji z Towarzystwa Handlowo-Geograficznego wypadli z łask działaczy głównego nurtu narodowej demokracji[12]. W jeszcze większym stopniu z łask wypadli sami chłopscy migranci – czy raczej Przegląd Wszechpolski przestał z nimi wiązać takie nadzieje. Plan stworzenia w Brazylii Nowej Polski, czyli autonomicznej polskiej prowincji, forsowany przez Kłobukowskiego i Siemiradzkiego (Kania 2004b), Dmowski uznawał za mrzonki, utwierdził się zaś w tym poglądzie, odbywszy w 1899 roku podróż do Brazylii. Na miejscu okazało się, że żyjąca tam ludność polska jest tak mało zorganizowana, tak mało unowocześniona, zaawansowana cywilizacyjne czy narodowo zmobilizowana, ma tak niekorzystną strukturę społeczną, że nie jest w stanie sklecić nawet namiastki państwa (Starczewski 2010; 2015; o kondycji gospodarki wychodźców w Brazylii Mazurek 2006)[13].

A jednak „gorączka brazylijska” okazała się ważnym doświadczeniem nie tylko dla galicyjskich wychodźców. W 1902 roku, w swoim najbardziej znanym dziele, Myślach nowoczesnego Polaka, Roman Dmowski w taki sposób ujmował jej znaczenie:

Gdyby nawet stworzenie społeczeństwa nowopolskiego gdzieś nad brzegiem południowego Atlantyku, w puszczach brazylijskich okazało się w następstwie nieziszczalną mrzonką, to samo zajęcie się podobną sprawą dałoby nam nowe a szerokie pole ćwiczeń dla części gnijących sił naszych i tym sposobem znakomicie by się przyczyniło dla odrodzenia naszego zgnuśniałego ducha (Skrzycki [Dmowski], PW 1895, 1902 nr 11, 832; Dmowski 1933, 139).

Myślenie kolonialne stało się elementem myślenia endeckiego, dyspozycją, która objawiała się na różne sposoby w zależności od konkretnej koniunktury. Ponieważ polski kolonializm nie miał w tym czasie szans realizować się w „klasycznej” formie jako rezultat działania imperium – jego misji militarnej, gospodarczej i kulturowej prowadzonej w dalekim kraju kosztem jego mieszkańców – objawił się w paradoksalny sposób jako aspiracja (Grzechnik 2019), fantazja (Ureña Valerio 2019) czy właśnie ćwiczenie, w którym brzemię białego człowieka miało być niesione ludowym masom, do tej pory „na wpół dzieciom, na wpół diabłom” (Kipling 1899) uciekającym przed głodem i mrozem za ocean. Najważniejszym rezultatem tej kolonialnej sytuacji było wyprodukowanie endeckiego podmiotu jako podmiotu kolonizatora (Memmi 1957), prężnego, męskiego i z dumą wkraczającego do świata nowoczesności, ekspansji i kapitalizmu.

Starając się więc retrospektywnie określić pożytek, jaki endecja mogła odnieść z prób racjonalnego zagospodarowania „gorączki brazylijskiej”, usiłując rozpoznać miejsce, jakie to przedsięwzięcie zajęło w rozwoju narodowej demokracji, warto potraktować je jako pierwszy takt przemian, które w mocniejszy sposób dokonały się w reakcji na rewolucję 1905 roku. Wtedy to, w obliczu mobilizacji politycznej miejskich mas i ich gwałtownego wkroczenia do świata polityki, które jednak odbywało się w sposób dla endecji nieprzewidziany i niepożądany, w dyskursie politycznym tego ruchu pojawiły się pomysły okiełznania nowego aktora na scenie politycznej przez poddanie go dyscyplinie (Porter 1999) i zastąpienie wyobrażeniem biologicznie i socjaldarwinowsko ujmowanego ciała narodu. „Masy muszą wejść na scenę historii, by uczynić nowoczesny projekt polityczny (państwo czy upodmiotowiony politycznie naród) możliwym. By jednak projekt ten zyskał trwałość, trzeba je także przekonać, żeby z tej sceny zeszły” (Marzec 2014, 123). Tak jak udało się endecji doprowadzić do tego w czasie rewolucji 1905–1907 roku w odniesieniu do robotników wstępujących na scenę polityczną, tak też udało się jej to osiągnąć wcześniej, pod koniec XIX wieku, w odniesieniu do migrujących mas chłopskich, które na własną rękę próbowały odnaleźć swoje miejsce na scenie ekonomicznej, w globalnej gospodarce kapitalistycznej. Po odkryciu fenomenu urabialności, kolonizowalności chłopskich wychodźców endecja nie potrzebowała już Nowej Polski w Brazylii, a przestrzeni do ekspansji szukała na starym kontynencie.

