Obszary niewiedzy. Lewicowa krytyka literacka

logo

Cole Stangler - Wykolejenie francuskiej klasy robotniczej?

Wygląda na to, że Emmanuel Macron pokonał bojowe związki zawodowe na francuskiej kolei – jaka przyszłość czeka ruch sprzeciwiający się jego reformom?

To była jak dotychczas najbardziej ryzykowna pro-biznesowa reforma prezydenta Emmanuela Macrona. Proponując zniesienie korzystnych warunków zatrudnienia dziesiątek tysięcy pracowników kolei i eliminację prawnego statusu Narodowego Towarzystwa Kolei Francuskich (SNCF) jako spółki państwowej — będącą w oczach krytyków pierwszym krokiem w stronę prywatyzacji na pełną skalę — jego rząd zdecydował się na zadarcie z najbardziej bojową sekcją francuskiej klasy robotniczej.

Jednak dwa miesiące po tym jak kolejowe związki zawodowe rozpoczęły serię dotkliwych strajków w całym kraju, przyrzekając walkę na śmierć i życie, rząd solidnie utrzymuje się na prowadzeniu. Senat przyjął pakiet reform 14 czerwca 245 głosami “za”, przy 84 głosach “przeciw”, dopuszczając reformy do wejścia w życie w lutym 2020 roku. Związki zawodowe obiecały nadal strajkować przez dwa z każdych pięciu dni roboczych co najmniej do końca czerwca. Po tym terminie, dwa najbardziej waleczne związki pracowników kolei obiecują kontynuować strajki w nadziei na wpłynięcie na negocjację umowy z SNCF. Jeśli sprawy nie potoczą się nagle w nieoczekiwanym kierunku, Macron znów postawi na swoim.

Zbierając siły

Walka przeciw reformom Marcona nigdy nie była łatwa. Partia prezydenta, La  République En Marche (LREM), posiada przytłaczającą większość w Zgromadzeniu Narodowym. Oznacza to, że tak, jak w przypadku każdej reformy pochodzącej z prezydenckiego Pałacu Elizejskiego, oponenci­ mogą jedynie mieć nadzieję, że połączenie protestów i negatywnego nastawienia opinii publicznej sprawi, że rząd pociągnie za hamulec. Lecz do niczego takiego nigdy nie doszło. Opinia publiczna przychodzi z pomocą strajkującym, równoległe strajki w sektorze prywatnym okazały się krótkotrwałe, a związki pracowników służby cywilnej postanowiły nie wesprzeć pracownic kolei. I mimo wszystkich apeli o wskrzeszenie ducha Maja ’68, ruchowi studenckiemu nie udało się zorganizować zbyt wiele poparcia.

Początkowe dni rewolty zdawały się sugerować coś przeciwnego. 22 marca związki służby cywilnej zorganizowały swoją własną serię strajków oraz demonstracji, protestując przeciwko zamrożeniu płac i rządowym planom eliminacji 120 000 miejsc pracy w sektorze publicznym. Cztery główne związki pracownic kolei już wcześniej zapowiadały serię regularnych strajków w ciągu najbliższych trzech miesięcy. Ale wyczuwając okazję do powiązania swojej walki z szerszą kwestią, jaką stanowi obrona usług publicznych, dwa najbardziej bojowe związki kolejowe — Powszechna Konfederacja Pracy (CGT) i SUD-Rail — wezwały do solidarnościowej demonstracji wraz z pracownikami służby cywilnej, która miała odbyć się w Paryżu. Oba marsze połączyły się w Bastylii. Frekwencja była imponująca — niemalże 50 000 osób na ulicach Paryża i pomiędzy 200 000 a 500 000 w skali kraju.

Pracownicy służby cywilnej i pracownicy kolei tworzą razem potężną siłę. Stanowią oni po prostu ten rodzaj koalicji, która — rzucona do działania — mogłaby spowodować, że rząd dałby za wygraną. Macron i spółka najbardziej obawiali się strajku, który rozciągnąłby się poza partykularne interesy pracownic kolei — a więc stanął w obronie szerszej kwestii usług publicznych, a w istocie całego francuskiego modelu społecznego, przed rządowymi zamiarami zniszczenia go przez tysiące cięć. Chociaż w maju ubiegłego roku, podczas drugiej tury wyborów prezydenckich Francuzi oddali swój głos na Macrona, konkurującego ze skrajnie prawicową Marine Le Pen, wciąż głęboko cenią sobie usługi publiczne. Świadomy tego Macron i jego gabinet nagminnie próbowali skupić dyskusję o kolei na „niesprawiedliwych” korzyściach wynikających z formy zatrudnienia jej pracowników, kategorycznie zaprzeczając wszelkim planom prywatyzacji.