Bibliografia

Artykuły w Przeglądzie Wszechpolskim:

Kłobukowski Stanisław. 1895. „Kresy nasze zachodnie”. Przegląd Wszechpolski nr 1: s. 11.

C. 1895. „Korespondencye ze Wschodniej Syberyi”. Przegląd Wszechpolski nr 5: s. 70--71.

b.a. 1895. „Z księgi pamiątkowej”. Przegląd Wszechpolski nr 5: s. 72-75.

Skr. [Dmowski]. 1895. „Jedność narodowa”. Przegląd Wszechpolski nr 8: s. 113-115.

B. 1895. „Korespondencye. Z Prus Zachodnich, w marcu 1895”. Przegląd Wszechpolski nr 8: s. 121.

Oksza Stanisław. 1895. „Znaczenie polityczne wychodztwa”. Przegląd Wszechpolski nr 9: s. 129-130.

Pawłowicz Edward. 1895. „Polacy w Ameryce. Z Ossolineum”. Przegląd Wszechpolski nr 9: s. 130-133.

b.a. 1895. „Opieka nad wychodztwem”. Przegląd Wszechpolski nr 9: s. 135-136.

Skrzycki R. [Dmowski Roman]. 1895. „Wymowne cyfry”. Przegląd Wszechpolski nr 10: s. 145-147.

R. Skrzycki [Dmowski Roman]. 1895. „Kupujcie książki!”. Przegląd Wszechpolski nr 11: s. 161-163.

b.a. 1895. „Z zaboru rosyjskiego”. Przegląd Wszechpolski nr 13: s. 204-207.

b.a. 1895. „Przegląd prasy polskiej”. Przegląd Wszechpolski nr 14: s. 226-227.

b.a. 1895. „Ruch narodowy w koloniach amerykańskich”. Przegląd Wszechpolski nr 15: s. 229-230.

Żagiewski I. [Dmowski Roman]. 1895. „Z całej Polski”. Przegląd Wszechpolski nr 15: s. 234-236.

Żagiewski I. [Dmowski Roman]. „Z całej Polski”. Przegląd Wszechpolski nr 16: s. 250-252.

I.Ż. [Dmowski Roman]. 1895. „Dziennikarstwo polskie. II. Zabór pruski”. Przegląd Wszechpolski nr 17: 262-264.

b.a. 1895. b.t. Przegląd Wszechpolski nr 19: 293.

Żagiewski J. [Dmowski Roman]. 1895. „Z całej Polski”. Przegląd Wszechpolski nr 19: s. 299-301.

Zd. Wł. [Dębicki Zdzisław]. 1895. „Wychodztwo do Rosyi”. Przegląd Wszechpolski nr 20: s. 309-311.

I.Ż. [Dmowski Roman]. 1895. „Dziennikarstwo polskie”. Przegląd Wszechpolski nr 20: s. 311-312.

b.a. 1895. „Stosunki polityczne na Górnym Śląsku”. Przegląd Wszechpolski nr 21: s. 325-328.

b.a. 1895. „Łączność wychodztwa z ojczyzną”. Przegląd Wszechpolski nr 21: 328-330.

b.a. [Dębicki Zdzisław]. 1895. „Ruszczenie i dyplomacya”. Przegląd Wszechpolski nr 22/23: s. 341-346.

b.a. 1900. „Z wychodztwa i kolonii”. Przegląd Wszechpolski nr 5: s. 314-317.

R. Skrzycki [Dmowski Roman]. 1902. „Myśli nowoczesnego Polaka VIII”. Przegląd Wszechpolski nr 11: 825-833.

Assorodobraj-Kula Nina, Witold Kula, Marcin Kula (red.). 1973. Listy emigrantów z Brazylii i Stanów Zjednoczonych, 1890–1891. Warszawa: Ludowa Spółdzielnia Robotnicza.

Białas, Tadeusz. 1983. Liga Morska i Kolonialna 1930–1939. Gdańsk: Wydawnictwo Morskie.

Białas, Zbigniew. 2005. „Mniej niż ćwierć? O pilnej potrzebie rewizjonizmu w studiach postkolonialnych”. ER(R)GO. Teoria–Literatura–Kultura 1 (10): 165–173.

Buchen, Tim. 2019. Antisemitismus in Galizien. Agitation, Gewalt und Politik gegen Juden in der Habsburgermonarchie um 1900. Berlin: Metropol Verlag.

Cybulski, Napoleon. 1894. Próba badań nad żywieniem się ludu wiejskiego w Galicji. Kraków.

Dmowski, Roman. 1933. Myśli nowoczesnego Polaka. Warszawa: Skład Główny „Gazeta Warszawska".

Drugi Zjazd Prawników i Ekonomistów polskich. 1891. Lwów, nakładem uczestników zjazdu.

Franaszek, Piotr. 2016. „Dieta chłopów galicyjskich na przełomie XIX i XX wieku”. Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych, Vol. LXXVI: s. 289–313. DOI: http://dx.doi.org/10.12775/RDSG.2016.10.

Garlicki, Andrzej. 1966. „Relacja Romana Dmowskiego o Lidze Narodowej”. Przegląd Historyczny 57/3: s. 415–443.

Groniowski, Krzysztof. 1972. Polska emigracja zarobkowa w Brazylii (1871–1914). Wrocław Warszawa Kraków Gdańsk: Zakład Narodowy im. Ossolińskich.

Grzechnik Marta. 2017. „Background Characters? The Nordic Region and European Colonialism”. Studia Scandinavica 2017/1(21), s. 128–137. DOI: https://doi.org/10.26881/ss.2017.21.08.

———. 2019. Aspirations of an imperial space. The colonial project of the Maritime and Colonial League in interwar Poland. CES Open Forum Series. Harvard: Minda de Gunzburg Center for European Studies.

Jakubowska, Urszula. 1988. Prasa Narodowej Demokracji w dobie zaborów. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.

Kania, Marta. 2004a. „Józef Siemiradzki (1858–1933) – Działacz polonijny i emigracyjny”. Przegląd Polonijny Rok XXX – 2004 – z. 1, (111): s. 27–52.

———. 2004b. „Nowa Polska. Plany kolonizacji polskiej w Brazylii”. Przegląd Polonijny Rok XXX – 2004 – z. 4, (114): s. 27–52.

Kargol, Tomasz. 2009. „Zieleniewscy, Baczewscy, Grossowie... Galicyjscy przedsiębiorcy w drugiej połowie XIX w. (do 1914 r.) – kierunki badań i postulaty badawcze”. Kwartalnik Historyczny, Vol. CXVI, no. 2: s. 197–217.

Kipling, Rudyard. 1903. „The White Man's Burden”. W: The Five Nations. London: Methuen and Co., s. 79–81.

Kopczyński, Michał. 2018. Historia gospodarcza ciała. Studia z dziejów biologicznego standardu życia na ziemiach polskich. Warszawa: Oficyna Wydawnicza „Mówią Wieki”.

Krajkowski, Michał. 2015. „Chasing Europe. The diagnosis of backwardness in Polish writings on Galicia during the second half of the 19th century”. Wiener Slavistisches Jahrbuch, Vol. 3: s. 73–102.

Krzywiec, Grzegorz. 2009. Szowinizm po polsku: przypadek Romana Dmowskiego (1886–1905). Warszawa: Wydawnictwo Neriton.

Kula, Marcin. 2012. Polono-Brazylijczycy i parę kwestii im bliskich. Warszawa: Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego, Instytut Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich UW.

Kula, Marcin. (red.). 1983. Dzieje Polonii w Ameryce Łacińskiej. Wrocław: Biblioteka Polonijna.

Macaulay, Thomas B. 1835. Minute Upon Indian Education by the Hon'ble T. B. Macaulay, dated the 2nd February 1835.

Marzec, Wiktor. 2014. „Modernizacja mas. Moment polityczny i dyskurs endecji w okresie rewolucji 1905–1907”. Praktyka Teoretyczna 3(13)/2014: s. 99–132. DOI: https://doi.org/10.14746/pt.2014.3.5

———. 2016. Rebelia i reakcja. Rewolucja 1905 roku i plebejskie doświadczenie polityczne. Kraków: Universitas.