Poziom strajków pozostał wysoki we wczesnej fazie ruchu — mniej więcej trzech na czterech maszynistów pociągowych nie stawiło się do pracy w początkowym okresie strajków. Tak samo postąpiło ponad 20% całej, liczącej 150 000 pracownic, siły roboczej SNCF. Liczba ta uwzględnia tzw. “białe kołnierzyki” [czyli pracowników wykonujących zadania głównie o charakterze umysłowym — przyp. tłum.], mniej przychylne podejmowaniu wspólnych działań. W tym samym czasie opinia publiczna zdawała się stawać po ich stronie. 4 kwietnia sondaże pokazały, że 44% respondentów popiera strajk sektora kolei, a 41% jest mu przeciwnych.

Ostatecznie tendencje te okazały się krótkotrwałe. Od końca kwietnia do początku maja zarówno poziom uczestnictwa w strajkach, jak i aprobata publiczności zaczynały się kurczyć. Tego pierwszego się do pewnego stopnia spodziewano. Inaczej niż w Stanach Zjednoczonych, francuscy robotnicy nie otrzymują od swoich związków rekompensaty za dni stracone w akcji strajkowej. Podejmowanie jej przez dwa dni z każdych pięciu to olbrzymie poświęcenie. Mimo to, tegoroczne strajki kolei są jednym z największych ruchów strajkowych w ostatnich 70 latach — jak doniósł ostatnio Le Monde. W ostatnich tygodniach około 15% spółki kolejowej — w sile 20 000 robotników — podjęło strajk. Liczby te nie są bez znaczenia, lecz ukazują one wyraźny spadek zaangażowania.

W tym samym czasie, publiczne poparcie waha się w granicach 40%. Jest ono najczęściej wyrażane przez ludzi młodych i pracowników służby cywilnej. W ostatnim sondażu 56% pracowników sektora publicznego i 55% ludzi w wieku od osiemnastu do dwudziestu czterech lat wsparło strajki. Ale powiedzmy sobie jasno, to nie wystarczy.

Błysk niepokoju

Pracownicy kolei nie wygrają tej bitwy samotnie. Jedynie mając wsparcie związków z innych sektorów mogliby oni realistycznie myśleć o przekształceniu swojego strajku w szerzej zakrojoną walkę przeciwko podejmowanym przez Macrona próbom zniszczenia ładu społecznego ustanowionego po II wojnie światowej.

W ostatnich miesiącach pojawił się błysk niepokoju w sektorze prywatnym — ale ostatecznie okazał się on być niczym więcej. W odpowiedzi na ogólnokrajowe strajki w sprawie zamykania supermarketów, zatrudniający największą liczbę osób we francuskim sektorze prywatnym Carrefour doszedł do porozumienia ze związkami zawodowymi i obiecał przekierować zwolnione pracownice na inne stanowiska w spółce. Protesty toczyły się w Air France: zarząd szukał sposobu na obejście związków, które domagały się znacznych podwyżek, organizując referendum zakładowe w sprawie swojej własnej, skromniejszej propozycji, ale pracownicy odrzucili ją i zmusili dyrektora generalnego do ustąpienia ze stanowiska. Choć zorganizowane pracownice straszą następnymi strajkami w spółce, nie rozprzestrzeniło się to do innych firm czy sektorów. A związki w Air France nie mogły ogłosić zwycięstwa.  

Liderzy związków służby cywilnej świadomie unikali wiązania swoich postulatów z postulatami strajkujących pracowników kolei. Te drugie widzieli jako przegraną sprawę. 22 maja wszystkie dziewięć głównych związków sektora publicznego połączyło siły przed następną serią strajków i protestów, jednakże liderzy upierali się, żeby były one zupełnie odrębne od strajków trwających na kolei. Nie bez powodu wybrali oni datę nie objętą zatrzymaniem pracy transportu kolejowego. „22 maja musi być skupiony wokół służby cywilnej” — deklarował Laurent Berger, sekretarz generalny Francuskiej Demokratycznej Konfederacji Pracy (CFDT), drugiej największej konfederacji związków zawodowych we Francji. CFDT opowiada się za ugodowym stosunkiem do pracodawców i rządu.

Wobec braku wymienionych wyżej czynników, związkom pracowników kolei nie udało się wygenerować trwałego poparcia poza swoją naturalną bazą: mieszanką szeregowych pracowników, aktywistek związkowych i sympatyków lewicowych organizacji politycznych. W minionych kilku tygodniach baza ta wielokrotnie się mobilizowała, ale nie jest ona po prostu na tym etapie wystarczająco liczna, by pokonać Macrona.

W ostatnich tygodniach nie udało się jej osiągnąć tego samego poziomu, co 22 marca, w dniu największej wspólnej demonstracji robotniczej. 19 kwietnia wspólny apel CGT i mniejszego lewicowego związku Solidaires [Solidaires Unitaires Démocratiques (SUD) — przyp. tłum.] o „połączenie walk” przyciągnął między 119 500 a 300 000 osób w skali kraju. W corocznych obchodach 1 Maja na protestach w całym kraju pojawiło się pomiędzy 143 500 a 210 000 osób. Wydarzenia odbywające się z tej okazji zostały przyćmione przez brutalne starcia pomiędzy siłami prewencji a demonstrantami z czarnego bloku w Paryżu.

Lewicowe partie polityczne starały się ożywić ruch. W odpowiedzi na wezwanie filmowca François Ruffina (parlamentarzysty z ramienia La France Insoumise, partii dowodzonej przez Jean-Luca Mélenchona) około 40 000 osób pojawiło się w sobotę 5 maja na „imprezie” w Paryżu, by ironicznie upamiętnić pierwszy rok rządów Macrona. France Insoumise i inne partie poszły nawet dalej. Zapewnili wsparcie CGT i innych związków zawodowych w ogólnokrajowych demonstracjach z 26 maja — w Paryżu na ulice wyszło ponad 30 000 osób. Taka jedność pomiędzy zorganizowanymi pracownikami a partiami politycznymi jest we Francji rzadkością, zwłaszcza odkąd dwie dekady temu CGT zerwało swoje związki z Partią Komunistyczną. Związki często powołują się na Statut z Amiens z 1906 roku, uchwałę ustanawiającą niezależność związków zawodowych od partii politycznych [Statut z Amiens (Charte d'Amiens) jest wewnętrznym dokumentem Powszechnej Konfederacji Pracy, przyjętym w 1906 roku, kiedy związek zdominowany był przez działaczki o poglądach anarchosyndykalistycznych. Od zakończenia II Wojny Światowej CGT podlegało coraz większym wpływom Francuskiej Partii Komunistycznej aż do lat 90. XX wieku, kiedy pod kierownictwem Louisa Vianetta i Bernarda Thibaulta związek postanowił zerwać współpracę z komunistami — przyp. tłum.] Ta współpraca była dobrym znakiem, ale liczby pokazują jak daleko było jej do przekroczenia sumy swoich członków.

Kampusy uniwersyteckie również były tej wiosny świadkami olbrzymiej mobilizacji. W proteście przeciwko reformie edukacji, która wprowadza procedury selektywnej kwalifikacji, dotychczas ograniczone wyłącznie do kilku elitarnych instytucji, aktywiści studenccy uruchomili serię okupacji w całym kraju. Na kampusie studentów pierwszego stopnia Uniwersytetu Paryskiego 1, znanego jako Tolbiac, miała miejsce szczególnie intensywna okupacja, która trwała niemal miesiąc nim nastąpiła jego ewakuacja przez siły prewencyjne. Studenckie okupacje odbyły się także w Montpellier, Tuluzie, Rennes, Nantes, i innych miastach.