Mazurek, Jerzy. 2006. Kraj a emigracja. Ruch ludowy wobec wychodźstwa chłopskiego do krajów Ameryki Łacińskiej (do 1939 roku). Warszawa: Instytut Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego w Warszawie.

Memmi, Albert. 1965. The Colonizer and the Colonized. Transl. Howard Greenfeld. New York: Onion Press.

Morawska, Ewa. 1999. Insecure Prosperity – Small-Town Jews in Industrial America, 1890–1940. Princeton University Press, Princeton, New Jersey.

Naum, Magdalena, and Nordin, Jonas (red.). 2013. Scandinavian Colonialism and the Rise of Modernity. Contributions To Global Historical Archaeology, vol 37. Springer, New York, NY.

Neumann, Boaz. 2009. „The Phenomenology of the German People's Body (Volkskörper) and the Extermination of the Jewish Body”. New German Critique, No. 106 (Winter, 2009): s. 149–181. DOI: https://doi.org/10.1215/0094033X-2008-025.

Osterhammel, Jürgen, and Jansen, Jan. 1995. Kolonialismus. Geschichte, Formen, Folgen. München: C.H.Beck.

Pamiętnik trzeciego zjazdu prawników i ekonomistów polskich w Poznaniu w dniach 11–13 września 1893 roku. 1894. Poznań, wydany staraniem Komitetu III Zjazdu.

Pilch, Andrzej (red.). 1984. Emigracja z ziem polskich w czasach nowożytnych i najnowszych (XVIII–XX w.). Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.

Porter, Brian. 1999. „Democracy and discipline in late Nineteenth-Century Poland”. The Journal of Modern History, Vol. 71, No. 2: s. 346–393. DOI: https://doi.org/10.1086/235250.

Porter-Szűcs, Brian. 2011. Gdy nacjonalizm zaczął nienawidzić. Wyobrażenia nowoczesnej polityki w dziewiętnastowiecznej Polsce. Sejny: Pogranicze.

Praszałowicz, Dorota. 2003. „Overseas Migration from Partitioned Poland: Poznania and Eastern Galicia as Case Studies”. Polish American Studies, Vol. 60, No. 2 (Autumn, 2003): s. 59–81.

Said, Edward W. 1994. Culture and Imperialism. London: Vintage.

Skrzypek, Józef. 1966. „Przegląd Emigracyjny 1892–1894”. Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego 5/1, s. 103–116.

Starczewski, Michał. 2010. „Idea “Nowej Polski” w środowisku lwowskich narodowych demokratów. Racjonalna kolonizacja w duchu narodowym”. W: V. Dzianisava, P. Juszkiewicz, J. Staśkowiak (red.), Polskie Kresy Wschodnie i ludzie stamtąd. Materiały konferencyjne. Warszawa, s. 249–256.

———. 2012a. „Elementy tożsamości polskich chłopów emigrujących do Brazylii przed I wojną światową w świetle listów i pamiętników”. W: J. Gmitruk, A. Indraszczyk (red.), Wieś i ruch ludowy w Polsce i Europie. T. 1, W kręgu historii i tradycji. Warszawa: Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego.

———. 2012b. „Z dziejów emigracji zarobkowej: agenci emigracyjni na ziemiach polskich przed 1914 r.”. Przegląd Historyczny, CIII, 1/2012, s. 47–80.

———. 2015. „Mrzonki racjonalnej kolonizacji w duchu narodowym. Roman Dmowski i polska emigracja do Brazylii”. Przegląd Humanistyczny nr 2: s. 63–74.

Szczepanowski, Stanisław. 1888. Nędza Galicyi w cyfrach i program energicznego rozwoju gospodarstwa krajowego. Lwów: Skład Nut Gubrynowicza i Schmidta.

Ungar, Wiktor. 1894. „Łączność ekonomiczna z wychodźtwem”. W: Pamiętnik trzeciego zjazdu prawników i ekonomistów polskich w Poznaniu w dniach 11–13 września 1893 roku, wydany staraniem Komitetu III Zjazdu. Poznań: s. 189–192.