Chociaż młodzi ludzie i studentki generalnie sympatyzowali z tymi protestami edukacyjnymi, sam ruch nigdy nie osiągnął masy krytycznej. Klęska ostatnich prób przerwania egzaminów studenckich zaświadczyła o tej słabości. Podobnie, studentki w Paryżu nigdy nie zdołały okupować Sorbony dłużej niż przez kilka godzin. [12 kwietnia studentki Sorbony przeprowadziły okupację jednego z gmachów uczelni w dniu egzaminów. W liczbie 191 (według danych policji) studentki zabarykadowały się na uniwersytecie i wywiesiły z okien banery. Po chwili pod wejściem do budynku zawiązała się kontrdemonstracja, której uczestnicy domagając się otwarcia bram skandowali: „otwórzcie Sorbonę”. Tego samego dnia wieczorem wezwano policję, która ewakuowała budynek — przyp. tłum]. Symbolika mogła być bogata: to właśnie na dziedzińcu tego samego historycznego uniwersytetu rozpoczęły się wydarzenia Maja ’68. Ale niezdolność działaczy studenckich do zgromadzenia wystarczającej liczby sprzymierzeńców, żeby utrzymać okupację w maju 2018 — albo przynajmniej odeprzeć więcej niż jedną interwencję sił porządkowych — podkreśliła niewystarczającą bazę ruchu.

Daremny opór?

CGT, największy ze związków pracowników kolei, wezwał do kontynuacji strajków w lipcu, ponieważ stara się utrzymać presję na rządzie. Lecz właśnie w tym tygodniu [artykuł został opublikowany 22 czerwca — przyp. tłum.] zjednoczony front pracownic SNCF w końcu upadł: związek UNSA zdecydował, że nie będzie kontynuować strajku w następnym miesiącu, a CDFT rozważa to samo. Jeśli tak się zdarzy, CGT i SUD-Rail zostaną w strajku same — natomiast opozycja wobec planowanych przez Macrona reform kolei znajdzie się w stanie krytycznym. (Listopadowe wybory związkowe w SNCF zawisną nad całością procesu decyzyjnego, ponieważ każda z organizacji będzie czekała na ich wynik.)

Jeśli rząd Macrona złamie potężne niegdyś kolejowe związki zawodowe, będzie to niewątpliwie postrzegane jako poważne zwycięstwo. Jednakże nie powinniśmy wówczas tracić z oczu kontekstu. Niezliczone protesty i strajki ostatnich miesięcy pokazały jasno, że składniki dla trwalszego ruchu przeciwko jego rządowi zostały przygotowane. Z kolei Emmanuel Macron pozostaje niepopularny — ostatni sondaż pokazał, że skupia on jedynie 42% poparcia, tyle samo co Donald Trump w Stanach Zjednoczonych. Kontynuacja probiznesowych reform nie wróży dobrze tej prezydenturze, podobnie jak trwające prowokacje, które stopniowo ujawniają rządową agendę. Jeden minister powiedział ostatnio, że we Francji było „zbyt wiele” programów socjalnych. Niedługo później sam Macron zażartował, że programy socjalne kosztują „zwariowane pieniądze”.

Zachodzi również pewna pociecha dla ruchu strajkowego. Parę tygodni po rozpoczęciu przestojów w pracy pracownic kolei, premier Édouard Philippe ogłosił, że rząd przejmie ponad połowę olbrzymiego długu SNCF o łącznej wartości 55 miliardów euro — realizując długoletni postulat związków. Możemy postrzegać to jako ustępstwo ze strony rządu — niewielkie, jednakże wynikające z uznania siły akcji kolektywnej. Co ważniejsze, reforma kolei zdołała dokonać tego, co nie udało się niezliczonym poprzednim reformom: wyprowadziła ona związki zawodowe i partie polityczne razem na ulice.

Protesty z 26 maja, w których udział wzięli aktywiści z La France Insoumise, Powszechnej Konfederacji Pracy oraz grup protestujących przeciwko policyjnej przemocy, maszerując ramię w ramię są zachęcającym sygnałem dla przeciwników rządu. Oto najbardziej oczywista lekcja z pierwszego roku macronizmu: ani zorganizowani pracownicy, ani lewica nie są w stanie samodzielnie obronić się przed rządem.

Tłum. Jakub Polański

Cole Stangler - dziennikarz mieszkający w Paryżu, pisze o pracy i polityce. Współpracował z International Business Times i In These Times, jego artykuły ukazywały się w VICE, The Nation, The Village Voice oraz Jacobin Magazine.