Ureña Valerio, Lenny. 2019. Colonial Fantasies, Imperial Realities: Race Science and the Making of Polishness on the Fringes of the German Empire, 1840–1920. Athens: Ohio University Press.

Wróbel, Piotr. 1994. „The Jews of Galicia under Austrian-Polish Rule, 1869–1918”. Austrian History Yearbook, 25, s. 97–138. DOI: https://doi.org/10.1017/S0067237800006330.

[1] Artykuł przedstawia wyniki badań finansowanych przez Narodowe Centrum Nauki, grant badawczy Opus 16, 2018/31/B/HS3/00915, projekt „Ciało i dusza narodu. Wątki volkistowskie we wczesnej polskiej myśli narodowo-demokratycznej (1895–1918)”, prowadzonych w Instytucie Slawistyki Polskiej Akademii Nauk. Wstępny kształt artykułu został zaprezentowany na konferencji „Wokół historii społecznej: Nacjonalizm i autorytaryzm” w 2019 r. na Uniwersytecie Warszawskim. Serdecznie dziękuję Karolinie Grzegorczyk, Katarzynie Nowakowskiej, Wiktorowi Marcowi i dwóm anonimowym recenzentom za wnikliwe uwagi i pomocne komentarze na różnych etapach pracy nad tym tekstem.

[2] O rozmiarach chłopskiej migracji zarobkowej do Ameryki Południowej pod koniec XIX wieku i losach wychodźców od momentu podjęcia decyzji o wyjeździe do zadomowienia się na innym kontynencie zob. m.in.: Assorodobraj-Kula, Kula, Kula 1973; Groniowski 1972; 1984; Kula 1983; 2012; Mazurek 2006; Pilch 1984. Na szczególną uwagę zasługuje zbiór listów wysyłanych w latach 1890/1891 przez chłopów, którzy wyjechali do Brazylii i Stanów Zjednoczonych głownie z trzech wsi Królestwa Kongresowego. Listy te, pisane po polsku, rosyjsku i w jidysz, zostały zarekwirowane przez carską cenzurę i w ten sposób przetrwały w archiwach (Assorodobraj-Kula, Kula, Kula 1973). Choć dotyczą pierwszej fali gorączki brazylijskiej, a więc lat 1890–1891 i chłopów z Królestwa Kongresowego, a nie Galicji, można je traktować jako cenne źródło również dla interesującego nas w tym artykule zjawiska.

[3] Stanisław Szczepanowski (1846–1900) – ekonomista, liberał, zwolennik idei pracy organicznej i przedsiębiorca rozwijający polski przemysł naftowy, doświadczenie zdobywał m.in. w Wielkiej Brytanii w Ministerstwie do spraw Indii. Wśród wielu pomysłów na zmianę sytuacji w Galicji, takich jak np. wspieranie industrializacji, wskazywał na konieczność rozprawienia się z licznymi mitami podtrzymującymi „anemię ekonomiczną” kraju i niszczącymi jego produktywność; co ciekawe, jako fałszywe poglądy ekonomiczne wspierające zły stan rzeczy wskazywał między innymi przekonanie o zgubności socjalizmu i plagę antysemityzmu.

[4] Porównania sytuacji w Galicji z sytuacją w krajach uznawanych ówcześnie za stojące na najniższym stopniu rozwoju cywilizacyjnego to częsty i znaczący trop retoryczny. Również Napoleon Cybulski (1894, 177) pisał, że mieszkańcy Galicji jedzą gorzej od mieszkańców Afryki Środkowej. Takie porównania miały wywoływać szok, który wynikał z przekonania, że ziemie polskie stoją przecież na wyższym poziomie cywilizacyjnym niż chociażby Rosja, a co dopiero Bengal czy kraje Afryki Środkowej.

[5] W swojej pracy Szczepanowski skonstruował trwały obraz Galicji jako krainy zacofanej i odstającej od norm rozwoju cywilizacyjnego wyznaczanych przez Zachód. Zgodnie z tym obrazem, Galicja była następnie (również przez innych autorów) przeciwstawiana krajom Europy Zachodniej, ale też całym Austro-Węgrom oraz zaborom rosyjskiemu i pruskiemu, właśnie jako kraina nędzy. Z tezą o wyjątkowym w stosunku do Królestwa zapóźnieniu gospodarczym i przemysłowym Galicji dyskutuje Tomasz Kargol (2009), o różnorodności obrazów galicyjskiego zacofania w literaturze XIX wieku pisze Michał Krajowski (2015). Retoryczna przesada Szczepanowskiego i umiejscawianie Galicji w hierarchicznie ułożonym ciągu innych regionów i krajów służyły jego celom ideologicznym, to jednak, że migrujący chłopi uciekali przed realnym zagrożeniem głodem, pozostaje bezspornym faktem (współczesne opracowania na ten temat: por. np. Franaszek 2016; w bardziej popularnonaukowej formie – Kopczyński 2018). Do najbardziej bolesnych fragmentów wymienionych wcześniej listów chłopów – migrantów z Królestwa Kongresowego (Assorodobraj-Kula i in. 1973) należą te, w których nadawcy zachęcają swoich bliskich do wyjazdu do Brazylii czy Stanów Zjednoczonych obietnicą, że w nowym kraju będą jeść jak folwarczni panowie, z kolei najczęstszym wyrazem niepokoju o los tych, którzy zostali w domu, są pytania o to, jak im minęła zima. Niezależnie więc od publicystycznego charakteru tez Szczepanowskiego należy przypuszczać, że strach przed głodem i mrozem był stałym składnikiem życia chłopów na ziemiach polskich, bez różnicy, czy pochodzili oni z Galicji, czy z Królestwa.

[6] Roman Dmowski (1864–1939) – główny ideolog polskiego nacjonalizmu, współzałożyciel Ligi Narodowej (1893), Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego (1897), Obozu Wielkiej Polski (1926), Stronnictwa Narodowego (1928). Polski delegat na konferencję paryską w 1919 r., zwolennik inkorporacyjnej koncepcji państwa narodowego. Choć po odzyskaniu niepodległości nie sprawował żadnych ważniejszych funkcji państwowych, wywierał olbrzymi wpływ na kształt sceny politycznej i profil ideowy polskiego nacjonalizmu, nadając mu autorytarne, antysemickie, totalitarne oblicze.

[7] Całe to spotkanie nosi jednocześnie rysy wydarzenia absolutnie przypadkowego i absolutnie nieprzypadkowego. Dmowski, którego pozycja w strukturach endecji w 1895 roku nie była jeszcze w tak oczywisty sposób kierownicza, przyjechał do Lwowa z intencją założenia pisma – organu prasowego Ligi Narodowej. Nie miał jednak na to pieniędzy, uzyskanie koncesji na nowy tytuł również byłoby dla niego trudne. Propozycja oddania w jego ręce Przeglądu Wszechpolskiego, wysunięta przez Kłobukowskiego i Ungara (Garlicki 1966), okazała się więc niezwykłym zrządzeniem losu. Z drugiej strony dotychczasowi redaktorzy sami byli członkami Ligi Narodowej, zaś profil ideowy ich pisma był na tyle bliski Dmowskiemu, że – przynajmniej na początku istnienia pisma – ich połączenie mogło sprawiać wrażenie oczywistej i koniecznej kolei rzeczy. Ten korzystny splot czynników może być retrospektywnie odbierany jako konieczność dziejowa, można też sobie jednak wyobrazić inne scenariusze.

[8] Zgodnie z terminologią zaproponowaną przez Jürgena Osterhammela i Jana Jansena (1995, 20–21), mielibyśmy tu do czynienia z przejściem od opisu kolonizacji bez kolonializmu do opisu kolonizacji połączonej z kolonializmem.

[9] Mam tu oczywiście na myśli ciało żywe w fenomenologicznym znaczeniu tego słowa, jako ciało, którym się jest i którym się żyje, nie zaś ciało, które się ma (por. Neumann 2009).

[10] Migracja żydowska z Galicji przed I wojną światową była intensywniejsza w liczbach względnych od migracji polskiej i rusińskiej. W latach 1881–1910 Galicję opuściło ponad 230 000 Żydów (Wróbel 1994, 101; o żydowskich migrantach z carskiej Rosji przejeżdżających przez Galicję: Buchen 2012, 112–116). Wyjeżdżali oni do miast imperium habsburskiego i za ocean: przede wszystkim do Stanów Zjednoczonych (w latach 1880–1914 przybyły tam dwa miliony Żydów z Rosji i Austro-Węgier; szacuje się, że w latach tych przeniosło się tam 27% Żydów z Europy Wschodniej; Morawska 1999, 26), Argentyny i Brazylii. Migracja żydowska pozostawała jednak zjawiskiem oddzielnym od migracji polskiej i rusińskiej, bazowała bowiem na własnych sieciach społecznych i instytucjach ją organizujących (Praszałowicz 2003) – biura Towarzystwa Handlowo-Geograficznego szturmowali chłopi polscy i rusińscy, nie Żydzi.

[11] Powstaje jednak pytanie o sposób ujmowania tożsamości etnicznej/narodowej galicyjskich wychodźców przez samo środowisko Przeglądu Wszechpolskiego. O ile stałym tematem poruszanym przez pismo była nieadekwatność kategorii używanych w czasie spisów ludności prowadzonych zarówno na ziemiach polskich (gdzie np. Mazurów–protestantów zapisywano jako Niemców), jak i w krajach migracji (gdzie przez długi czas chłopów z Galicji klasyfikowano jako poddanych imperium habsburskiego, a więc Austriaków, chłopów z zaboru rosyjskiego – jako Rosjan itd.), o tyle ciekawie wyglądała kwestia stosunku tego środowiska do wewnętrznego zróżnicowania galicyjskich chłopów. Wiadomo, że z Galicji migrowali nie tylko Polacy, ale też Rusini/Ukraińcy (zdaniem Andrzeja Pilcha stanowili oni 3/4 migrantów w czasie gorączki brazylijskiej w Galicji; por. Pilch 1984, 267) i wspomniani wcześniej Żydzi (stosuję te kategorie w znaczeniu religijnym i językowym). Żydzi jednak nigdy nie pojawiają się na łamach pisma jako potencjalni członkowie grupy wychodźców, którą Przegląd chce otoczyć swoją opieką – zaczęli się pojawiać w innych kontekstach, jako pasożyty, szczególnie w znaczeniu gospodarczym, dopiero po pojawieniu się w redakcji Dmowskiego. Natomiast odrębność narodowa Rusinów była zauważana, jednak traktowano ją albo przychylnie, jako wariant polskości, albo z dezaprobatą, jako produkt sił wrogich polskości. Niezależna tożsamość ukraińska, pociągająca za sobą roszczenia do istnienia niezależnego państwa, w ogóle nie była traktowana poważnie. Taki sam był oczywiście stosunek pisma do Litwinów, Ślązaków i Mazurów, których uznanie warunkowane było ich potencjalną asymilowalnością do polskości. Żydzi byli postrzegani jako nieasymilowalni.

[12] W najbardziej spektakularny sposób przydarzyło się to Józefowi Siemiradzkiemu (1858–1933), geologowi, podróżnikowi i oddanemu korespondentowi Przeglądu Emigracyjnego, kilkukrotnemu wysłannikowi (śladami polskich wychodźców) Towarzystwa Handlowo-Geograficznego do Włoch i Brazylii – już w 1900 roku Przegląd Wszechpolski pisał o nim jak o nikomu nieznanej osobie (b.a., PW 1900 nr 5, 317; por też Kania 2004a; 2004b), nie tylko dyskredytując jego działania, ale również powtarzając plotki na jego temat.

[13] Nie oznacza to oczywiście, że w ogóle przestał myśleć o Bazylii. Już w 1902 roku dołączył do inicjatywy działacza wszechpolskiego Kazimierza Warchałowskiego, który założył w Brazylii bank Dom Handlowy. Celem tej instytucji miało być uniezależnienie Polaków w Brazylii od niemieckich hurtowników; wśród pozostałych udziałowców byli m.in. Władysław Reymont, hr. Dzieduszycki, Zamoyski i inni (Groniowski 1972, 246). Po odzyskaniu niepodległości pomysły kolonizatorskie pojawiały się w różnych postaciach w myśli działaczy i polityków nie tylko endeckich, ale też sanacyjnych, aż do wybuchu II w. św. (na szczególną uwagę zasługuje chociażby historia Ligi Morskiej i Kolonialnej – Grzechnik 2019; Białas T. 1983), a polityka emigracyjna, rozumiana jako narzędzie do pozbycia się „ludzi zbędnych”, należała do kompetencji Ministerstwa Spraw Zagranicznych (Mazurek 2006). Choć raczej nie odnosiła spektakularnych sukcesów.